12 lipca 2011

MATURA A.D.2011

Początek lipca - wyniki matur. Jak co roku na wszystkich portalach społecznościowych i informacyjnych pojawi się wielka dyskusja. kto winny, że takie statystyki, kogo spalić na stosie? Oczywiście na pierwszy ogień pójdą nauczyciele - nie nauczyli, później szkoła - taka kiepska, choć reklamuje się, że dobra; potem ministerstwo - wymyśla niestworzone wymagania, dalej reforma - po co w ogóle reformowali, następnie komicje i CKE - za dużo wymagają, za trudne arkusze ułożyli... dostanie się rządowi, poprzedniemu ustrojowi... niewinni będą jedynie uczniowie. Ofiary systemu. I ich rodzice - oszukani przez wszystkich wyżej wymienionych. Mamieni niedorzecznymi obietnicami, okradzeni przez żądnych pieniędzy korepetytorów, nakręcani przez media.
Tymczasem wskazanie palcem winnego nie jest takie proste. Matura, czy jak kto woli egzamin dojrzałości został zdewaluowany już jakiś czas temu. Przyczyniły się do tego różne czynniki, o których może przy innej okazji.
"W połowie lat 90. wyższe wykształcenie miało 6,8% ludności, policealne - 2,6%, średnie (ogólnokształcące, techniczne i zawodowe) - 50,5%, podstawowe - 33,7%, a niepełne podstawowe lub żadnego - 6,3%. Między 1988 a 2006 rokiem udział osób z wykształceniem wyższym w całej populacji zwiększył się z 6,5% do 14,6%. Odsetek osób z wykształceniem średnim wzrósł z poniżej 25% do 35%. W 2006 roku powszechność wykształcenia co najmniej średniego była w Polsce wyższa od średniej dla krajów Unii Europejskiej". 
W 1999 roku wprowadzona została jedna z czterech reform. Reforma szkolnictwa. Pospiesznie, po łebkach... tak jak to w naszym kraju bywa. Bez odpowiedniego zaplecza, odpowiednio przygotowanej kadry... I oczywiście jak to w Polsce wszyscy spodziewali się, że spektakularne efekty będą po roku. Każdy zdrowo myślący człowiek wie, że na efekty jakiejkolwiek reformy trzeba czekać kilka lat. Cuda nie zdarzają się w ciągu niepełnych 12 miesięcy, a przynajmniej nie w polskim szkolnictwie, skoro jednak cudów nie było zaczęto reformę "ulepszać", dostosowywać niekoniecznie do sytuacji społecznej, ale z całą pewnością do sytuacji politycznej. Od tego momentu edukacja polska stała się doskonałą kartą przetargową w czasie politycznych rozgrywek i przedwyborczych wyścigów. Gruntowne zmiany jakie miały objąć wszystkie szczeble edukacji okazały się mrzonką. Wszystkie, nazwijmy to niedociągnięcia, które z czasem miały zostać zlikwidowane poprzez doszkalania i drobne zmiany, urosły do rangi problemów, z którymi bez radykalnych posunięć poradzić już sobie nie można.
Tylko czy współczesne społeczeństwo jest gotowe na zmiany? Na radykalne, często bolesne dla ego tak rodzica jak i ucznia czy nauczyciela reformy? Czy Polacy są w stanie poczekać na wyniki kilka lat? I najważniejsze, czy jesteśmy gotowi poświęcić kilka roczników? Aha, co chyba najistotniejsze, czy znajdzie się rząd na tyle odważny by je wprowadzić, a Polacy na tyle odpowiedzialni by pozwolić mu być u władzy kilka kadencji?
Czy rzeczywiście wszyscy muszą mieć maturę? Czy nie można być wartościowym człowiekiem, cennym pracownikiem bez tego świstka papieru? Czy współczesne społeczeństwo polskie jest aż tak głupie, że nie zdaje sobie sprawy z tego w jakim kierunku zmierza? Przecież ponad 14% legitymuje się wyższym wykształceniem. Powinni być zdolni do logicznego myślenia, umieć analizować obecną sytuację i wyciągać z niej wnioski na przyszłość. A może są tak "doskonale " wykształceni, że nie potrafią?
Za moich czasów [ czyli jakieś 15 lat temu ] matura coś znaczyła. Absolwent technikum miał w ręku fach i - jeśli zdał maturę - otwartą drogę na studia. Absolwent liceum legitymował się szeroko rozumianą wiedzą ogólną, którą ukierunkowywał i uściślał dopiero w szkołach pomaturalnych/policealnych lub na studiach. Ci, którzy ukończyli zawodówkę szli do pracy lub kontynuowali naukę w technikach. Nie wszyscy mieli ukończone studia. Nie wszyscy mieli maturę. Za to znacznie większy odsetek czytał rozumiejąc co czyta, potrafił liczyć w pamięci, znał historię swojego kraju... Nauczyciel cieszył się powszechnym szacunkiem i uznaniem. Do głowy by mi nie przyszło podnieść na niego głos, nie mówiąc o grożeniu czy zastraszaniu. Znałam swoje prawa, ale znałam i obowiązki. Moja matka idąc na zebranie nie przyjmowała postawy roszczeniowej, nie gloryfikowała mnie jako dziecka bez skazy. Kiedy na to zasłużyłam, obrywałam po uszach. Za moich czasów naruszenie statutu szkoły wiązało się z poniesieniem z tego tytułu konsekwencji. Jeśli któryś z punktów przewidywał relegowanie ze szkoły... uczeń był z niej relegowany. Nie chodziłam na korepetycje ze wszystkich przedmiotów, nie miałam stałego zwolnienia z w-fu, nie przypominam sobie by jakikolwiek nauczyciel drżał o swoją posadę wstawiając mi jedynkę, pisałam testy i musiałam uzyskać z nich ponad 50% , żeby mieć ocenę pozytywną. Nie miałam w klasie nikogo z ADHD, dysleksją, dyskalkulią.... Ci którzy byli upośledzeni w stopniu lekkim chodzili do klasy specjalnej, o odpowiednio opracowanym do ich możliwości programie. Nie przekreślało im to życia, ba w kilku przypadkach jakie znam pozwoliło w wolniejszym tempie dojrzeć, zdobyć wykształcenie, zawód, realizować się na wielu płaszczyznach... Być cennym członkiem społeczeństwa. Dlaczego zatem dziś do szczęścia i powszechnego szacunku potrzebujemy matury i studiów? I czy rzeczywiście siedząc na zmywaku w Anglii, z dyplomem magistra na dnie walizki  jesteśmy lepsi od tego, który obok nas macha szmatą, a ma jedynie wykształcenie podstawowe? Czy ktoś kto z dyplomem uczelni wyższej w kieszeni decyduje się na karierę sprzątaczki/pomywaczki [ absolutnie nie deprecjonuje tych zawodów] sam siebie nie deprecjonuje? Czy brak ambicji w takim przypadku nie jest czymś bardziej godnym potępienia niż brak wykształcenia? Dlaczego z pogardą mówimy o absolwencie zawodówki, fachowcu, który jest dobry w tym co robi, a podziwiamy magistra ekonomii, który za kilka funtów nosi cegły na budowie? Czy współczesny Polak jest, aż tak próżny, by wierzyć, że trzy magiczne litery przed nazwiskiem wszystko zmieniają?
Ależ mi się tych pytań namnożyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz