Dawno, dawno temu, kiedy ludzie byli mniej mobilni, a w domach zamieszkiwały przynajmniej dwa pokolenia, przyszła matka nie była sama. Otaczały ją matka, ciotki, siostry, kuzynki... Przynajmniej część z nich miała już dzieci, a co za tym idzie bezcenne doświadczenie.
Dziś, gdy za pracą się wędruje, gdy większość rodzin rozsiana jest po całym kraju/świecie [ w jednym miejscu rodzice, w jednym kuzynka, a w jeszcze innym siostra] przyszła matka pozostawiona jest sama sobie. Co prawda istnieją telefony, poradniki i internet, ale to nie to samo.
Świeżo upieczona matka, pozostawiona sama sobie, stara się zdobyć wiedzę na wszelkie sposoby jakie tylko przyjdą jej do głowy.
Bo wbrew pozorom pełnej wiedzy dotyczącej opieki nad nowym członkiem rodziny nie ma zakodowanej w genach, nie wysysa jej też z mlekiem matki. A nawet gdyby tak było... zmiany w medycynie, postęp farmakologiczny... jakiś przewodnik jest jednak potrzebny.
Dla takich właśnie - pozostawionych samym sobie - młodych rodziców powstały pewnie szkoły rodzenia. mają wyjaśnić, przybliżyć, rozwiać wątpliwości, a często i uspokoić. Bo w głowie przyszłego taty i przyszłej mamy kłębią się tysiące pytań, a tysiące jeszcze nawet nie powstały, bo przyszły rodzic nie pomyślał, że z takim problemem przyjdzie mu się zmierzyć.
Między innymi z takich właśnie powodów zdecydowaliśmy się na zajęcia w szkole rodzenia. Niby o opiece nad niemowlęciem coś tam wiedzieliśmy, o ciąży i porodzie poczytaliśmy tudzież usłyszeliśmy od znajomych par, które dzieci już posiadają, doszliśmy jednak do wniosku, że warto by to skonfrontować ze słowami tych, którzy:
Skoro wszyscy nie mogą nachwalić się szpitala, a zajęcia mają prowadzić ludzie, którzy w tym szpitalu pracują to powinno być właśnie tak, jak sobie to wyobrażamy. Tym bardziej, że program wyglądał niezwykle zachęcająco, to po pierwsze, a po drugie - była to szkoła bezpłatna.
Rzeczywistość okazała się "ciut" inna. Zacznijmy od samych zajęć i realizacji programu.
Oto program czyli co być miało i moje wspomnienia, wnioski i refleksje dotyczące tego, co było w rzeczywistości.
Nie zauważyłam jakoś tego punktu, ale być może, w związku z ciążą moja percepcja została upośledzona na tyle, by ten ważny szczegół mi umknął.
Ciąża i poród w społeczeństwie na przestrzeni wieków
Póki Pani mówiła było nieźle. Kiedy zaczęły się pytania było źle. Na większość odpowiadała albo" nie wiem" albo "nie jest to jeszcze sprecyzowane" albo " my nie, ale bank konkurencyjny..."
Dla mnie ostateczną porażką okazało się to, ze Pani reprezentuje bank, który korzysta jedynie z usług samodzielnego laboratorium [ Eman się ze mną nie zgadza, że to jakiś straszny problem, dlatego poszukałam w necie i proszę]
W sumie, to więcej o krwi pępowinowej i jej zastosowaniu dowiedziałam się z "Dr Housa" i "Chirurgów", niż z tego spotkania.
Podstawowe przepisy ZUS i świadczeń socjalnych- zwyczajnie brak mi słów. Wiedza pani prawnik była... delikatnie mówiąc ogólnikowa. przytoczyła kilka paragrafów na temat ochrony pracującej kobiety ciężarnej, potwierdziła ze istnieje becikowe państwowe i becikowe prezydenta miasta Krakowa oraz że odbiera się je w tym samym miejscu. Coś tam wspomniała o urlopie okolicznościowym dla taty i urlopie tatusiowym i... to by było na tyle. Na pytania dotyczace zasad przyznawania becikowego krakowskiego nie była w stanie udzielić odpowiedzi, na pytanie czy wnioski o becikowe składa się na określonych drukach także nie, pytanie czy potrzebne są jakieś dokumenty spotkało się ze standardową odpowiedzią "proszę sobie poszukać w internecie, bo nie bardzo się orientuję" [ więcej informacji zdobyłam dzięki lekturze "Tiny" niż z tego spotkania].
Zasady pielęgnacji, higieny i odżywiania kobiety po porodzie - BARDZO, BARDZO OGÓLNIE, bo przecież już to panie wiecie z internetu.
Tydzień II - Pielęgnacja noworodka, przewijanie, kąpiel (na fantomie noworodkowym)- jedna z największych porażek tej szkoły. Ze względu na fakt, że miały to być zajęcia praktyczne. Gdyby były w grupie wykładów byłyby super. Przyszła pani, pokazała na jedynym fantomie jak się kąpie noworodka, a że zostało trochę czasu spytała, która z par chce jako pierwsza poćwiczyć. Zgłosiliśmy się z Emanem, bo nikt więcej chętny nie był iść na pierwszy ogień. Kiedy skończyliśmy kąpać lalkę [ raz !] czas zajęć się skończył, więc reszta uczestników fantoma nawet w rękach nie miała.
Eman się ze mną nie zgadza, że te zajęcia to była porażka, bo Pani była dobrze przygotowana i wykąpała fantoma profesjonalnie omawiając wszystkie poszczególne fazy. Ja jednak wychodzę z założenia, że jeśli idę na zajęcia praktyczne to po to, by samemu poćwiczyć. W końcu szkoła ma mnie czegoś nauczyć. Ma mnie oswoić z czynnościami, które przyjdzie mi wykonywać. Oglądanie z pozycji widza jak robi to ktoś inny [ nota bene zajmujący się tym profesjonalnie] daje złudne wrażenie, że to niezwykle proste. A jak się sami przekonaliśmy najłatwiejsze [ przynajmniej za pierwszym razem] nie jest.
Tydzień III - Fizjoterapia przedporodowa, aktywne pozycje porodowe- Pani pokazała różne pozycje, jednak było to omawiane z taką prędkością, że ja osobiście pamiętam może jedną. Tyle tylko, że poskakałam sobie na piłce.
Tydzień IV - Fizjoterapia poporodowa- nie poszłam. Po pierwsze dlatego, że nie czułam się na tyle dobrze, by jakiekolwiek ćwiczenia wykonywać, po drugie - byłam już zbyt zdegustowana i rozczarowana wszystkim, czy też prawie wszystkim czego do tej pory doświadczyłam.
A teraz kilka słów na zakończenie.
Bezpłatna szkoła rodzenia - tak z resztą reklamowana - okazała się jednak płatna [ prawo do zajęć bezpłatnych miały tylko osoby z meldunkiem w Krakowie, ale i to na niewiele się zdało, bo terminy na takie zajęcia były zabukowane na kilka miesięcy na przód, nie mówiąc już o tym, ze limit dopłat zakończył się w czerwcu]. Płatna - proszę bardzo.
Ze względu na wiele zajęć jakie mieliśmy wówczas - kredyt, zakupy dotyczace Kijanki, dotyczące nowego mieszkania, praca Emana itd. starannie przemyśleliśmy jaki dzień i która godzina będą najbardziej optymalne [ zgodnie z tym co mi przedstawiono zajęcia odbywały się raz w tygodniu poniedziałek-piątek, w dwóch terminach: 16 i 17:30 w limitowanych grupach]. Ponieważ najbardziej optymalny termin był już niestety zajęty wybrałam taki, który najmniej kolidował z naszymi majowymi planami i harmonogramem. Eman dokonał "cudów" w pracy, by móc raz w tygodniu na 17:30 zdążyć do szkoły rodzenia [ a mieliśmy do przejechania cały Kraków i to w godzinach szczytu]. I tu kolejna niespodzianka. Na kilka dni przed rozpoczęciem zajęć dzwoni Pani i informuje mnie, że ponieważ grupa się nie utworzyła [ wcześniej takiego zastrzeżenia nie było], to albo będę chodzić na taki to, a taki dzień i na taką to, a taką godzinę, albo może mnie zapisać na koniec lipca. Zważywszy, że Kijanka będzie już dawno na świecie termin ten był... nie do przyjęcia. Nie miałam wyjścia [ czas na szukanie nowej szkoły rodzenia, liczenie na to, że jeszcze będą miejsca itd. - było to nierealne do zrobienia] - zgodziłam się na proponowany termin.
W dniu rozpoczęcia zajęć zjawiła się Pani - zainkasowała pieniądze i ... więcej już jej nie widzieliśmy, a w kilku przypadkach byłoby to wskazane.
To co dla mnie jest nie do przyjęcia i co pozostawiło wielki niesmak to:
Mówiła o zaletach noszenia dziecka w chuście. Pisze tu o niej, bowiem była niezwykle barwnym przerywnikiem w czasie całego szkolenia. Do dzis zastanawiamy się z Emanem jaki "towar wzięła" i jak nazywa się jej diler.
Oto kilka ze złotych myśli, jakie udało mi się zapamiętać:
Dziś, gdy za pracą się wędruje, gdy większość rodzin rozsiana jest po całym kraju/świecie [ w jednym miejscu rodzice, w jednym kuzynka, a w jeszcze innym siostra] przyszła matka pozostawiona jest sama sobie. Co prawda istnieją telefony, poradniki i internet, ale to nie to samo.
Świeżo upieczona matka, pozostawiona sama sobie, stara się zdobyć wiedzę na wszelkie sposoby jakie tylko przyjdą jej do głowy.
Bo wbrew pozorom pełnej wiedzy dotyczącej opieki nad nowym członkiem rodziny nie ma zakodowanej w genach, nie wysysa jej też z mlekiem matki. A nawet gdyby tak było... zmiany w medycynie, postęp farmakologiczny... jakiś przewodnik jest jednak potrzebny.
Dla takich właśnie - pozostawionych samym sobie - młodych rodziców powstały pewnie szkoły rodzenia. mają wyjaśnić, przybliżyć, rozwiać wątpliwości, a często i uspokoić. Bo w głowie przyszłego taty i przyszłej mamy kłębią się tysiące pytań, a tysiące jeszcze nawet nie powstały, bo przyszły rodzic nie pomyślał, że z takim problemem przyjdzie mu się zmierzyć.
Między innymi z takich właśnie powodów zdecydowaliśmy się na zajęcia w szkole rodzenia. Niby o opiece nad niemowlęciem coś tam wiedzieliśmy, o ciąży i porodzie poczytaliśmy tudzież usłyszeliśmy od znajomych par, które dzieci już posiadają, doszliśmy jednak do wniosku, że warto by to skonfrontować ze słowami tych, którzy:
- znają się na tym
- z podobnymi problemami stykają na co dzień
- zajmują się tym zawodowo.
Skoro wszyscy nie mogą nachwalić się szpitala, a zajęcia mają prowadzić ludzie, którzy w tym szpitalu pracują to powinno być właśnie tak, jak sobie to wyobrażamy. Tym bardziej, że program wyglądał niezwykle zachęcająco, to po pierwsze, a po drugie - była to szkoła bezpłatna.
Rzeczywistość okazała się "ciut" inna. Zacznijmy od samych zajęć i realizacji programu.
Oto program czyli co być miało i moje wspomnienia, wnioski i refleksje dotyczące tego, co było w rzeczywistości.
A. Edukacja - zajęcia teoretyczne (spotkania seminaryjne)
Tydzień I – Lekarz Ginekolog-Położnik / Położna
No cóż, zacząć by wypadało od tego, że ginekolog- położnik czasu nie znalazł - "coś" mu wypadło, więc nie mieliśmy przyjemności się z nim zetknąć. Zamiast tego była położna [ nota bene niezwykle miła], która na podstawie slajdów jakie jej przekazał usiłowała wykład poprowadzić. zważywszy, ze nie bardzo wiedziała co na tych slajdach jest poszło jej nieźle.
Szczegółowe przedstawienie misji, celu i programu Szkoły RodzeniaNie zauważyłam jakoś tego punktu, ale być może, w związku z ciążą moja percepcja została upośledzona na tyle, by ten ważny szczegół mi umknął.
Ciąża i poród w społeczeństwie na przestrzeni wieków
- jak dawniej traktowano kobietę w ciąży, w czasie porodu i połogu- brak tego zagadnienia, chyba, że uwzględnimy trzy zdania w stylu " kiedyś jak kobieta rodziła to bolało". nie twierdze, że jakoś bardzo mi brakowało tego punktu. kiedy jest się w ósmym miesiącu ciąży średnio interesuje cię historia położnictwa, a bardziej jej współczesne aspekty.
- rola USG w monitorowaniu rozwoju dziecka w łonie matki- czyli obejrzyjcie slajdy jak dziecko wygląda w poszczególnych tygodniach rozwoju. I... to by było na tyle. Być może, gdyby Pan ginekolog znalazł czas...
- niezbędne badania lekarskie i laboratoryjne, rola USG w położnictwie- Być może, gdybym była w pierwszym miesiącu ciąży wiele z tego spotkania bym wyniosła. Niestety byłam w na przełomie siódmego i ósmego. W związku z tym ponad 90% informacji było dla mnie albo oczywistych [ urośnie mi brzuch, pępek będzie wypchnięty, spuchnę w czasie upałów], bo właśnie ich doświadczałam, albo nieaktualnych [ nudności w pierwszym trymestrze, senność na początku ciąży]. Rady też nie były zbyt trafione - np. jak zrobić test ciążowy. Co do badań lekarskich - wyświetlono po prostu wykaz badań i tyle. Zważywszy na fakt, że wszystkie uczestniczki zajęć miały całkiem pokaźne brzuchy, myślę że wyniosły z tego spotkania dokładnie tyle co ja. Bardzo, bardzo niewiele.
- praktyczna prezentacja wspomagania laktacji
- wskazówki dietetyczne i higieniczne
Tydzień II – Lekarz Neonatolog, Położna Noworodkowa - podobnie jak to było w przypadku ginekologa - położnika, lekarz neonatolog także nie dotarł [ w tym przypadku również nagle "coś"mu wypadło]. I tak jak w poprzednim tygodniu położna dostała slajdy i próbowała poprowadzić wykład.
Fizjologia noworodka- jak pielęgnować, jak karmić
- na co zwracać uwagę – objawy fizjologiczne i patologiczne
- podstawowe wiadomości o fazach rozwoju twojego dziecka
- skala behawioralnej oceny noworodkowa poprzez obserwację, pomaga rodzicom zrozumieć język dziecka - czyli "z czasem nauczycie się rozpoznawać po płaczu co dziecko od was chce". [ był to dosłowny cytat]
Póki Pani mówiła było nieźle. Kiedy zaczęły się pytania było źle. Na większość odpowiadała albo" nie wiem" albo "nie jest to jeszcze sprecyzowane" albo " my nie, ale bank konkurencyjny..."
Dla mnie ostateczną porażką okazało się to, ze Pani reprezentuje bank, który korzysta jedynie z usług samodzielnego laboratorium [ Eman się ze mną nie zgadza, że to jakiś straszny problem, dlatego poszukałam w necie i proszę]
W sumie, to więcej o krwi pępowinowej i jej zastosowaniu dowiedziałam się z "Dr Housa" i "Chirurgów", niż z tego spotkania.
- Wykład nt. dlaczego warto bankować krew pępowinową- powiedzmy, że jeśli już miałabym się zdecydować, to na usługi konkurencyjnego banku, o którym Pani tyle mówiła, ale z całą pewnością nie na ten, który reprezentowała. szkoda również wielka, ze ani jednym słowem nie zająknęła się o istnieniu państwowych banków. Ot tak, chociażby po to, by słuchający mieli świadomość, że istnieją.
Tydzień III – Psycholog, Prawnik- Pani Psycholog dotarła, Pani Prawnik nie dała rady "bo... powódź". Co ciekawe nam z Emanem udało się jakoś dotrzeć, choć mieszkaliśmy na drugim końcu Krakowa i przez całą zalaną część przyszło nam przejechać. Ale być może mamy zdolności niczym biblijny Mojżesz i przed nami woda się rozstąpiła, a przed Panią Prawnik nagle pojawiła. Przybyła dopiero tydzień później [ NIESPODZIANKA!], ale jakoś nie czuła potrzeby wyjaśnienia, przeproszenia...
Psychologiczne aspekty ciąży- o ile pani psycholog była do przyjęcia, głównie opowiadała [ ze sporym entuzjazmem] o swojej ciąży, własnych doświadczeniach i o tym jaką jest fanką rodzenia siłami natury...- jej wpływ na małżeństwo i rodzinę
- psychologia dziecka nienarodzonego
- nauka poznawania wzajemnego matki i dziecka nienarodzonego
- psychologia niemowlęcia
- rola mężczyzny w opiece nad kobietą w ciąży
Podstawowe przepisy ZUS i świadczeń socjalnych- zwyczajnie brak mi słów. Wiedza pani prawnik była... delikatnie mówiąc ogólnikowa. przytoczyła kilka paragrafów na temat ochrony pracującej kobiety ciężarnej, potwierdziła ze istnieje becikowe państwowe i becikowe prezydenta miasta Krakowa oraz że odbiera się je w tym samym miejscu. Coś tam wspomniała o urlopie okolicznościowym dla taty i urlopie tatusiowym i... to by było na tyle. Na pytania dotyczace zasad przyznawania becikowego krakowskiego nie była w stanie udzielić odpowiedzi, na pytanie czy wnioski o becikowe składa się na określonych drukach także nie, pytanie czy potrzebne są jakieś dokumenty spotkało się ze standardową odpowiedzią "proszę sobie poszukać w internecie, bo nie bardzo się orientuję" [ więcej informacji zdobyłam dzięki lekturze "Tiny" niż z tego spotkania].
Tydzień IV – Lekarz Ginekolog-Położnik, Anestezjolog, Położna - standardowo już i ginekologowi i anestezjologowi wypadło" coś" ważnego. Była tylko położna. Maniakalna fanka rodzenia w domu, szczycąca się tym, że na zajęcia przynosi prawdziwe łożysko [ ku swej rozpaczy tym razem nie miała jakiego przynieść].
Jak rodzić - tradycja czy nowatorstwo- gdzie rodzić (dom czy szpital)- oczywiście, że w domu. Bo to w czasie pierwszej fazy, jak się czeka na pełne rozwarcie to i obiad można ugotować, i podłogę umyć... a w szpitalu to się kobieta tylko stresuje. No, a jak już się uprze, żeby jednak w tym szpitalu rodzic, to tylko w wannie. Zabawa jak żadna inna [ o takiej możliwości dowiedzieliśmy się najwięcej, o zwykłym porodzie coś, o cięciu cesarskim - które nota bene interesowało mnie najbardziej - nic, bo to poważna operacja, więc nie należy mu się poddawać. No, a jak ciężarna nie ma wyjścia, pojawiło mi się w głowie to co? To ma pecha i tyle.
- poród rodzinny (rola partnera przy porodzie) - partner może przy porodzie być. Było to stwierdzenie odkrywcze i niepowtarzalne.
- okresy porodu, pozycje przy porodzie- " mieliście państwo na zajęciach praktycznych, więc nie będę się powtarzać".
- ZOP, cesarskie cięcie- o ZOP dowiedzieliśmy się całkiem sporo i przekazane to było w sposób rzeczowy, choć wolałabym, żeby wypowiadał się jednak anestezjolog. O cesarskim cięciu... prawie nic, bo jak wcześniej wspomniałam Pani fanką cesarskiego cięcia nie była. Zważywszy, ze taka właśnie opcja była u mnie najprawdopodobniejsza czułam się mało fajnie. Na szczęście moja przyjaciółka Asia ma cesarkę za sobą i opowiedziała mi jak wszystko wygląda, za co jestem jej bardzo bardzo wdzięczna.
Zasady pielęgnacji, higieny i odżywiania kobiety po porodzie - BARDZO, BARDZO OGÓLNIE, bo przecież już to panie wiecie z internetu.
- pielęgnacja po cięciu cesarskim- no cóż... cesarka? Tyle informacji co przy wcześniejszych zagadnieniach, czyli... NIC.
B. Zajęcia praktycznego przygotowania do porodu (fizjoterapeuta, położna)
Tydzień I - Fizjoterapia Przedporodowa: gimnastyka, ćw. oddechowe, ćw. relaksacyjne- poprowadzone całkiem nieźle, choć jeśli kiedykolwiek zetknęliście się z jogą lub pilate ewentualnie obejrzeliście choć jeden film, na którym kobieta rodzi, to wiecie już wszystko;)Tydzień II - Pielęgnacja noworodka, przewijanie, kąpiel (na fantomie noworodkowym)- jedna z największych porażek tej szkoły. Ze względu na fakt, że miały to być zajęcia praktyczne. Gdyby były w grupie wykładów byłyby super. Przyszła pani, pokazała na jedynym fantomie jak się kąpie noworodka, a że zostało trochę czasu spytała, która z par chce jako pierwsza poćwiczyć. Zgłosiliśmy się z Emanem, bo nikt więcej chętny nie był iść na pierwszy ogień. Kiedy skończyliśmy kąpać lalkę [ raz !] czas zajęć się skończył, więc reszta uczestników fantoma nawet w rękach nie miała.
Eman się ze mną nie zgadza, że te zajęcia to była porażka, bo Pani była dobrze przygotowana i wykąpała fantoma profesjonalnie omawiając wszystkie poszczególne fazy. Ja jednak wychodzę z założenia, że jeśli idę na zajęcia praktyczne to po to, by samemu poćwiczyć. W końcu szkoła ma mnie czegoś nauczyć. Ma mnie oswoić z czynnościami, które przyjdzie mi wykonywać. Oglądanie z pozycji widza jak robi to ktoś inny [ nota bene zajmujący się tym profesjonalnie] daje złudne wrażenie, że to niezwykle proste. A jak się sami przekonaliśmy najłatwiejsze [ przynajmniej za pierwszym razem] nie jest.
Tydzień III - Fizjoterapia przedporodowa, aktywne pozycje porodowe- Pani pokazała różne pozycje, jednak było to omawiane z taką prędkością, że ja osobiście pamiętam może jedną. Tyle tylko, że poskakałam sobie na piłce.
Tydzień IV - Fizjoterapia poporodowa- nie poszłam. Po pierwsze dlatego, że nie czułam się na tyle dobrze, by jakiekolwiek ćwiczenia wykonywać, po drugie - byłam już zbyt zdegustowana i rozczarowana wszystkim, czy też prawie wszystkim czego do tej pory doświadczyłam.
A teraz kilka słów na zakończenie.
Bezpłatna szkoła rodzenia - tak z resztą reklamowana - okazała się jednak płatna [ prawo do zajęć bezpłatnych miały tylko osoby z meldunkiem w Krakowie, ale i to na niewiele się zdało, bo terminy na takie zajęcia były zabukowane na kilka miesięcy na przód, nie mówiąc już o tym, ze limit dopłat zakończył się w czerwcu]. Płatna - proszę bardzo.
Ze względu na wiele zajęć jakie mieliśmy wówczas - kredyt, zakupy dotyczace Kijanki, dotyczące nowego mieszkania, praca Emana itd. starannie przemyśleliśmy jaki dzień i która godzina będą najbardziej optymalne [ zgodnie z tym co mi przedstawiono zajęcia odbywały się raz w tygodniu poniedziałek-piątek, w dwóch terminach: 16 i 17:30 w limitowanych grupach]. Ponieważ najbardziej optymalny termin był już niestety zajęty wybrałam taki, który najmniej kolidował z naszymi majowymi planami i harmonogramem. Eman dokonał "cudów" w pracy, by móc raz w tygodniu na 17:30 zdążyć do szkoły rodzenia [ a mieliśmy do przejechania cały Kraków i to w godzinach szczytu]. I tu kolejna niespodzianka. Na kilka dni przed rozpoczęciem zajęć dzwoni Pani i informuje mnie, że ponieważ grupa się nie utworzyła [ wcześniej takiego zastrzeżenia nie było], to albo będę chodzić na taki to, a taki dzień i na taką to, a taką godzinę, albo może mnie zapisać na koniec lipca. Zważywszy, że Kijanka będzie już dawno na świecie termin ten był... nie do przyjęcia. Nie miałam wyjścia [ czas na szukanie nowej szkoły rodzenia, liczenie na to, że jeszcze będą miejsca itd. - było to nierealne do zrobienia] - zgodziłam się na proponowany termin.
W dniu rozpoczęcia zajęć zjawiła się Pani - zainkasowała pieniądze i ... więcej już jej nie widzieliśmy, a w kilku przypadkach byłoby to wskazane.
To co dla mnie jest nie do przyjęcia i co pozostawiło wielki niesmak to:
- niezjawienie się ani jednego lekarza, brak wyjaśnień i przeprosin [ ginekolog - położnik, anestezjolog- to były atuty tej szkoły i zdecydowały, że właśnie ją wybraliśmy]
- przestawianie zajęć [ np. prawnik w ostatnim tygodniu a nie trzecim] i nie wprowadzanie korekt w harmonogramie
- brak jakiejkolwiek osoby, która informowałaby o zmianach w harmonogramie zajęć
- osoby na zastępstwo, które się zjawiały, bardzo często szły po prostu na żywioł, bo dowiedziały się "kilka minut temu"
- większość informacji była niedostosowana do zaawansowania w ciąży uczestniczek szkolenia [ w mojej grupie Panie były w siódmym ósmym miesiącu, informacje o pierwszym trymestrze były psu na budę]
- pomiędzy poszczególnymi "wykładami" czy ćwiczeniami nie było zaplanowanych przerw - uczestnicy zwyczajnie je wymuszali. Harmonogram przewidywał zajęcia 17:30 - 20:00. Jeśli weźmie się pod uwagę, że część osób przyjeżdżała od razu z pracy...
- zbyt duże nagromadzenie "wykładów" w jednym bloku, które i tak się często pokrywały tematyczne, dla ciężarnej, która pod koniec dnia pada na pysk, zwyczajnie nie do przyjęcia.
- wszystkie wykłady odbywały się na twardych krzesełkach ustawionych w rzędy, co może i jest praktyczne, ale nie, kiedy słuchaczkami są ciężarne w trzecim trymestrze. Ja osobiście mniej więcej po kwadransie nie bardzo wiedziałam jak siedzieć, żeby dać ulgę i kręgosłupowi, i nogom
- w budynku nie było żadnego automatu z wodą żadnego sklepiku, a że budynek na odludziu, to i wyskoczyć po coś też nie było gdzie
- jeśli szkoła przewiduje zajęcia praktyczne, to rozumiem przez to, że będę ćwiczyć - zajęcia z opieki nad noworodkiem całkowicie temu przeczyły
- nikt nie kontrolował grup, dzięki czemu na niektórych zajęciach było znacznie więcej par niż przewidywał harmonogram, co zdecydowanie nie sprzyjało nazwijmy to nauce
- prywatne poglądy poszczególnych prowadzących nie powinny mieć wpływu na to jak przekażą informacje. Mam tu na myśli kwestię cesarskiego cięcia
- Założenie, że każda ciężarna przed przyjściem do szkoły rodzenia zapoznała się ze wszystkimi zagadnieniami przewidzianymi na zajęciach znacznie wcześniej - internet, książki- a w związku z tym pomijanie tego co już "wiemy" - słuchaczki takie jak ja [ nie szukające wiedzy po forach] po prostu dyskryminowała.
- źle wyliczony czas poszczególnych zajęć - przez co nie było czasu na pytania, lub pomijano część informacji "bo i tak już to Panie wiecie..."
- nie udzielenie informacji na być może bardzo banalne zagadnienia, dla mnie jednak istotne np. co zabrać do szpitala, co kupić na pierwsze tygodnie itp. [ kiedy ktoś się dopytywał był informowany, ze o tym będzie w następnym tygodniu. Suma summarum w ostatnim tygodniu była Pani prawnik, która w swojej własnej dziedzinie się gubiła więc co dopiero w zagadnieniach wymienionych powyżej]
Mówiła o zaletach noszenia dziecka w chuście. Pisze tu o niej, bowiem była niezwykle barwnym przerywnikiem w czasie całego szkolenia. Do dzis zastanawiamy się z Emanem jaki "towar wzięła" i jak nazywa się jej diler.
Oto kilka ze złotych myśli, jakie udało mi się zapamiętać:
- chusty są o wiele praktyczniejsze niż nosidełka, bardziej przyjazne dla dziecka, które możecie nosić w niej cały czas. Oczywiście powinniście Państwo kupić dla dziecka nosidełko, bo jak jest gorąco, to w chuście nie da rady nosić dziecka.
- dzięki chuście możecie panie karmić dziecko w miejscu publicznym i to bez problemu [ tekst podczas omawiania technik wiązania chusty w taki sposób, by dziecko było noszone na plecach]
- pokazałabym Państwu jak się wkłada dziecko do chusty, ale ta lalka się nie nadaje, bo jest za duża [ trzymając w ręku fantoma odpowiadającego wielkością i ciężarowi noworodka]
- ...tu się tą chustę przekłada... tu zarzuca na ramię... tu znów przekłada... teraz tego nie widać, bo mam bluzkę, ale jakbym nie miała, to byście państwo zobaczyli jak to powinno być zawiązane [ prezentacja techniki wiązania chusty - najpopularniejszy sposób]
- chustę do noszenia dziecka jak w kołysce wiąże się tak samo, tylko inaczej [ pani miała już zawiązaną na sobie chustę sposobem podstawowym]
Hmmm, chyba szkołę rodzeni sobie odpuszczę. i tak czeka mnie cc, więc po co czas marnować :)Choć wiem, że cc nic przyjemnego, trudno, przeżyje :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam że szkoła w Białogardzie jest fajna, więc może nie rezygnuj.
OdpowiedzUsuńCo do CC - kiedy stałam przed tylko taką opcją było koszmarnie. Po rozmowie z Aśką [ o której pisze] doszłam do wniosku, że może to i lepiej... Obecnie kiedy nie wiem jak będzie czuje się trochę pogubiona.
Kiedy weryfikowałam to co jest na stronach szkół z tym co mówiły znajome, to w Białogardzie się pokrywało. Nie powinnaś zatem mieć takiego szoku jak ja tu w Kraku
hmmm, ja i tak nie będę miała czasu na chodzenie do szkoły rodzenia. Moje życie jest obecnie podporządkowane jedzeniu co 3 godziny, przygotowaniu odpowiednich posiłków i kłucie się po każdym z nich :)
OdpowiedzUsuńPoza kłuciem się wszystko inne to codzienność ciężarnej ;P , więc nie marudź, a co do szkoły rodzenia - z tego co wiem w Białogardzie jest bezpłatna [ i masz ją prawie pod nosem, nie tak jak ja], a naukowcy stwierdzili, że kobiety po takiej szkole zdecydowanie lepiej znoszą i bycie akwarium, i późniejsze bycie mleczarnią.
OdpowiedzUsuńA jeśli nie przemawiają do ciebie argumenty naukowe, to niech przemówią pragmatyczne: wyniesiesz stamtąd ze dwie torby "giftów" i kuponów rabatowych, które - uwierz mi- przydadzą się w domowym budżecie. Poza tym poznasz kobiety/ mężczyzn, z którymi później będziesz miała do czynienia [ położne itp.] a to bardzo cenna wiedza.
na koniec dodam, że... ciąża to nie choroba [ hi hi hi] i musisz się ruszać, bo staniesz się wielorybicą.
Jeszcze trochę czasu mam i jak dam radę i nie będę musiała leżeć i się "oszczędzać" jak dotychczas, to pewnie pójdę ;)
OdpowiedzUsuńWzględy marketingowe do mnie przemawiają hi hi hi.