Lubię czytać.
Jest to fakt i to w dodatku potwierdzony - kilka osób nawet widziało jak to robię.
Mam swoje ulubione gatunki, mam swoich ulubionych pisarzy, ba- mam nawet niewielką biblioteczkę. Lubię T. Pratchetta i J. Deavera. Uwielbiam J. Chmielewską i B. Kosmowską. Bawi mnie Roland Topor, melancholijnie nastawia K. K. Baczyński i M. Pawlikowska-Jasnorzewska...Na półkach grzecznie stoją obok siebie prof. Tazbir, Emanuelle Arsan i Szekspir. Mam nawet [ ku rozpaczy Emana ] tomik wierszy o Sieradzu. Zwyczajnie.
Jak zaznaczyłam na wstępie - lubię czytać.
Obecnie może czytam mniej, ale nie jest to efekt lenistwa lecz braku czasu. Dlatego, żeby sięgnąć po coś nowego [ pisarza jakiego nie znam] muszę być zachęcona/ przekonana, bądź to opinią znajomego [ w tej roli nieocenieni są MiSiU, Pinki i Katarzyna] lub przeczytać ciekawą recenzję/ wywiad. Musi mnie coś... zaintrygować. Zbyt mało mam wolnych chwil, by tracić je na bzdety pseudoliterackie lub zwyczajnie coś, co znudzi mnie po kilku stronach.
Do każdej książki trzeba dorosnąć. Jeśli nie przeczytamy jej w określonym wieku, nie przeczytamy jej już nigdy, a nawet jeśli to zrobimy, jej percepcja będzie niewłaściwa . I z tego trzeba zdawać sobie sprawę. Tak samo jak wiek, istotną rolę odgrywa nasz nastrój, poglądy i to, czego od książki oczekujemy. Nie sięgnę po religijne rozważania Ojców Kościoła - bo religia jako taka mnie nie interesuje, nie będę zachwycać się Karolem Mayem, bo Indianie mnie nudzą...
Zrozumieć zatem nie mogę, czemu niektórzy sięgają po konkretne książki, a potem są wielce oburzeni. Wszechobecna pruderia, z którą spotykam się i w życiu codziennym zaczyna być już męcząca.
Większość z nas jest aktywna seksualnie czyli mówiąc prościej - bzyka się. Bądź to będąc w formalnym związku, ze stałym partnerem, bądź też z tym, co udało się zgarnąć w knajpie, na ulicy czy sali wykładowej. Podejrzewam, że większość z nas bzyka się nie tylko w pozycji klasycznej, ale jeszcze jakiejś innej, ba część nawet idzie krok dalej i do swoich łóżkowych praktyk dodaje seks oralny i analny. Podejrzewam, że większość z nas [ a faceci z całą pewnością wszyscy] ma na swoim koncie przynajmniej jeden obejrzany pornol... Co ja mówię pornol! Wystarczy włączyć pierwszy z brzegu film, by były tam bardziej lub mniej wymyślne igraszki łóżkowe lub też laska biegająca z cyckami na wierzchu. Dlatego, gdy czytam święte oburzenie na dwie erotyczne książki szlak mnie trafia.
"100 pociągnięć szczotką przed snem" i "Dziennik nimfomanki" to książki zaklasyfikowane jako erotyczne. Jest tam seks... właściwie... głównie seks. Fabuła prosta jak budowa cepa, idealna lektura na odprężenie i nie myślenie. Taki literacki odpowiednik brazylijskiego tasiemca [ no może nie pod kątem fabuły, ale głębi już z pewnością tak].
O pierwszej jedynie słyszałam, czytałam dwa krótkie fragmenty, drugą mam. Obie zebrały rewelacyjne recenzje, "Dziennik..." został nawet sfilmowany. I albo ja jestem bardzo wyuzdana, albo współcześnie niewiele trzeba dokonać by za taką uchodzić.
Czytam ten "Dziennik nimfomanki"... czytam... i ledwo dobrnęłam do 50 strony. Skąd to święte oburzenie, pojęcia nie mam. Seks jak seks. Opisany całkiem oszczędnie, a sama klasyfikacja książki nastąpiła chyba po tym jak klasyfikujący natknął się na słowa: burdel, nimfomanka i rozdziewiczenie. Rozczarowana "Dziennikiem..." postanowiłam sprawdzić co też piszą o "100 pociągnięciach..." inni.
Swego czasu było o książce głośno, ale jeśli mam się tak męczyć, jak przy "Dzienniku...", to dziękuję bardzo. Postoję.
Wrzuciłam w googola odpowiednią frazę i...i tu pojawia się pytanie: skoro wiem, że książka jest erotyczna, a nie chcę czytać o seksie, to po jaką cholerę po nią sięgam? Pytanko pojawiło się po tym, jak przeczytałam multum wpisów z zarzutem - "...bo tam opisany jest seks i to dosłownie". No żesz kurwa [ bo inaczej się nie da], a co ma być w książce erotycznej - omówiona zasada lepienia babek z piasku?
Książki erotyczne czyta się dla odprężenia, niektórzy czytają dla pobudzenia, jeszcze inni dla inspiracji. Z reguły mają prostą fabułę, są wolne od górnolotnych frazesów, a jeśli pisarz jest biegły w swojej dziedzinie mają kilka ciekawych scen erotycznych i tyle. Nic poza tym. Jeśli ktoś oczekuje czegoś więcej, to chyba nie po ten gatunek sięgnął.
Dlaczego nie przeszkadza nam seks na ekranie, ulicy, monitorze, a przeszkadza na kartach książki, nota bene zaklasyfikowanej jako erotyczna? Dlaczego jedna książka zaklasyfikowana jest jako erotyczna [ i z gruntu odsądzona od czci i wiary, a inna, w której opisy sa bardziej hardcorowe i nawet mnie szczęka opada, jako sensacyjna przyjmowana jest ze spokojem [ kto nie wierzy niech poczyta sobie Gerarda de Villiers, ale w tłumaczeniu Krystyny Szeżyńskiej, bo Magdalena Koniarska zdecydowanie wprowadza wiele cięć o charakterze cenzury ]. I kto decyduje co jest erotyką, a co nie? Dlaczego twórczość Flory M. Speer w polsce to romanse nie erotyki, a już wypociny Valerie Tasso tak?
Na koniec jeszcze pewna refleksja, która naszła mnie podczas czytania "Dzienników...". Nie każdy kto dużo się bzyka i ma wielu partnerów seksualnych [ czy za pieniądze czy też nie, to nieważne] napisze później dobry erotyk. Co ja mówię erotyk. Jakąkolwiek dobrą książkę.
A póki co, w ramach odpoczynku od "Dziennika... idę poczytać monologi waginy, które grzecznie stoją na półce.
Jest to fakt i to w dodatku potwierdzony - kilka osób nawet widziało jak to robię.
Mam swoje ulubione gatunki, mam swoich ulubionych pisarzy, ba- mam nawet niewielką biblioteczkę. Lubię T. Pratchetta i J. Deavera. Uwielbiam J. Chmielewską i B. Kosmowską. Bawi mnie Roland Topor, melancholijnie nastawia K. K. Baczyński i M. Pawlikowska-Jasnorzewska...Na półkach grzecznie stoją obok siebie prof. Tazbir, Emanuelle Arsan i Szekspir. Mam nawet [ ku rozpaczy Emana ] tomik wierszy o Sieradzu. Zwyczajnie.
Jak zaznaczyłam na wstępie - lubię czytać.
Obecnie może czytam mniej, ale nie jest to efekt lenistwa lecz braku czasu. Dlatego, żeby sięgnąć po coś nowego [ pisarza jakiego nie znam] muszę być zachęcona/ przekonana, bądź to opinią znajomego [ w tej roli nieocenieni są MiSiU, Pinki i Katarzyna] lub przeczytać ciekawą recenzję/ wywiad. Musi mnie coś... zaintrygować. Zbyt mało mam wolnych chwil, by tracić je na bzdety pseudoliterackie lub zwyczajnie coś, co znudzi mnie po kilku stronach.
Do każdej książki trzeba dorosnąć. Jeśli nie przeczytamy jej w określonym wieku, nie przeczytamy jej już nigdy, a nawet jeśli to zrobimy, jej percepcja będzie niewłaściwa . I z tego trzeba zdawać sobie sprawę. Tak samo jak wiek, istotną rolę odgrywa nasz nastrój, poglądy i to, czego od książki oczekujemy. Nie sięgnę po religijne rozważania Ojców Kościoła - bo religia jako taka mnie nie interesuje, nie będę zachwycać się Karolem Mayem, bo Indianie mnie nudzą...
Zrozumieć zatem nie mogę, czemu niektórzy sięgają po konkretne książki, a potem są wielce oburzeni. Wszechobecna pruderia, z którą spotykam się i w życiu codziennym zaczyna być już męcząca.
Większość z nas jest aktywna seksualnie czyli mówiąc prościej - bzyka się. Bądź to będąc w formalnym związku, ze stałym partnerem, bądź też z tym, co udało się zgarnąć w knajpie, na ulicy czy sali wykładowej. Podejrzewam, że większość z nas bzyka się nie tylko w pozycji klasycznej, ale jeszcze jakiejś innej, ba część nawet idzie krok dalej i do swoich łóżkowych praktyk dodaje seks oralny i analny. Podejrzewam, że większość z nas [ a faceci z całą pewnością wszyscy] ma na swoim koncie przynajmniej jeden obejrzany pornol... Co ja mówię pornol! Wystarczy włączyć pierwszy z brzegu film, by były tam bardziej lub mniej wymyślne igraszki łóżkowe lub też laska biegająca z cyckami na wierzchu. Dlatego, gdy czytam święte oburzenie na dwie erotyczne książki szlak mnie trafia.
"100 pociągnięć szczotką przed snem" i "Dziennik nimfomanki" to książki zaklasyfikowane jako erotyczne. Jest tam seks... właściwie... głównie seks. Fabuła prosta jak budowa cepa, idealna lektura na odprężenie i nie myślenie. Taki literacki odpowiednik brazylijskiego tasiemca [ no może nie pod kątem fabuły, ale głębi już z pewnością tak].
O pierwszej jedynie słyszałam, czytałam dwa krótkie fragmenty, drugą mam. Obie zebrały rewelacyjne recenzje, "Dziennik..." został nawet sfilmowany. I albo ja jestem bardzo wyuzdana, albo współcześnie niewiele trzeba dokonać by za taką uchodzić.
Czytam ten "Dziennik nimfomanki"... czytam... i ledwo dobrnęłam do 50 strony. Skąd to święte oburzenie, pojęcia nie mam. Seks jak seks. Opisany całkiem oszczędnie, a sama klasyfikacja książki nastąpiła chyba po tym jak klasyfikujący natknął się na słowa: burdel, nimfomanka i rozdziewiczenie. Rozczarowana "Dziennikiem..." postanowiłam sprawdzić co też piszą o "100 pociągnięciach..." inni.
Swego czasu było o książce głośno, ale jeśli mam się tak męczyć, jak przy "Dzienniku...", to dziękuję bardzo. Postoję.
Wrzuciłam w googola odpowiednią frazę i...i tu pojawia się pytanie: skoro wiem, że książka jest erotyczna, a nie chcę czytać o seksie, to po jaką cholerę po nią sięgam? Pytanko pojawiło się po tym, jak przeczytałam multum wpisów z zarzutem - "...bo tam opisany jest seks i to dosłownie". No żesz kurwa [ bo inaczej się nie da], a co ma być w książce erotycznej - omówiona zasada lepienia babek z piasku?
Książki erotyczne czyta się dla odprężenia, niektórzy czytają dla pobudzenia, jeszcze inni dla inspiracji. Z reguły mają prostą fabułę, są wolne od górnolotnych frazesów, a jeśli pisarz jest biegły w swojej dziedzinie mają kilka ciekawych scen erotycznych i tyle. Nic poza tym. Jeśli ktoś oczekuje czegoś więcej, to chyba nie po ten gatunek sięgnął.
Dlaczego nie przeszkadza nam seks na ekranie, ulicy, monitorze, a przeszkadza na kartach książki, nota bene zaklasyfikowanej jako erotyczna? Dlaczego jedna książka zaklasyfikowana jest jako erotyczna [ i z gruntu odsądzona od czci i wiary, a inna, w której opisy sa bardziej hardcorowe i nawet mnie szczęka opada, jako sensacyjna przyjmowana jest ze spokojem [ kto nie wierzy niech poczyta sobie Gerarda de Villiers, ale w tłumaczeniu Krystyny Szeżyńskiej, bo Magdalena Koniarska zdecydowanie wprowadza wiele cięć o charakterze cenzury ]. I kto decyduje co jest erotyką, a co nie? Dlaczego twórczość Flory M. Speer w polsce to romanse nie erotyki, a już wypociny Valerie Tasso tak?
Na koniec jeszcze pewna refleksja, która naszła mnie podczas czytania "Dzienników...". Nie każdy kto dużo się bzyka i ma wielu partnerów seksualnych [ czy za pieniądze czy też nie, to nieważne] napisze później dobry erotyk. Co ja mówię erotyk. Jakąkolwiek dobrą książkę.
A póki co, w ramach odpoczynku od "Dziennika... idę poczytać monologi waginy, które grzecznie stoją na półce.
A mnie się wydaje, że to nie o pruderię chodzi. Krytykujemy i oburzamy się bo ...krytykujemy i oburzamy się. Jedne narody mają dobrą kuchnię,inne naukowców, a jeszcze inne banki. My mamy marudy (niejednokrotnie mylone z autorytetami). Niemcy słyną z porządku, Czesi z knedli, Norwegowie z dyskrecji a my, Prawdziwi Polacy z pieniactwa i marudzenia.
OdpowiedzUsuńPrzestałam czytać jakiekolwiek opinie dotyczące książek czy filmów bo najczęściej obfitują one w bzdury, a wyroki są ferowane na podstawie "jamniemi". Doskonałym przykładem jest krytyk filmowy z GW, który chodzi na filmy o Superbohaterach i jego głównym zarzutem wobec tych dzieł jest to, że tam głębi nie znalazł. A jedynie dużą dozę wydarzeń nieprawdopodobnych. No to po cholerę idzie na film na podstawie komiksu, który z góry taką kanwę opowieści zakłada? Ch** wie, ale co sobie pomarudzi i wierszówkę zgarnie to jego.
Czydziestka
polecam "zycie miłosne" zeruya shalev. najlepsza ksiazka z gestym i czestym pieprzeniem w tle, jaka czytalam.
OdpowiedzUsuńTo możesz już oznaczyć tą książkę żółtą karteczką: "Czekam na Tostera" :)
OdpowiedzUsuńToster, nie ma sprawy:) "Monologi waginy", tez:) (bo czytalam ze Cie instryguja, ale lojalnie ostrzegam, ta ksiazeczka to klub wzajemnej jednoplciowej adroracji)
OdpowiedzUsuńNo Eva Elsner jest lesbijką, więc cóż innego ma adorować jak nie inna waginę, ale tekst jest niezły [ przynajmniej wg mnie]. kawałek o ginekologu - uśmiałam się na całego.
OdpowiedzUsuńCóż nigdy nie słyszałem o monologach penisa, najwyraźniej kobiety mają super moce których nie mają faceci :) Nie wiem na czym może polegać adoracja pipki, ale brzmi zabawnie :D
OdpowiedzUsuńz tego co wiem powstała męska odpowiedź na monologi waginy, ale jest słaba jak słabość
OdpowiedzUsuńCóż najwyraźniej prawdziwą głębie da się odnaleźć tylko w c....
OdpowiedzUsuńtutaj masz namiary na monologi penisa http://aict.art.pl/koo-modych/1288-monologi-penisa
OdpowiedzUsuńno akurat nie mialam na mysli adoracji takiego czy innego krocza tylko ogolny klimat ksiazeczki: "my kobiety jestesmy git a faceci - szkoda slow". ale czytalam rzecz dawno, wiec moze sie myle:)
OdpowiedzUsuńa we wroclawiu kilka lat temu monologii byly swietnie odegrane w jakims teatrze. rozejrzyj sie Toster, moze wroca na deski:) bo poznawczo napewno warto:)
Z tego co wiem, TVN style czasem pokazuje monologi w wykonaniu samej autorki.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o "goliznę" książkową, to mogę polecić tą serię:
OdpowiedzUsuńhttp://merlin.pl/Strzala-Kusziela-tom-1_Jaqueline-Carey/browse/product/1,841511.html
Cała seria kręci się wokół seksu (główna bohaterka jest kurtyzaną), a jednak okazuje się że jest o czym czytać :D
Mam całą serię, podrzucę przy okazji ;P
Dzięki MiSiU.
OdpowiedzUsuń