Przeczytałam dziś artykuł o nowym projekcie Ministerstwa dotyczącym ocen niedostatecznych. Jeśli ktoś chciałby się z nim zapoznać tytuł tego wpisu jest jednocześnie linkiem do artykułu. W pierwszym momencie nie wiedziałam co myśleć. Żart? Kaczka dziennikarska? A może jakieś nieporozumienie?
Okazało się, ze projekt jak najbardziej prawdziwy i o zgrozo(!) traktowany jak najbardziej poważnie.
Na początek słów kilka o ocenianiu:
Od 1991 roku w Polsce obowiązuje skala ocen 1-6, gdzie ocena 1 [ niedostateczna] jest najniższą z możliwych i informuje, że uczeń nie opanował nawet 30% wymaganego materiału, a ocena 6 [ celująca] jest najwyższą i, teoretycznie, może ją otrzymać jedynie uczeń, który swoją wiedzą znacznie przekracza wymagania dla danego poziomu edukacyjnego oraz aktywnie uczestniczy w konkursach i olimpiadach przedmiotowych, na których osiąga sukcesy. Tyle w teorii. Jak to wygląda w praktyce? O ile ocena niedostateczna jest łatwa do zweryfikowania i najczęściej stawiana zgodnie z założeniami, o tyle już ocena celująca nie. Nauczyciele, zwłaszcza w szkołach niższego typu [ podstawówka, gimnazjum] stawiają ją na zachętę, za byle pierdółkę. Udział w lokalnym konkursie, wykucie na blachę tematu... Częściowo to wina zbyt liberalnego podejścia do tej oceny, a częściowo niejasne sformułowania dotyczace sytuacji w jakiej należy ją wystawić.
Oczywiście jak w przypadku każdej reformy w polskim szkolnictwie na efekty nie trzeba było długo czekać. Roszczeniowa postawa uczniów względem oceny celującej [ masowe zapisywanie się na konkursy, na których i tak nic nie osiągano; uczenie się dwóch-trzech zdań ponad program i żądanie najwyższej noty za odpowiedź...można by wymieniać bez końca], minimalistyczne podejście do nauki [ w końcu wystarczy 30% i masz mierną, czyli ocenę pozytywną], brak wiarygodności świadectw [ uczeń ze średnią powyżej 5,0 z bardziej liberalnej szkoły często mniej umie niż uczeń ze średnią 4,0 ze szkoły, gdzie nauczyciele nie zajmowali się rozdawnictwem celujących].
Na marginesie należy zaznaczyć, że takie ocenianie wpłynęło też na rodziców. Przeciętny tato czy przeciętna mama nie mogą zrozumieć, dlaczego nagle ich latorośl [ mająca do tej pory same szóstki], w szkole średniej ledwo wyciąga na 3,0. Z reguły winą obarczony jest nauczyciel - nie, nie, nie ten, który za byle co wstawiał szóstki, tylko ten, który obecnie wstawia trójki. W końcu niszczy świadectwo dziecka.
System oceniania nigdy nie będzie doskonały, jednak obniżenie progu wymagań do 30%, rozdawnictwo najwyższych ocen, a także okrajanie wymagań na poszczególne stopnie tylko sytuację pogorszyło. Zlikwidowanie plusów (+) i minusów (-) miało tylko ten efekt, że trójka trójce przestała być równa.
Nowy projekt a współczesna szkoła
Co zatem przyniesie nowy projekt jeśli wejdzie w życie? Aż strach się zastanawiać. Z pewnością obniży i tak niski już poziom kształcenia jaki zaobserwować można w naszym kraju. Zdecydowanie więcej zarobią korepetytorzy [ coraz więcej rodziców widząc postępującą degradację szkół w taki sposób próbuje zapewnić swojemu dziecku lepszą przyszłość] i prywatne uczelnie - wypuszczające tysiącami już nie pół debili z dyplomem, ale po prostu debili z mgr przed nazwiskiem. otrzymania promocji do następnej klasy pomimo otrzymania oceny niedostatecznej ograniczy tez możliwość egzekwowania wiedzy przez nauczyciela, obniży jego [ i tak już małe] możliwości motywowania, nie wspominając o tym, że i tak chwiejny autorytet przestanie istnieć [ warto przypomnieć sobie kwestie ocen nagannych z zachowania i możliwości przejścia do następnej klasy].
Nasuwa się też pytanie jaka będzie rola zarówno szkoły jak i nauczyciela, i jak w takim przypadku [ skoro degradacja ocen większa już być nie może - chyba ] weryfikowana będzie wiedza ucznia [ już teraz na maturach dzieją się cuda, a z roku na rok testy egzaminacyjne są na niższym poziomie].
Jak pokazały ostatnie lata, bezstresowe wychowanie czy bezstresowe nauczanie nie przynosi takich rezultatów jak zakładano. Czy zatem, aż taka pobłażliwość, aż takie dążenie do wyeliminowania stresu z życia ucznia jest dobre? Jak będzie wyglądało jego dorosłe życie, skoro przez cały okres edukacji przyzwyczai się do braku konsekwencji bez względu na postępowanie oraz do tego, że każdy głaszcze go po głowie. Jakim będzie specjalistą? Jakim pracownikiem? Jak odnajdzie się w rzeczywistości bez kloszowej, w której nie zawsze wszyscy wkoło będą dbać o jego dobre samopoczucie.
Na zakończenie.
Twórcom takich projektów i reform serdecznie życzę, by na starość trafili do takiego bezstresowo nauczanego lekarza, zamieszkali w domu zaprojektowanym przez bezstresowo nauczanego architekta i żeby... żyli bardzo, bardzo długo w tym kraju wychowanych i nauczanych bez stres
Okazało się, ze projekt jak najbardziej prawdziwy i o zgrozo(!) traktowany jak najbardziej poważnie.
Na początek słów kilka o ocenianiu:
Od 1991 roku w Polsce obowiązuje skala ocen 1-6, gdzie ocena 1 [ niedostateczna] jest najniższą z możliwych i informuje, że uczeń nie opanował nawet 30% wymaganego materiału, a ocena 6 [ celująca] jest najwyższą i, teoretycznie, może ją otrzymać jedynie uczeń, który swoją wiedzą znacznie przekracza wymagania dla danego poziomu edukacyjnego oraz aktywnie uczestniczy w konkursach i olimpiadach przedmiotowych, na których osiąga sukcesy. Tyle w teorii. Jak to wygląda w praktyce? O ile ocena niedostateczna jest łatwa do zweryfikowania i najczęściej stawiana zgodnie z założeniami, o tyle już ocena celująca nie. Nauczyciele, zwłaszcza w szkołach niższego typu [ podstawówka, gimnazjum] stawiają ją na zachętę, za byle pierdółkę. Udział w lokalnym konkursie, wykucie na blachę tematu... Częściowo to wina zbyt liberalnego podejścia do tej oceny, a częściowo niejasne sformułowania dotyczace sytuacji w jakiej należy ją wystawić.
Oczywiście jak w przypadku każdej reformy w polskim szkolnictwie na efekty nie trzeba było długo czekać. Roszczeniowa postawa uczniów względem oceny celującej [ masowe zapisywanie się na konkursy, na których i tak nic nie osiągano; uczenie się dwóch-trzech zdań ponad program i żądanie najwyższej noty za odpowiedź...można by wymieniać bez końca], minimalistyczne podejście do nauki [ w końcu wystarczy 30% i masz mierną, czyli ocenę pozytywną], brak wiarygodności świadectw [ uczeń ze średnią powyżej 5,0 z bardziej liberalnej szkoły często mniej umie niż uczeń ze średnią 4,0 ze szkoły, gdzie nauczyciele nie zajmowali się rozdawnictwem celujących].
Na marginesie należy zaznaczyć, że takie ocenianie wpłynęło też na rodziców. Przeciętny tato czy przeciętna mama nie mogą zrozumieć, dlaczego nagle ich latorośl [ mająca do tej pory same szóstki], w szkole średniej ledwo wyciąga na 3,0. Z reguły winą obarczony jest nauczyciel - nie, nie, nie ten, który za byle co wstawiał szóstki, tylko ten, który obecnie wstawia trójki. W końcu niszczy świadectwo dziecka.
System oceniania nigdy nie będzie doskonały, jednak obniżenie progu wymagań do 30%, rozdawnictwo najwyższych ocen, a także okrajanie wymagań na poszczególne stopnie tylko sytuację pogorszyło. Zlikwidowanie plusów (+) i minusów (-) miało tylko ten efekt, że trójka trójce przestała być równa.
Nowy projekt a współczesna szkoła
Co zatem przyniesie nowy projekt jeśli wejdzie w życie? Aż strach się zastanawiać. Z pewnością obniży i tak niski już poziom kształcenia jaki zaobserwować można w naszym kraju. Zdecydowanie więcej zarobią korepetytorzy [ coraz więcej rodziców widząc postępującą degradację szkół w taki sposób próbuje zapewnić swojemu dziecku lepszą przyszłość] i prywatne uczelnie - wypuszczające tysiącami już nie pół debili z dyplomem, ale po prostu debili z mgr przed nazwiskiem. otrzymania promocji do następnej klasy pomimo otrzymania oceny niedostatecznej ograniczy tez możliwość egzekwowania wiedzy przez nauczyciela, obniży jego [ i tak już małe] możliwości motywowania, nie wspominając o tym, że i tak chwiejny autorytet przestanie istnieć [ warto przypomnieć sobie kwestie ocen nagannych z zachowania i możliwości przejścia do następnej klasy].
Nasuwa się też pytanie jaka będzie rola zarówno szkoły jak i nauczyciela, i jak w takim przypadku [ skoro degradacja ocen większa już być nie może - chyba ] weryfikowana będzie wiedza ucznia [ już teraz na maturach dzieją się cuda, a z roku na rok testy egzaminacyjne są na niższym poziomie].
Jak pokazały ostatnie lata, bezstresowe wychowanie czy bezstresowe nauczanie nie przynosi takich rezultatów jak zakładano. Czy zatem, aż taka pobłażliwość, aż takie dążenie do wyeliminowania stresu z życia ucznia jest dobre? Jak będzie wyglądało jego dorosłe życie, skoro przez cały okres edukacji przyzwyczai się do braku konsekwencji bez względu na postępowanie oraz do tego, że każdy głaszcze go po głowie. Jakim będzie specjalistą? Jakim pracownikiem? Jak odnajdzie się w rzeczywistości bez kloszowej, w której nie zawsze wszyscy wkoło będą dbać o jego dobre samopoczucie.
Na zakończenie.
Twórcom takich projektów i reform serdecznie życzę, by na starość trafili do takiego bezstresowo nauczanego lekarza, zamieszkali w domu zaprojektowanym przez bezstresowo nauczanego architekta i żeby... żyli bardzo, bardzo długo w tym kraju wychowanych i nauczanych bez stres
Ktoś musiał poważnie uderzyć się w głowe ... MASAKRA ...
OdpowiedzUsuńja myślę, ze nie jeden raz ;)
OdpowiedzUsuńPodejrzewam że autor pomysłu ledwie przeżył długi i bolesny upadek ze schodów. Musiał się staczać z co najmniej 10 piętra. Uderzenia głowy o grzejniki (co półpiętro) mogą wywołać trwałe zmiany w mózgu.
OdpowiedzUsuńInki, rządzisz tym komentarzem. Nic dodać nic ująć.
OdpowiedzUsuń