3 sierpnia 2009

STUDENCI A BILETY

PONIEDZIAŁEK; 05:50

Właśnie skończyłam zdejmować te cholerne kraty. Kręgosłup pulsuje bólem.
Wszystkie te obłąkane wariatki, które zostawiają grube tysiące w klubach fitness serdecznie zapraszam do noszenia krat. Odechce im się rzeźbienia własnego ciała w mgnieniu oka.
Patrzę na ręce - brudne od smaru z krat i tej cholernej farby drukarskiej. Używają chyba coraz gorszej. Teraz taka brudna jak nieboskie stworzenie będę do 9- tej, bo wcześniej nie wyrwę się przecież, żeby gdzieś te ręce umyć, a w kiosku wody nie ma. Już widzę te spojrzenia klientów.
Pewnie myślą, że mieszkam w lepiance i jestem z pogranicza normy. No cóż... sama bym tak myślała stojąc po drugiej stronie. Niedomyta - a właściwie sprawiająca takie wrażenie, coś tam mamrocząca do siebie... diagnoza prosta. Opóźniona.
Wracam do kiosku i zaczynam układać prasę. mam jeszcze 10 min. do oficjalnego otwarcia. kartka z godzinami jak wół na szybie. "OTWARTE 6:00-21:00"
ALE NIE!!!
Zobaczyli, że jestem i rozpoczyna się pukanie. Niby mogę je ignorować, ale wprost proporcjonalnie do mojej ignorancji narasta jego natarczywość i moc. Ostatecznie się poddaję. I tak nie mogę się przez to pukanie skupić przy liczeniu. sprzedam im co tam chcę a jak pójdą w diabły dokończę.
Wkurwiona otwieram okienko. Mam ochotę spytać "Czytać kurwa nie umiesz? Nie nauczyli?". Zamiast tego przyklejam do twarzy uśmiech i pytam "Czym mogę służyć?". Po drugiej stronie okienka studentka UJ. Zaczęłam rozpoznawać je bez problemu - niedowład umysłowy odmalowany na twarzy tak, że jakakolwiek wątpliwość nie ma tu miejsca. Twarz nie zdradzająca objawów jakiegokolwiek myślenia, oczy tęskniące za rozumem...Ta dodatkowo cierpi na niedowład kończyn górnych [ kilkucentymetrowe tipsy skutecznie uniemożliwiają jakiekolwiek wykorzystanie rąk. Chwytność palców w granicach 0,5 w skali 10-cio stopniowej].
FUCK! TO BĘDZIE BEZNADZIEJNY DZIEŃ!
Jeszcze raz pytam czego chce. "Dwa bilety". "Nie mam" odpowiadam zgodnie z prawdą - skończyły się wczoraj, a dostawca będzie dopiero o 9:00. Usiłuję ukryć zadowolenie. Za moment sobie pójdzie i będę miała spokój. Ale NIE!!! Pada klasyczne pytanie studenta " A jakie pani ma?" Co za kurwa różnica?! studenckich nie mam. Od wyliczania się nie pojawią. Kiosk prowadzi kilkanaście rodzajów, ale pokornie rozpoczynam wyliczankę " Normalne, Normalne godzinne, gminne, gminne godzinne...". Po dobrych dwóch minutach kończę. W odpowiedzi słyszę " Aha, aha... To dwa studenckie proszę". KUUURWAAAAAAAAA! Krew mnie zalewa, ale zbieram w sobie ostatki spokoju Zen i cierpliwie odpowiadam: "Studenckich nadal nie ma".
Błysk w oczach mojej rozmówczyni upewnia mnie że dwie komórki mózgowe jakimi dysponuje właśnie się spotkały i nastąpił przeskok iskry elektrycznej. Moja studentka myśli. " Aha. To szkolny proszę."
Jakiś diabeł mnie podkusił i zamiast sprzedać jej ten szkolny zaczynam tłumaczyć: " Nie może Pani jechać na szkolnym. Do tych biletów dopłaca miasto. Do pani dopłaca państwo. Jak panią kanar złapie będzie pani płacić mandat jak za jazdę bez biletu." Jej wielkie cielęce oczy z doklejonymi rzęsami robią się coraz większe i coraz bardziej cielęce. Macha coraz szybciej rzęsami a la Bambi, robiąc niezły przeciąg i ostatecznie pyta: "No ale jak to?! Przecież są droższe!"
Nie ma bata. Albo umrę na zapalenie płuc od tego przeciągu albo zabije mnie jej głupota. nie mam jednak wyjścia i brnę dalej w tłumaczeniach. " Pani jeździ ulgowym bo tak nakazuje ustawa. W związku z tym może pani jechać albo na bilecie studenckim albo normalnym". Jako znak że jeszcze żyje, studenta wydaje z siebie znajome "Aha, aha."
Brak błysku w oczach. Mam złe przeczucia. Jak znam swoje szczęście komórki dryfując w w pustej mózgoczaszce właśnie się minęły i nie wiadomo, kiedy ponownie się spotkają. Za moment jestem już tego pewna. " To dwa studenckie proszę". KUUURWAAAAAAAA!!!!!! JAK DZIEŃ ŚWISTAKA. " Nie mam szkolnych". "A jakie pani ma?" "Szkolne". " To poproszę szkolny". "Proszę bardzo. 1,35 zł."- mówię i kładę bilet na gładkiej powierzchni. Obserwacja jak będzie próbowała go podnieść może poprawi mi humor.

6 komentarzy:

  1. I jak poszło panience studentce ;)?

    OdpowiedzUsuń
  2. Poszła z biletami w siną dal. co dalej nie wiem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehehe, znaczy się podniosła bilety tipsami z gładkiej powierzchni :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaaaaaa. Trochę to trwało, ale jak to mówią... Victoria.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hihihi...wyobrażam sobie to pocieszne wydłubywanie biletu z tacki. Bambi z UJ, więc może wpadła pośliniła tipsa? Trochę perwersyjne, ale podobało mi się, Ruda. Czekam na więcej relacji.Frau Olga

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie. ślinienie jest na wyższym poziomie rozwoju intelektualnego. Jeździła tym biletem aż się w końcu wybrzuszył - wtedy mogła podnieść. Do tego momentu zabawa była przednia.

    OdpowiedzUsuń