7 lutego 2011

"CIUCIU" - RAJ ŁASUCHA

 
 Choć Kraków szczyci się tym, że jest miastem przyjaznym dla matki z dzieckiem, ja osobiście jakoś tego nie odczuwam. Może bywam nie w tych miejscach, a może moje dziecko jest jeszcze nie w tym przedziale wiekowym, żeby miasto było przyjazne? Nie wiem.
Czasem jednak nawet mnie - patrzącą na nie przez krzyż celownika - potrafi zaskoczyć.
W sobotę, będąc na spacerze z Monią i Czupurem odkryłam cudowne miejsce. Raj każdego łasucha.

Małą fabrykę cukierków.

"Ciuciu", bo tak to miejsce się nazywa zlokalizowane jest na ul. Gołębiej. Jeśli klikniecie na tytuł posta zostaniecie odesłani do strony z dokładnymi namiarami. Miejsce fantastyczne i to pod wieloma względami. Dlaczego warto tam zajść, zwłaszcza jeśli jesteśmy posiadaczami brzdąca? 
Po pierwsze Ludzie, którzy w "Ciuciu" pracują wiedzą, że czasy PRL-u dawno minęły i jeśli nie wyjdą ku klientowi to zwyczajnie klienta nie będzie. Choć, żeby wejść do środka trzeba pokonać bardzo, bardzo wysoki próg i choć byłam z wózkiem ,to problemu żadnego nie było. Bez żadnych próśb, błagań, zaklęć... zwyczajnie udzielono mi pomocy. Panie, które uczestniczą w pokazie robienia cukierków tłumaczą, żartują, zadają pytania... dzięki czemu czujemy się jakbyśmy byli częścią Fabryki. 
Po drugie - pokaz. Ja mam dużo, dużo więcej niż kilka lat, a i tak byłam podekscytowana. Na moich oczach robiono cukierki. I to nie dzięki skomplikowanym maszynom, ale ręcznie. Tak, jak robiono to dawniej.
Oddzielona jedynie szybą uczestniczyłam w prawie magicznych czynnościach - zamianie gorącego karmelu w bajeczne łakocie. No a skoro ja bawiłam się doskonale, to myślę, że kilkulatek będzie się bawił jeszcze lepiej.
Po trzecie zapach i ... cukierki. Już od progu otacza nas bajkowy zapach słodyczy. Nigdy nie sądziłam, że taki istnieje, ale istnieje. To mieszanina owoców, karmelu i przypraw. W "Ciuciu" na ścianach wiszą celofanowe rożki z cukierkami w dziesiątkach smaków. Kuszą zapachem, kształtem i kolorem... Jeśli chcemy kupić tylko jeden rodzaj czeka nas naprawdę trudny wybór. 
Ja po 10 minutach ostatecznie zdecydowałam się na cynamonowe. [ są na zdjęciu na początku wpisu]. Jeśli ktoś lubi cynamon... po prostu musi ich spróbować. A na liście mam jeszcze lukrecjowe, miodowo-anyżowe, czekoladowo-kokosowe... ech, nie oszukujmy się, powolutku popróbuje wszystkich.






4 komentarze:

  1. Cukierki lukrecjowe... aaa zuuuooo i zgniłe ziemniaki. To na pewno Anglicy ludziom uczynili...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Buecheche Wujku Doktorze Kokosie, Mlody przywiozl z Finlandii wode ognista o smaku lukrecji (o smaku podobnym do tych angielskich cukierkow, a z wygladu to doslownie plynny cukierek) - ponoc miejscowy special. Tak BTW, calkiem dobra :P Wiec w okolicach Twoich pracodawcow cos takiego tez uchodzi za przysmak :P

    OdpowiedzUsuń