11 marca 2011

POLEMIZUJĄC Z TOSTEREM O LITERATURZE cz. II - BIBLIOTEKI

BIBLIOTEKI:

Właściwie za całą argumentację powinny wystarczyć następujące przykłady:

PRZYKŁAD PIERWSZY:

Z białogardzką biblioteką publiczną jestem dość mocno emocjonalnie związana. Kiedy zatem przyjeżdżam do rodziców staram się zawsze zajrzeć, choć na minutkę. Jakież było moje zdziwienie w grudniu, kiedy okazało się, że biblioteka została przeniesiona do innego budynku. Nic myślę sobie, rozwija się, ma coraz więcej książek [ sama swego czasu zaniosłam tam kilka wypchanych po brzegi toreb podróżnych], to i lokal większy... a nie. Nie większy, tylko mniejszy. I to sporo mniejszy. Teraz jest "kameralnie" czyli gnieżdżą się dziewczyny, dokonując cudów, by jak najwięcej książek zmieścić na tych... przestrzeniach, bo reszta pójdzie do likwidacji. Książki mam oczywiście na myśli nie pracownice, choć pewnie jak książek nie będzie to i pracownice polecą.  Ba, książki, które przynoszą mieszkańcy, by bibliotekę wspomóc, też nie są wciągane na listę, a wystawiane w kartonie i każdy, że się tak wyrażę potrzebujący może je sobie zabrać [ taka polityka władz biblioteki].Jak to się ma do "mocnej sieci bibliotek publicznych" pisać nie będę. Tylko tak sobie myślę, jako laik oczywiście, że chyba nie tędy droga do rozwoju tego przybytku.

PRZYKŁAD DRUGI:

Jeszcze będąc na studiach [ później doświadczyłam tego i w Krakowie], postanowiłam zapisać się do biblioteki miejskiej w Słupsku. Bodźcem była chęć przeczytania konkretnej książki, której akurat uczelniana biblioteka nie posiadała. Wsiadłam w autobus, pojechałam we właściwe miejsce, odstałam swoje w kolejce do Pani Bibliotekarki i radośnie oznajmiłam - kiedy przyszła moje kolej- że chciałaby się zapisać. Pani poprosiła o dowód, sprawdziła, że nie mam stałego meldunku w Słupsku i stwierdziła, że w takim razie muszę zapłacić kaucję. Ok myślę sobie. Biblioteka musi się jakoś zabezpieczać przed książkowymi kradziejami - luz. Zapłacę. Pani podała kwotę - do dziś pamiętam - 100 zł. Pewnie gdyby było tam jakieś krzesło pod ręką to bym usiadła, bo z wrażenia nogi mi się ugięły. W ówczesnym czasie za stancję płaciłam 170 zł miesięcznie, a książka, którą chciałam wypożyczyć, w księgarni, nowiutka i lśniąca kosztowała 24,80. Grzecznie podziękowałam i wyszłam nie zapisawszy się. Pomijam już absurd kwoty jaką ode mnie zażądano, ale zwyczajnie nawet tyle nie miałam w portfelu. Żeby było zabawniej, w holu przed głównym wyjściem stały kosze z książkami, które biblioteka wyprzedawała. Koszt każdej pozycji - 0,50 zł. Mając chęć jednak coś poczytać, a nie dysponując ani funduszami na zakup w księgarni, ani tym bardziej na zapisanie się do biblioteki, ruszyłam ku koszom. W jednym z nich znalazłam książkę, którą chciałam wypożyczyć. Zapłaciłam 0,50 zł i ruszyłam do domu.

PRZYKŁAD TRZECI:

Biblioteka w szkole, w której pracowałam przejęła zasoby innej, likwidowanej biblioteki. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że zamiast wciągnąć uzyskane pozycje na listę posiadanych przez bibliotekę książek [ nota bene największą bolączką biblioteki za czasów gdy tam pracowałam był brak książek z zagadnień humanistycznych i nowo wprowadzonych lektur] wszystkie przejęte publikacje zostały wystawione na sprzedaż. Cena książki to były jakieś śmieszne pieniądze - 1 czy 1,5 zł. już nie pamiętam. Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała dlaczego taka polityka. Tu płaczą, że nie ma pieniędzy na potrzebne książki, a tu, jak te książki dostają to zamiast zachować dla siebie, wystawiają na sprzedaż. Okazało się, że są jakieś tam przepisy prawne, które nie pozwalają wciągnąć książek na listę [ nie znam się na tym, więc nie będę dokładnie wyjaśniać]. Suma summarum zakupiłam wtedy ponad 200 pozycji, w tym biograficzne perełki, cały cykl  wierszy współczesnych poetów, poetykę...Nie zanosiłam ich do domu, bo się nie opłacało. Przez kolejne lata pożyczałam je własnym uczniom, którzy chcąc się przygotować do matury potrzebowali tychże właśnie publikacji, a biblioteka... nie posiadała.

Ja wiem, że w dobie internetu biblioteka wydaje się przeżytkiem i pewnie stąd taka właśnie ogólnie przyjęta polityka, czy słuszna jednak, to pozostaje dyskusyjne. W końcu co szelest przewracanej kartki, to szelest przewracanej kartki, a zapach takiej książki jest nie do zstąpienia. jeśli dodać do tego, że z nowym VAT-em książka staje się towarem już nie tylko luksusowym, ale nawet super luksusowym, to sens istnienia bibliotek wydawać by się mogło jest uzasadniony.
Ja pewnie nie dożyję czasów gdy w Polsce będą takie biblioteki [ początki do złudzenia przypominają polską rzeczywistość, niestety koniec filmu już nie], mam jednak nadzieję, że Czupur żyć będzie w czasach, gdy biblioteki w ogóle istnieć będą.

.


11 komentarzy:

  1. poza tym biblioteki sa masowo likwidowane....

    OdpowiedzUsuń
  2. Nom, ale ja pisałem że inne kraje postawiły na silne biblioteki, a nie że Polska na to postawiła. Do bibliotek od dawna nie zaglądam bo nie chce mi się ich szukać, zresztą jak sięgnę pamięcią do czasów kiedy jeszcze się tam pojawiałem to nie było tam pozycji które mnie interesowały, a mianowicie SF w różnych wariacjach. Zawsze myślę że można założyć prywatną bibliotekę, a nie publiczną :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem wielbicielka biblioteki naszej bialogardzkiej. Ponoc ma byc znow przeniesiona do bylego internatu- jakby od razu nie mozna bylo tego zrobic...

    OdpowiedzUsuń
  4. chwilka: myślę, że to co opisałam to bardziej wysublimowany i rozciągnięty w czasie proces likwidacyjny tej biblioteki.
    toster: wiem, umiem czytać ze zrozumieniem , co np. nie zawsze wychodzi trolom od komentarzy o indepro, ale zapis taki jaki masz w kontekście całości można interpretowac jako wskazówkę dla Polski co z tym brakiem kultury czytelniczej zrobić. Co do zasobów biblioteki - białogardzka ma np. bardzo ciekawy księgozbiór dot. fantastyki, ale to czy tego typu ksiązki są kupowane czy nie zależy od dwóch czynników- jakie poglądy mają na tego typu literature panie bibliotekarki [ one wszak kupuja nowe pozycje] i jaki typ książek cieszy się największą popularnością, czytaj przyciąga czytelników. stąd w bibliotekach na kilogramy Daniell Stell - czytają te romanse babcie na emeryturze i nastolatki nieszczęśliwie zakochane, a skoro jest popyt...
    co do biblioteki prywatnej - dysponujemy z Emanem całkiem niezłą, a i tak niektórzy traktują ją jak publiczną :P
    anno: nie wiem czy wiesz ale w internacie jest jeszcze mniej miejsca niż mają obecnie, więc... no nie będę kończyć, bo jesteś inteligentną dziewczynką i sobie dopowiesz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Trend biblioteczny to raczej wina pipowatości władz lokalnych (tudzież zarządu biblioteki), a nie odgórny prikaz. Dla kontrastu z powyższymi przykładami przedstawię sytuacje biblioteki w Mikołowie (taka mała dziura obok Katowic dla niezorientowanych). Odkąd sięgam pamięcią była umiejscowiona w lokalu 3x3 m2, gdzie dwie osoby nie mogły się zmieścić jednocześnie między regałami. Zło i zniszczenie. Ostatni (znaczy przed kilkoma laty) ktoś dostał pomysła. Biblioteka przejęła budynek starego kina (wiadomo że upadło w dobie multipleksów), wyremontowali, sięgnęli po fundusze unijne i pierdolnęli taką bibliotekę że mucha nie siada. Off course nie wiem kto to robił, kto napisał projekt unijny etc ale jak widać się da.

    W tej chwili główne pomieszczenie biblioteki to sala kinowa razem z balkonem z usytuowanymi wygodnie po bokach regałami a na środku sali około 10 biurek z kompami i darmowym dostępem do netu. Fantastyka zajmuje kilka regałów, ja zawsze coś znajdę do czytania, ba nawet od czasu do czasu coś nowego się przyturla na półkę. Postawili też netowy serwer, na którym po utworzeniu własnego konta ma się wgląd w wypożyczone pozycje, można zrobić rezerwacje, przedłużenia etc.

    Fakt faktem biblioteka jest płatna, ba nawet ostatnio wzrosła opłata roczna o 100% z 1 zł na 2 zł, życie jest podłe :D No i zaczęli ściągać kasę za nieterminowe oddawanie - 20 gr za tydzień. Biorąc pod uwagę, że można przedłużać online do 3 razy, samo zuo :D

    W Siemianowicach też jest przyzwoicie, na większych osiedlach są filie, bilbioteki organizują sporo imprez etc.

    Anyway nie wszędzie gaszą światło w bilbiotece :P

    pozdro
    Sokles

    OdpowiedzUsuń
  6. U nas tez byl pomysl przejecia upadlego kina na biblioteke, ale jako,ze byla to mysl czlowieka niekoniecznie przychylnego lokalnej wladzy...Lepiej bylo zrobic tam kolejny sklep meblowy :/

    OdpowiedzUsuń
  7. troszke, z innej strony... mnie piekielnie zal ze zanika tradycja pracy studentow w czytelni. w szczecinie w ksiaznicy (bardzo fajny konglomerat czytelni i bibliotek) siedza glownie norwegowie, (studiuja glownie mecycyne) siedza robia notatki itd. i Polacy, ktorzy pisza jakies prace, reszta korzysta z ksera na potege...

    OdpowiedzUsuń
  8. Sokles: Kogo jak kogo, ale ciebie to się w komentarzach nie spodziewałam braciszku. prawie na serce zeszłam. Co do komentarza - oczywiście ze są możliwości, tyle, ze to co ja opisałam to powszechne działanie, a to co ty - rzadkość. Z drugiej strony jak się mieszka w mieście, które w niczym nie przypomina miasta na Śląsku to i takiej biblioteki można się spodziewać.
    Chwilko: nie ma się co dziwić skoro większość obecnych studentów nie potrafi korzystać z publikacji, ze o katalogach w bibliotece nie wspomnę. miałam na egzaminie maturalnym laskę, która szukała spisu treści w encyklopedii...
    Blind: to się nie nazywa postęp - postęp byłby wtedy gdyby te biblioteki dalej istniały, tyle że bardziej zmodernizowane, unowocześnione. Zamykanie ich to bardziej zmierzch kultury.

    OdpowiedzUsuń
  9. No nie koniecznie, postęp mamy też gdy stare rzeczy(czyt. bibioteki) są wypierane przez nowe(czyt. internet, ebooki) - zwłaszcza gdy rynek tabletów rozkwita. Książki z fabułą pewnie jeszcze długo będą istnieć. Ale siedzenie w bibiotece na studiach? Nieee... Nowe narzędzia mają bardzo potężną zaletę jaką jest CTRL+F, papierowe książki w tym przypadku to po prostu niepotrzebna strata czasu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mylisz się Blind. Postęp byłby wtedy gdyby modernizowano biblioteki. gdyby były skomputeryzowane, miały eBooki, ale tez tradycyjne zbiory. Bo cokolwiek byś chciał powiedzieć, to musisz jednak przyznać, ze w necie jest dużo g..., które nijak się ma do tego co teoretycznie ma być np. rozprawą na temat Freuda. Wbrew powszechnej opinii jest jeszcze bardzo dużo rodzin, gdzie komputer to jedynie marzenie, że o internecie nie wspomnę. Zamykanie bibliotek ogranicza dostęp do wiedzy tym, którzy nie mają innej możliwości jej zdobyć. I nie mów mi, ze są kafejki netowe - w wielu rodzinach godzina w kafejce zostanie przeliczona na ilość chleba. Niestety, ale Polska nadal jest w dużej mierze krajem trzeciego świata. Poza tym CTRL+F to prosta droga do CTRL+C, a to już często jest zwykła kradzież intelektualna.

    OdpowiedzUsuń