5 lipca 2011

NIKT NIKOGO NIE ZMUSZAŁ...

Kilka minut temu przeczytałam, że rodziny żołnierzy poległych w Iraku i Afganistanie będą domagały się odszkodowań od MONu za śmierć bliskiej osoby i poniesione straty emocjonalne. Przez moment zastanawiałam się, czy aby nie padłam ofiarą kaczki dziennikarskiej, ale nie, rzeczywiście pozywają.
Śmierć członka rodziny zawsze jest tragedią, jednak bywa różnie. Są sytuacje, do których można się przygotować [ jak chociażby śmiertelna choroba, wiemy, że bliska nam osoba umrze, mamy jednak czas na przygotowanie się do tego, na zbudowanie emocjonalnej bariery ochronnej], sytuacje nieprzewidywalne, spadają na nas niczym przysłowiowy grom z jasnego nieba  - wypadek samochodowy- godzinę temu ktoś z nami był i nagle, bez zapowiedzi, znika z mapy żyjących, i sytuacje, których można się spodziewać, bowiem wpisane są w specyfikę zawodu.
Żołnierz to zawód, w który ryzyko śmierci jest wpisane. Zarówno do Iraku jak i Afganistanu obowiązku wyjazdu nie było. Ci, którzy się zdecydowali świadomi byli, że w bierki tudzież Piotrusia grać tam nie będą; że skoro oni mają broń, z całą pewnością nie na kapiszony, to i przeciwnik po drugiej stronie barykady też ją mieć może i solą ładował nie będzie. Poza tym i comiesięczny żołd do najniższych nie należał, jak zawsze, gdy służbę odbywa się poza granicami państwa, i istnieje ryzyko, że się z takich wojaży nie wróci, tudzież wróci, ale w worku. Kiedy zatem słyszę, bądź czytam, że rodzina poległego na misji żołnierza jest całkowicie zaskoczona jego śmiercią, że zupełnie się tego nie spodziewali, że nie byli w żaden sposób przygotowani na taką ewentualność, to zastanawiam się czy są aż tak głupi, obłudni czy naiwni?  Przecież każdy zdroworozsądkowy człowiek ma świadomość, że żołnierz wyjeżdżający na misję  może z niej wrócić lub nie. Taki zawód. Jest prestiż munduru i służby ojczyźnie, jest i ewentualna śmierć na polu walki. Jest broń i ostra amunicja, może wyniknąć strzelanina, z której cało się wyjdzie albo i nie.
Jeszcze bardziej absurdalnym jest linia argumentacyjna o zerwanych więziach rodzinnych, jaką przyjęli wynajęci przez rodziny adwokaci. "Trójmiejscy prawnicy chcą walczyć o zadośćuczynienie. Ich główna linia argumentacyjna w sprawie zadośćuczynień dla rodzin żołnierzy poległych na misjach jest podobna do tej, którą przyjęli w sprawie poprzednich klientów: mają zostać wypłacone za zerwane więzi rodzinne. – Prawo do rodziny jest zagwarantowane w konstytucji, a jako takie musi podlegać ochronie prawnej. Utrata bliskiej osoby oznacza, że wartości, które normalnie wszyscy nabywamy, tutaj zostają utracone. Rozerwane więzi rodzinne, małżeńskie, rodzicielskie rodzą poczucie osamotnienia. Orzecznictwo nazywa to naruszeniem dóbr niematerialnych w postaci rozerwanych więzi, osamotnienia i krzywdy – mówi mec. Sławek". Absurd takiego stwierdzenia, czy też raczej użycie takiego argumentu powala na kolana - przynajmniej mnie. Idąc tym tokiem rozumowania można by pozywać państwo w każdym z przypadków, kiedy utracimy kogoś bliskiego. Nie koniecznie musi on przebywać na wojnie.
  • członek rodziny zginął w wypadku samochodowym - zerwane więzi rodzinne, wina państwa bo: pozwoliło na sprzedaż szybkiego samochodu, drogi są w kiepskim stanie, zbyt mało restrykcyjne kary dla piratów drogowych nie są wystarczającym straszakiem...
  • umarł, bo chorował na coś nieuleczalnego - zerwane więzi rodzinne, wina państwa bo: za mało łoży na rozwój nauki, szpitale są źle wyposażone, personel medyczny słabo wykwalifikowany...
  • żona/mąż ode mnie odeszła/szedł - zerwane więzi rodzinne, winne państwo bo: nie zapewniło mi wystarczającego wykształcenia, nie umożliwiło zakupu mieszkania, nie zadbało o świetlaną przyszłość pozbawioną problemów egzystencjalnych... itd.
 ... można by tak w nieskończoność.
Po chwili zastanowienia nasuwa się jednak inne pytanie? Czy w czasie gdy syn/ojciec/brat przebywali na misji, setki kilometrów od domu i to nie dzień czy dwa, więzi rodzinne nie zostały zerwane? Czy wpływający co miesiąc na konto żołd był wystarczającym spoiwem dla tych więzi? Dlaczego wówczas żadna z rodzin nie protestowała? Czy wyciągi bankowe są, aż tak dobrym substytutem bliskości drugiego człowieka? Gdyby ktoś zaś, postanowił wysunąć argument, że rodziny poległych zostały pozbawione np. środków do życia, bo żołnierz był jedynym żywicielem to już odpieram.  MON wykupuje naszym żołnierzom przed wyjazdem na misję ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków. W przypadku śmierci, z NNW osobie wskazanej przez żołnierza wypłacane jest 250 tys. zł. Następne w kolejności są środki gwarantowane ustawowo: jednorazowa wypłata 18-krotności średniej krajowej (ok. 62 tys. zł), powiększona dodatkowo o trzyipółkrotność na każde dziecko, plus prawo do dodatkowego odszkodowania, przyznawanego przez ministra w uzasadnionych przypadkach. Do tego wszystkie wypłaty, tak jakby żołnierz odchodził ze służby: odprawa, spieniężone urlopy, ekwiwalenty i nieodebrane dodatki. Do tego dochodzą comiesięczne wpływy z tytułu renty rodzinnej, zapomogi, o którą można się starać u ministra obrony narodowej, i pomoc w kontynuowaniu nauki, wypłacana młodzieży od 16. roku życia, nie dłużej jednak niż do 25. Plus pomoc finansowa w dokształcaniu zawodowym i przekwalifikowywaniu w maksymalnej kwocie 5,6 tys. zł. Mało to czy dużo, to już kwestia subiektywna. Że co? Że pieniądze nie zastąpią ukochanego męża/syna/tatusia? Ależ oczywiście, że zastąpią, w końcu po to ten pozew. O odszkodowanie, o kolejne złotówki wpływające na konto. Śmierci nie da się wycenić? Da, oczywiście że da. W/w rodziny mówią o bardzo konkretnej kwocie, z żalem jedynie dodając, że być może nie da się jej uzyskać.
W całej sytuacji smutne najbardziej jest to, że powyższe rodziny nie są odosobnionym przypadkiem. Społeczeństwo polskie głośno mówiło i mówi o prawie do wolności bardzo szeroko rozumianej jako pojęcie - o wolności słowa, wolności wyboru, o możliwości samostanowienia o własnym losie... Szkoda tylko, że kiedy już to uzyskali, to za błędne decyzje nie chcą wziąć odpowiedzialności. W końcu nikt nikogo nie zmuszał by został żołnierzem, górnikiem pracującym z narażeniem życia pod ziemią, pielęgniarką w szpitalu czy nauczycielem. Ludzie, którzy się na taki, a nie inny zawód decydowali mieli możliwość sprawdzenia z czym on się wiąże. Jakie są obecnie warunki na rynku pracy, jakie pensje, w końcu jakie zagrożenia lub niedogodności zawód ten ze sobą niesie. Podjęli samodzielną, dorosłą decyzje. Nikt ich nie zmuszał. Zatem niech w trudnych chwilach potrafią ponieść jej konsekwencje, nie zaś oskarżać innych o swój obecny los i żądać od państwa finansowego zadośćuczynienia. Jak to jednak z Polakami bywa, tylko patrzeć jak kolejne zbiorowe pozwy pojawią się na wokandzie. tym razem górników, policjantów, kolejarzy...

cytat pochodzi z tego artykulu

Uzupełnienie, 08.09.2011
Zgodnie z przewidywaniami pojawiły się kolejne pozwy. Jak na razie, przede wszystkim dotyczą wypadków lotniczych, [ Rządowy Tupolew swym ostatnim lotem przetarł drogę] ale... dajmy rodakom czas, zwłaszcza, że niedługo wybory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz