23 czerwca 2010

KRAKOWSCY DŹENTELMENI

Jakoś ostatnio nie miałam czasu na pisanie [ zmiana kurnika, sprawy około Jajka], w związku z czym blog osiągnął stan prawie agonalny, o czym nie omieszkał przypomnieć mi na GG Toster. Jak zawsze, w subtelny - tosterowy sposób.
Wykorzystując zatem fakty, że nowy kurnik został już okiełznany, ze starym załatwiliśmy wszystkie możliwe sprawy, a Jajko jak to Jajko, postanowiło zachowywać się wg własnych reguł nadrabiam zaległości.
Będzie o krakowskich dżentelmenach, z którymi miałam przyjemność[?] zetknąć się w dniu dzisiejszym.
Im też dedykuję poniższy wpis ;)

KRAKÓW PEŁEN DŻENTELMENÓW
Dość zaawansowana sprawa związana z Jajkiem od czasu do czasu zmusza mnie do opuszczenia bezpiecznego kurnika, tudzież okolic około kurnikowych i wyruszenia w Kraków. Dzięki takim właśnie eskapadom mam możliwość podziwiania krakowskich dżentelmenów w akcji. A jest co obserwować!
Do tej pory bowiem myślałam, że może jestem jakoś przewrażliwiona... mam zbyt wygórowane wymagania czy też po prostu osoba ze mnie niedostosowana społecznie, o czym Eman przypomina mi na każdym kroku. Mogło tak być. 
Obecnie, będąc w 9- tym miesiącu ciąży naiwnie myślałam, że pewne rzeczy się zmienią i choć nie mam urody Angeliny Joli, to chociaż wielkie cycki i wielki brzuch wpłyną na pewne sprawy.

Przyszłe matki są bowiem kimś szczególnym. Noszą w sobie nowe życie, dlatego otaczane są, a przynajmniej powinny być, szczególną troskliwością...

O naiwności kobieca!

W PRZYCHODNI

W przychodni jak to w przychodni. Zdarzają się kolejki. Nawet prywatna służba zdrowia nie jest czasem w stanie uniknąć opóźnień, a w związku z tym jej pacjenci, choć umówieni na konkretną godzinę muszą raz na jakiś czas poczekać kwadrans na swoją kolej. Luz. Czynnik ludzki, czytaj lekarz/pacjent nie jest do końca przewidywalny.
Wchodzę dziś do przychodni, umówiona na 9:15 i dowiaduję się, że jest opóźnienie i przede mną będą jeszcze dwie pacjentki. Spoko. Nadeszła opisywana powyżej sytuacja - mogę poczekać.
I teraz będzie mała dygresja dla tych, którzy nigdy nie posiadali jajka. Czekanie samo w sobie nie jest złe i jakieś mega trudne, ale ... 9- ty miesiąc do przyjemnych nie należy. Jest się obolałym, ciągle człowiekowi gorąco, kręgosłup przy takim obciążeniu odmawia współpracy, a nogi  spuchnięte do granic możliwości przypominają dwie napompowane kłody. Zatem... jeśli już czekać, to na pewno nie stojąc, bo umrze się albo od bólu kręgosłupa, albo nóg.
Rozglądam się za jakimś miejscem siedzącym - nie ukrywam,  że wolałabym niedaleko gabinetu, w którym przyjmuje mój lekarz, bo tak byłoby wygodniej. Niestety. Wszystkie krzesełka zajęte. Na dwóch siedzą ciężarne, na dwóch... ich partnerzy. Kiedy pojawiłam się przed nimi zaczęli być bardzo zajęci - pierwszy zaczytał się w ulotce o pneumokokach tak mocno, że nie miał szans na zauważenie takiej "drobiny" jak ja, drugi - zgłębiał techniki wykończenia podłogi. 
W poczekalni jest 8 krzesełek+ 2 przy dziecięcym stoliku. Wśród czterech mężczyzn [ żaden nie przekroczył 35 lat] nie znalazł się ani jeden, który ustąpiłby mi miejsca. Wolne krzesło udało mi się znaleźć tylko dlatego, że jedna z pacjentek weszła na badanie. Było dokładnie na drugim końcu korytarza. Sapiąc i dysząc ruszyłam w tamtym kierunku.
Siedząc na cudem zdobytym miejscu zaczęłam się zastanawiać nad sytuacją jakiej byłam uczestniczką. To, że dwóch z czterech mężczyzn nie ruszyło czterech liter by choć zaproponować mi miejsce jest czymś tak naturalnym w Krakowie, że chyba urodziłabym ze zdziwienia, gdyby postąpili inaczej. Nie wykluczam też możliwości, że choć pozornie wyglądali całkiem zdrowo i jedyne na co czekali to wolna pielęgniarka, której można by przekazać próbkę z moczem, to być może są bardzo poważnie chorzy i sami potrzebowali tego krzesełka, ale dwóch z nich [ czekający ze swoimi partnerkami na wizytę u ginekologa]?
Ich kobiety są w ciąży, a więc doskonale sobie zdają sprawę, że noszenie ze sobą wielkiego brzucha, zwłaszcza latem do najbardziej komfortowych zajęć nie należy.  Nie wierzę, że nie zdają sobie sprawy jak czuje się ciężarna w zaawansowanej ciąży - ich kobiety miały widoczne brzuchy. Nie tak duże, ale jednak. 
Skoro zatem Pani Iksińska czy Pani Kowalska legły na krzesłach sapiąc jak miechy i wyciągając przed siebie opuchnięte nogi, to logicznym jest, że ktoś dwa razy większy czuć się będzie co najmniej tak samo. Jeśli nie gorzej.
Najlepsze zaś z tego jest to, że obaj dżentelmeni [ mogę się założyć o wszystko] byliby święcie oburzeni, gdyby ich partnerki były na moim miejscu, a jakiś inny facet nie ustąpił im miejsca. Już widzę to święte oburzenie, te nic nieznaczące frazesy, które by wygłaszali...W końcu te kobiety są w odmiennym stanie! Należy im się specjalne traktowanie!...
I co najlepsze - słyszane przeze mnie wielokrotnie podczas różnych okazji - gdyby to oni byli na miejscu tych facetów od razu by ustąpili miejsca, bo tylko zwykły prostak i cham nie ustąpi ciężarnej.

W BANKU

Choć w Polsce istnieje prawo, że kobiety w widocznej, zaawansowanej ciąży obsługiwane są bez kolejki, to w wielu miejscach jest ono martwe. Na przykład w Lukas Banku, w którym to miałam dziś przyjemność [?] spędzić dobre pół godziny.
Zmiana kurnika to nie tylko sprawy około przeprowadzkowe związane z kartonami, meblami itp. atrakcjami. To także zmiana adresu do korespondencji, zmiana meldunku... słowem uroki biurokracji.
Wchodzę do banku w klasycznym stylu Matki Polki - wypchana wielka torba, trzy reklamówki, ogromny brzuch... Na dworze gorąco jak w piekle, więc pot leje się ze mnie strumieniem. Mam do załatwienia drobiazg - muszę jedynie oddać starą kartę kredytową, by móc aktywować nową, ze zmienionymi danymi. Kieruję się  zatem w stronę okienka, ale już w połowie drogi jestem zastopowana przez dwie urocze starsze Panie, które informują mnie, że to nie czasy PRL - u i wszyscy są równi. Nie mam siły się z nimi kłócić. Siadam na wolnym krzesełku i czekam na swoją kolej. Oczywiście na 4 stanowiska, tylko jedno dostępne jest dla petentów. W pozostałych Panie zajęte są:
  • rozmową z koleżanką/kolegą z pracy, 
  • pasjansem
  • dumaniem o niebieskich migdałach
Dodam jeszcze, że trafiłam akurat na dzień w którym Bank się promował. No, ale to już kwestia podejścia strategicznego. Dla jednych promocją są szybko i sprawnie działające okienka, obsługujące petentów, dla innych wijąca się niczym wąż kolejka wkurwionych.
Mniej więcej trzy minuty po mnie do banku wszedł kolejny z krakowskich dżentelmenów. Ominął kolejkę i radosnym krokiem pasikonika skierował się ku okienku. Delikatnie zauważyłam, że obowiązuje kolejka ,i że będzie po mnie [ naprawdę delikatnie Eman]. Pan spojrzał na mnie chabrowymi oczkami i ze swoim prawie hollywoodzkim uśmiechem powiedział, że on tylko na chwilkę, bo ma do skserowania jedną kartkę. W dodatku bardzo się śpieszy i chciałby wejść bez kolejki, bo nie ma czasu.
Popatrzyłam na jego metroseksualną mordkę i stwierdziłam, że ja też nie mam czasu, bo jestem w 9 miesiącu ciąży, za dwa tygodnie mam termin, za 30 minut odjeżdża mój autobus, a za 45 eksplodują mi stopy, i że też mam do załatwienia drobiazg - musze jedynie oddać kartę, więc raczej mnie nie przebije i niech wraca do kolejki. Podziałało. Wrócił, choć dwie starsze Panie, siedzące obok mnie, nie omieszkały tego skomentować. I tak zostałam świętą krową, która nie potrafi zrozumieć drugiego człowieka.

W SKLEPIE

  Opowieści sklepowych mam tak wiele, że mogłabym utworzyć zupełnie odrębny wpis, ograniczę się zatem do jednej - mojej ulubionej.
Dotyczy zakupów w Lidlu.
Każdy kto był tam choć raz wie, że Lidl nie posiada kas uprzywilejowanych, w związku z tym teoretycznie przynajmniej mam prawo podejść do kasy bez kolejki i zostać obsłużoną. Mając świeżo w pamięci zajście z Tesco [ kiedy to przy kasie uprzywilejowanej kasjerka o mało nie została zlinczowana za próbę obsłużenia mnie jako pierwszej] doszłam do wniosku, że gra jest niewarta świeczki. Przede mną stały tylko dwie osoby, mające w dodatku średnią ilość zakupów. Mogłam zaczekać z moim melonem i jogurtem.
Stanęłam grzecznie w kolejce i czekam. Pani kasjerka obsłużyła klientkę i już miała obsłużyć dżentelmena, który stał przede mną, gdy dostrzegła, że jestem w ciąży. Poprosiła zatem, bym podeszła do kasy, bo należy mi się obsługa poza kolejnością. No i rozpętało się piekło. Pan święcie oburzony wygłosił tyradę, że to już chyba lekka przesada. że on też jest zmęczony, a w kolejce musi stać, że jak chciałam sobie zrobić dziecko, to moja sprawa, on mi tego dziecka nie zrobił i nie ma przez to życzenia stać dłużej w sklepie. Jest człowiekiem zajętym, więc niech mnie przepuszcza ten, kto mi to dziecko zrobił, bo on nie ma zamiaru.  [ Tyrada trwała dłużej niż zajęło by obsłużenie mnie, ale co tam...] Próbowałam jakoś sprawę załagodzić - poinformowałam Panią kasjerkę, że mogę zaczekać, nic mi się nie stanie, niech obsłuży tego Pana. Na to wszystko kasjerka, która jeszcze niedawno była po mojej stronie zaczęła krzyczeć, że zamierza mnie obsłużyć bez kolejki, bo woli już to niż odbierać tu poród, bo pewnie jak dłużej poczekam to urodzę. Pomimo moich zapewnień, że w ciągu najbliższych 15 min. ten radosny fakt nie nastąpi nie uwierzyła. Od słowa do słowa kolejka podzieliła się na dwa obozy. Jeden wspierający krakowskiego bojownika o równość kolejkową i drugi - głoszący tezę, że obsługa bez kolejkowa ciężarnej to jedyny sposób na uniknięcie odbierania porodu. Skończyło się na tym, że zostawiłam melona i jogurt, i po prostu wyszłam.
Za moimi plecami walka nabierała dopiero rumieńców, a Pan któremu podobno tak bardzo się śpieszyło, niczym ostatniego szańca bronił stanowiska tuż przy kasie.

NA ZAKOŃCZENIE

Na zakończenie taka moja luźna konkluzja. W dobie równouprawnienia, walczących feministek, kobiet, które z jednej strony chcą być różnorzędnymi partnerkami, z drugiej, dalej chciałyby być adorowane jak w XIX wieku współczesny mężczyzna może czuć się nieco zagubiony. I ja to rozumiem.
W końcu na każdym kroku staje przed kolejnym problemem. Czy jeśli zapłaci w restauracji rachunek za siebie i partnerkę okaże się dżentelmenem czy też usiłującym zdominowac biedaczkę zwykłym samcem? Czy jeśli zaproponuje uregulowanie rachunku po połowie będzie nowoczesnym mężczyzną, popierającym równouprawnienie czy zwykłym skąpcem? Takich pytań można przytaczac bez końca.
Myślę jednak, że w przypadkach takich jak opisałam pytania raczej nie powinny się pojawić. Każda, nawet najbardziej zagorzała bojowniczka o prawa kobiet, kiedy ma wielki brzuch, a za oknem jest 35 stopni w cieniu, z ulgą przyjmie miejsce siedzące, czy mozliwość unikniecia długiego stania w kolejce,i  z cała penością nie przyjdzie jej do głowy, że facet który się do tego przyczynił [ mam na mysli to, że może np. usiąść w autobusie] jest od razu ociekającym testosteronem troglodytą, który usiłuje odebrac jej dawno już wywalczone prawa. Ale oczywiście to już inna kwestia, na zupełnie inny wpis.

2 komentarze:

  1. Jakby to ładnie w słowa ująć- Tyś nie ciężarna, Ty masz mięsień piwny poprostu i dlatego nikt w kolejkach nie przepuszcza, miejsca nie ustępuje ;)

    A tak poważnie- to delikatnie mówiąc irytujący temat. Babcie w poczekalni ni chu chu tez miejsca nie ustąpią, a jak nie daj Boże wchodzisz bez kolejki- bo takie Twoje prawo- wzrok zabija, kruszy na drobny pyłeczek.

    OdpowiedzUsuń
  2. O krakowskich babciach będzie innym razem, bo to tez ciekawy temat.
    A z tym mięśniem piwnym... coś w tym jest, zwłaszcza że ja w ogóle piwa nie piję - hi hi hi

    OdpowiedzUsuń