Służba zdrowia to nieśmiertelny temat w każdym gronie, gdzie znalazł się choć jeden Polak – tak przynajmniej wynika z moich obserwacji. Narzekamy na zbyt duże składki, na kiepską jakość świadczonych usług, na kolejki do specjalisty… od czasu do czasu jednak do tego lekarza iść musimy. W większości przypadków wybieramy prywatną służbę zdrowia.
Są specjalizacje, gdzie do lekarza przywiązujemy mniejszą wagę i są specjalizacje, gdzie lekarza wybiera się niezwykle starannie, np. dentystę, ginekologa…
Przed takim właśnie wyborem stanęłam, kiedy przeprowadziłam się do Krakowa. Z dentystą nie było problemu – każdy ma zęby, każdy [ przynajmniej teoretycznie] do niego chodzi. Znajomi podpowiedzieli i … trafiłam do zębowego raju. Cudowne dwie kobiety, które sprawiają, że nie mogę doczekać się kolejnej wizyty. Urocza recepcjonistka, która mnie osobiście kojarzy się z recepcjonistką doskonałą. Słowem… marzenie każdego pacjenta.
Z ginekologiem było gorzej. W Kraku znam tylko mężczyzn, a brak macicy skutecznie ogranicza wiedzę na temat, który ginekolog jest dobry, a którego należy omijać. Pomijam już milczeniem fakt, że na słowo macica patrzyli na mnie jak na jakiegoś zbrodniarza. Mogą ze mną grać. Mogą ze mną imprezować. Słuchać świńskich dowcipów. Ale macica… to dla nich zdecydowanie za dużo.
Mam i co zrobić. Nie zamierzam zmienić, więc ten ginekolog jednak jest mi potrzebny.
Na szczęście jestem w tej komfortowej sytuacji, że mój partner pracuje dla dużej korporacji, która dba nie tylko o zdrowie swoich pracowników, ale także ich kochanek, żon, dzieci… przejrzałam ofertę, poczytałam o ginekologach w Internecie…
I tak zaczęła się moja przygoda…
Wybiera się baba do lekarza…
Dzień pierwszy
Wchodzę na stronę prywatnego centrum zdrowia. Piękna, kolorowa, migająca… hmmm… a gdzie jakieś linki? Są. Oczywiście, że są - tylko starannie ukryte. Po kolei próbuję i już za trzecim razem udaje mi się trafić. I wcale nie jestem zdziwiona, że w linku kontakt jest zupełnie coś innego niż dane teleadresowe.
Pierwszy sukces.
Szukam form kontaktu, mając cichą nadzieję, że można jakoś przez Internet [ za oknem leje jak z cebra, wychodzenie z domu to kiepski pomysł]. I proszę. Wszystko dla dobra klienta- możliwość rejestracji przez Internet.
Szczęśliwa klikam na wskazany link, czytam kilometry peanów firmy jaka jest fantastyczna i jak dba o dobro klienta, by na końcu trafić na zdanie: w celu rejestracji on – Line zgłoś się do najbliższego punktu [ tu pada nazwa placówki]. Patrzę za okno i już wiem, ze rejestracja on – Line odpada. Szukam numeru telefonu [ wolałabym na komórkę, bo sama z komórki dzwonię]. I proszę. Kolejny sukces. Jest numer komórkowy. Wystukuję kolejno cyfry… w odpowiedzi słyszę: nie ma takiego numeru. Niezrażona porównuję to co na monitorze, z tym co na wyświetlaczu komórki. Hmmm… zapomniałam o zerze na początku. Chyba. Zatem jeszcze raz.
Zero. I cały numer. W odpowiedzi…: nie ma takiego numeru. Ok. W takim razie rejestracja na numer komórkowy też odpada. Za oknem nadal leje. Wystukuję zatem numer stacjonarny. Kilka sekund oczekiwania i … odzywa się głos nagrany na taśmę/płytę: Welcome [ tu pada nazwa placówki]. Następnie wysłuchuje tej samej informacji po polsku. Dlaczego w tej kolejności skoro jestem na terenie państwa polskiego nie wiem. Mniejsza z tym. Sympatyczny głos informuje mnie, że jeśli chcę dalszą część komunikatu usłyszeć po angielsku powinnam nacisnąć jedynkę, jeśli po polsku – dwójkę. Naciskam dwójkę. I ponownie odzywa się sympatyczny głos z taśmy informujący mnie, że jeśli chcę umówić/odwołać wizytę powinnam nacisnąć jedynkę [ dalej nie słuchałam]. Naciskam jedynkę. Ponownie głos z taśmy- tym razem słyszę, że jeśli chcę umówić się do dentysty powinnam nacisnąć jedynkę [ w popłochu zastanawiam się na jakiej pozycji jest ginekolog i ile specjalizacji będę musiała wysłuchać nim do niego dotrzemy]. Na szczęście, okazuje się, że numer dwa przypisany jest wszystkim pozostałym specjalizacjom [ dlaczego stomatologia została wyróżniona nie wiem]. Naciskam dwójkę i już po chwili w słuchawce słychać muzykę. Oki jestem prawie u celu. Nagrany utwór jest dość krótki, w związku z tym wysłuchuję go dwa może trzy razy, by następnie… tak! Usłyszeć głos z taśmy: chwilowo nasi pracownicy są zajęci. Proszę cierpliwie oczekiwać na zgłoszenie się konsultanta. Czekam. W tle muzyka… muzyka… muzyka… po około dwóch minutach sympatyczny głos znów się odezwał. Poinformował mnie, ze bardzo mu przykro, ale czas połączenia z konsultantem może znacznie się przedłużyć, sugeruje zatem bym się rozłączyła i spróbowała ponownie później. Więc się rozłączyłam.
Większość dnia spędziłam na próbie zarejestrowania się. Daremnie.
Dzień drugi
Jest dziewiąta rano. Niezrażona wczorajszym, chwytam za komórkę. Wyciągając wnioski z dnia poprzedniego od razu wystukuje numer stacjonarny. Kilka sekund oczekiwania i … odzywa się głos nagrany na taśmę/płytę: Welcome [ tu pada nazwa placówki]. Następnie wysłuchuje tej samej informacji po polsku. Sympatyczny głos i powiadamia mnie, że jeśli chcę dalszą część komunikatu usłyszeć po angielsku powinnam nacisnąć jedynkę, jeśli po polsku – dwójkę. Naciskam dwójkę. I ponownie odzywa się sympatyczny głos z taśmy informujący mnie, że jeśli chcę umówić/odwołać wizytę powinnam nacisnąć jedynkę. Naciskam jedynkę. Ponownie głos z taśmy- tym razem słyszę, że jeśli chcę umówić się do dentysty powinnam nacisnąć jedynkę. Wiem już, że należy nacisnąć dwójkę. Naciskam dwójkę i już po chwili w słuchawce słychać muzykę. Oki jestem prawie u celu. Nagrany utwór jest dość krótki, w związku z tym wysłuchuję go dwa może trzy razy, by następnie… tak! Usłyszeć głos z taśmy: chwilowo nasi pracownicy są zajęci. Proszę cierpliwie oczekiwać na zgłoszenie się konsultanta. Czekam. W tle muzyka… muzyka… muzyka… po około dwóch minutach sympatyczny głos znów się odezwał. Poinformował mnie, ze bardzo mu przykro, ale czas połączenia z konsultantem może znacznie się przedłużyć, sugeruje zatem bym się rozłączyła i spróbowała ponownie później. Rozłączam się. By spróbować za dwadzieścia minut.
Po dwudziestu minutach dzwonię. Kilka sekund oczekiwania i … odzywa się głos nagrany na taśmę/płytę: Welcome [ tu pada nazwa placówki]. Następnie wysłuchuję tych samych zdań po polsku. Sympatyczny głos informuje mnie, że jeśli chcę dalszą część komunikatu usłyszeć po angielsku powinnam nacisnąć jedynkę, jeśli po polsku – dwójkę. Naciskam dwójkę. I ponownie odzywa się sympatyczny głos z taśmy informujący mnie, że jeśli chcę umówić/odwołać wizytę powinnam nacisnąć jedynkę. Naciskam jedynkę. Ponownie głos z taśmy- tym razem słyszę, że jeśli chcę umówić się do dentysty powinnam nacisnąć jedynkę. Wiem już, że należy nacisnąć dwójkę. Naciskam dwójkę i już po chwili w słuchawce słychać muzykę. Oki jestem prawie u celu. Nagrany utwór jest dość krótki, w związku z tym wysłuchuję go dwa może trzy razy, by następnie… tak! Usłyszeć głos z taśmy: chwilowo nasi pracownicy są zajęci. Proszę cierpliwie oczekiwać na zgłoszenie się konsultanta. Czekam. W tle muzyka… muzyka… muzyka… po około dwóch minutach sympatyczny głos znów się odezwał. Poinformował mnie, że bardzo mu przykro, ale czas połączenia z konsultantem może znacznie się przedłużyć, sugeruje zatem bym się rozłączyła i spróbowała ponownie później. Rozłączam się.
Odczekuję kolejne dwadzieścia minut, po czym wystukuję numer. Kilka sekund oczekiwania i … odzywa się głos nagrany na taśmę/płytę: Welcome [ tu pada nazwa placówki]… chcąc przyśpieszyć całą tą procedurę naciskam dwójkę po niej jedynkę i ponownie dwójkę. Automat był sprytniejszy. Musze zacząć od nowa.
Naciskam szybkie wybieranie. Kilka sekund oczekiwania i … odzywa się głos nagrany na taśmę/płytę: Welcome [ tu pada nazwa placówki]. Cierpliwie wysłuchuję całego nagranego komunikatu. Grzecznie naciskam w odpowiednim czasie poszczególne numery… w końcu dochodzę do: Proszę cierpliwie oczekiwać na zgłoszenie się konsultanta. Czekam. W tle muzyka… muzyka… muzyka… zrezygnowana nastawiam się, że za moment usłyszę głos z taśmy, który zaleci mi rozłączenie się. I tu niespodzianka! Zgłasza się recepcjonistka. W pierwszym momencie jestem tak zszokowana, że nie mogę wydobyć z siebie głosu. Szybko jednak dochodzę do równowagi by przeprowadzić niezwykle owocną rozmowę.
Przedstawiam się, podaję numer karty i zaznaczam do jakiego lekarza chciałabym się zarejestrować. Czy to pani pierwsza wizyta w naszym centrum? Tak – odpowiadam zgodnie z prawda. Proszę chwile poczekać. Czekam. Czy to będzie pani pierwsza wizyta u doktor [ tu pada nazwisko]? Tym pytaniem mnie zastrzeliła. Nie wiem jak mogłabym być u tego lekarza skoro to moja pierwsza wizyta, ale … nie daję tego po sobie poznać i zgodnie z prawdą potwierdzam, że pierwsza. Proszę chwile poczekać. Czekam. Po dwóch sekundach zostaję poinformowana o tym jak będzie przebiegała cała wizyta, łącznie z uzasadnieniem dlaczego tyle czasu. Grzecznie wysłuchuję [ a minuty w godzinach szczytu lecą]. Czy zgadza się pani na to? Tak. Proszę chwile poczekać. Czekam. Kolejne kilka sekund… niestety wszystkie terminy u pani doktor[ tu pada nazwisko] są już zajęte. Nie daję za wygraną.
To naprawdę świetna lekarka. Doskonałe opinie na forach, nie mówiąc już o tym, że jakoś tak duchowo się już nastawiłam, że będę do niej chodzić, na czasie jakoś mi tak nie zależy, bo to raczej kontrolno-rozpoznacza wizyta, zatem proszę o sprawdzenie późniejszych terminów.
Tym razem ja zaskoczyłam panią recepcjonistkę. Po kilkusekundowym milczeniu słyszę w słuchawce: mogę sprawdzić do końca rozpisanych grafików. Oczywiście się zgadzam. A ponieważ się zgodziłam…. Proszę chwile poczekać. Czekam. Kilkanaście sekund później… niestety pani doktor ma zajęte wszystkie terminy do końca grafika. A do kiedy rozpisane są grafiki? – pytam już lekko zrezygnowana. Proszę chwile poczekać. Czekam. Dwie – trzy sekundy i słyszę w słuchawce: do końca października. Zrezygnowana dziękuję i naciskam: rozłącz się.
Wracam do komputera. Jeszcze raz analizuję opinię o pozostałych z listy. Nie napawają optymizmem. Nie żeby były tylko złe. Dobre też są. Tylko jakoś nie przemawia do mnie lekarz, który nie zauważył u pacjentki pięciocentymetrowego guza. Ostatecznie wybieram mniejsze zło – lekarza, który jakoś nie powala mnie na kolana, ale przynajmniej nie ma negatywnych opinii.
Biorę telefon i ponownie wybieram numer. W głębi duszy mam nadzieję, ze uda mi się dodzwonić do końca tygodnia. Kilka sekund oczekiwania i … odzywa się głos nagrany na taśmę/płytę: Welcome [ tu pada nazwa placówki]. Cierpliwie wysłuchuję całego nagranego komunikatu. Grzecznie naciskam w odpowiednim czasie poszczególne numery… w końcu dochodzę do: Proszę cierpliwie oczekiwać na zgłoszenie się konsultanta. Czekam. W tle muzyka… muzyka… muzyka… i tu kolejny szok! Zgłasza się recepcjonistka. Tak od razu! Za pierwszym podejściem! W pierwszym momencie jestem tak zszokowana, że nie mogę wydobyć z siebie głosu. Szybko jednak dochodzę do równowagi, by przeprowadzić kolejną niezwykle owocną rozmowę. Przedstawiam się, podaję numer karty i zaznaczam do jakiego lekarza chciałabym się zarejestrować. Czy to pani pierwsza wizyta w naszym centrum? Tak – odpowiadam zgodnie z prawda. Proszę chwile poczekać. Czekam. Czy to będzie pani pierwsza wizyta u doktora [ tu pada nazwisko]?...
Ostatecznie umówienie wizyty u lekarza, do którego nie chciałam iść zajęło mi jedyne dwa dni. Teraz czekam na wizytę i zastanawiam się jak będzie.
Są specjalizacje, gdzie do lekarza przywiązujemy mniejszą wagę i są specjalizacje, gdzie lekarza wybiera się niezwykle starannie, np. dentystę, ginekologa…
Przed takim właśnie wyborem stanęłam, kiedy przeprowadziłam się do Krakowa. Z dentystą nie było problemu – każdy ma zęby, każdy [ przynajmniej teoretycznie] do niego chodzi. Znajomi podpowiedzieli i … trafiłam do zębowego raju. Cudowne dwie kobiety, które sprawiają, że nie mogę doczekać się kolejnej wizyty. Urocza recepcjonistka, która mnie osobiście kojarzy się z recepcjonistką doskonałą. Słowem… marzenie każdego pacjenta.
Z ginekologiem było gorzej. W Kraku znam tylko mężczyzn, a brak macicy skutecznie ogranicza wiedzę na temat, który ginekolog jest dobry, a którego należy omijać. Pomijam już milczeniem fakt, że na słowo macica patrzyli na mnie jak na jakiegoś zbrodniarza. Mogą ze mną grać. Mogą ze mną imprezować. Słuchać świńskich dowcipów. Ale macica… to dla nich zdecydowanie za dużo.
Mam i co zrobić. Nie zamierzam zmienić, więc ten ginekolog jednak jest mi potrzebny.
Na szczęście jestem w tej komfortowej sytuacji, że mój partner pracuje dla dużej korporacji, która dba nie tylko o zdrowie swoich pracowników, ale także ich kochanek, żon, dzieci… przejrzałam ofertę, poczytałam o ginekologach w Internecie…
I tak zaczęła się moja przygoda…
Wybiera się baba do lekarza…
Dzień pierwszy
Wchodzę na stronę prywatnego centrum zdrowia. Piękna, kolorowa, migająca… hmmm… a gdzie jakieś linki? Są. Oczywiście, że są - tylko starannie ukryte. Po kolei próbuję i już za trzecim razem udaje mi się trafić. I wcale nie jestem zdziwiona, że w linku kontakt jest zupełnie coś innego niż dane teleadresowe.
Pierwszy sukces.
Szukam form kontaktu, mając cichą nadzieję, że można jakoś przez Internet [ za oknem leje jak z cebra, wychodzenie z domu to kiepski pomysł]. I proszę. Wszystko dla dobra klienta- możliwość rejestracji przez Internet.
Szczęśliwa klikam na wskazany link, czytam kilometry peanów firmy jaka jest fantastyczna i jak dba o dobro klienta, by na końcu trafić na zdanie: w celu rejestracji on – Line zgłoś się do najbliższego punktu [ tu pada nazwa placówki]. Patrzę za okno i już wiem, ze rejestracja on – Line odpada. Szukam numeru telefonu [ wolałabym na komórkę, bo sama z komórki dzwonię]. I proszę. Kolejny sukces. Jest numer komórkowy. Wystukuję kolejno cyfry… w odpowiedzi słyszę: nie ma takiego numeru. Niezrażona porównuję to co na monitorze, z tym co na wyświetlaczu komórki. Hmmm… zapomniałam o zerze na początku. Chyba. Zatem jeszcze raz.
Zero. I cały numer. W odpowiedzi…: nie ma takiego numeru. Ok. W takim razie rejestracja na numer komórkowy też odpada. Za oknem nadal leje. Wystukuję zatem numer stacjonarny. Kilka sekund oczekiwania i … odzywa się głos nagrany na taśmę/płytę: Welcome [ tu pada nazwa placówki]. Następnie wysłuchuje tej samej informacji po polsku. Dlaczego w tej kolejności skoro jestem na terenie państwa polskiego nie wiem. Mniejsza z tym. Sympatyczny głos informuje mnie, że jeśli chcę dalszą część komunikatu usłyszeć po angielsku powinnam nacisnąć jedynkę, jeśli po polsku – dwójkę. Naciskam dwójkę. I ponownie odzywa się sympatyczny głos z taśmy informujący mnie, że jeśli chcę umówić/odwołać wizytę powinnam nacisnąć jedynkę [ dalej nie słuchałam]. Naciskam jedynkę. Ponownie głos z taśmy- tym razem słyszę, że jeśli chcę umówić się do dentysty powinnam nacisnąć jedynkę [ w popłochu zastanawiam się na jakiej pozycji jest ginekolog i ile specjalizacji będę musiała wysłuchać nim do niego dotrzemy]. Na szczęście, okazuje się, że numer dwa przypisany jest wszystkim pozostałym specjalizacjom [ dlaczego stomatologia została wyróżniona nie wiem]. Naciskam dwójkę i już po chwili w słuchawce słychać muzykę. Oki jestem prawie u celu. Nagrany utwór jest dość krótki, w związku z tym wysłuchuję go dwa może trzy razy, by następnie… tak! Usłyszeć głos z taśmy: chwilowo nasi pracownicy są zajęci. Proszę cierpliwie oczekiwać na zgłoszenie się konsultanta. Czekam. W tle muzyka… muzyka… muzyka… po około dwóch minutach sympatyczny głos znów się odezwał. Poinformował mnie, ze bardzo mu przykro, ale czas połączenia z konsultantem może znacznie się przedłużyć, sugeruje zatem bym się rozłączyła i spróbowała ponownie później. Więc się rozłączyłam.
Większość dnia spędziłam na próbie zarejestrowania się. Daremnie.
Dzień drugi
Jest dziewiąta rano. Niezrażona wczorajszym, chwytam za komórkę. Wyciągając wnioski z dnia poprzedniego od razu wystukuje numer stacjonarny. Kilka sekund oczekiwania i … odzywa się głos nagrany na taśmę/płytę: Welcome [ tu pada nazwa placówki]. Następnie wysłuchuje tej samej informacji po polsku. Sympatyczny głos i powiadamia mnie, że jeśli chcę dalszą część komunikatu usłyszeć po angielsku powinnam nacisnąć jedynkę, jeśli po polsku – dwójkę. Naciskam dwójkę. I ponownie odzywa się sympatyczny głos z taśmy informujący mnie, że jeśli chcę umówić/odwołać wizytę powinnam nacisnąć jedynkę. Naciskam jedynkę. Ponownie głos z taśmy- tym razem słyszę, że jeśli chcę umówić się do dentysty powinnam nacisnąć jedynkę. Wiem już, że należy nacisnąć dwójkę. Naciskam dwójkę i już po chwili w słuchawce słychać muzykę. Oki jestem prawie u celu. Nagrany utwór jest dość krótki, w związku z tym wysłuchuję go dwa może trzy razy, by następnie… tak! Usłyszeć głos z taśmy: chwilowo nasi pracownicy są zajęci. Proszę cierpliwie oczekiwać na zgłoszenie się konsultanta. Czekam. W tle muzyka… muzyka… muzyka… po około dwóch minutach sympatyczny głos znów się odezwał. Poinformował mnie, ze bardzo mu przykro, ale czas połączenia z konsultantem może znacznie się przedłużyć, sugeruje zatem bym się rozłączyła i spróbowała ponownie później. Rozłączam się. By spróbować za dwadzieścia minut.
Po dwudziestu minutach dzwonię. Kilka sekund oczekiwania i … odzywa się głos nagrany na taśmę/płytę: Welcome [ tu pada nazwa placówki]. Następnie wysłuchuję tych samych zdań po polsku. Sympatyczny głos informuje mnie, że jeśli chcę dalszą część komunikatu usłyszeć po angielsku powinnam nacisnąć jedynkę, jeśli po polsku – dwójkę. Naciskam dwójkę. I ponownie odzywa się sympatyczny głos z taśmy informujący mnie, że jeśli chcę umówić/odwołać wizytę powinnam nacisnąć jedynkę. Naciskam jedynkę. Ponownie głos z taśmy- tym razem słyszę, że jeśli chcę umówić się do dentysty powinnam nacisnąć jedynkę. Wiem już, że należy nacisnąć dwójkę. Naciskam dwójkę i już po chwili w słuchawce słychać muzykę. Oki jestem prawie u celu. Nagrany utwór jest dość krótki, w związku z tym wysłuchuję go dwa może trzy razy, by następnie… tak! Usłyszeć głos z taśmy: chwilowo nasi pracownicy są zajęci. Proszę cierpliwie oczekiwać na zgłoszenie się konsultanta. Czekam. W tle muzyka… muzyka… muzyka… po około dwóch minutach sympatyczny głos znów się odezwał. Poinformował mnie, że bardzo mu przykro, ale czas połączenia z konsultantem może znacznie się przedłużyć, sugeruje zatem bym się rozłączyła i spróbowała ponownie później. Rozłączam się.
Odczekuję kolejne dwadzieścia minut, po czym wystukuję numer. Kilka sekund oczekiwania i … odzywa się głos nagrany na taśmę/płytę: Welcome [ tu pada nazwa placówki]… chcąc przyśpieszyć całą tą procedurę naciskam dwójkę po niej jedynkę i ponownie dwójkę. Automat był sprytniejszy. Musze zacząć od nowa.
Naciskam szybkie wybieranie. Kilka sekund oczekiwania i … odzywa się głos nagrany na taśmę/płytę: Welcome [ tu pada nazwa placówki]. Cierpliwie wysłuchuję całego nagranego komunikatu. Grzecznie naciskam w odpowiednim czasie poszczególne numery… w końcu dochodzę do: Proszę cierpliwie oczekiwać na zgłoszenie się konsultanta. Czekam. W tle muzyka… muzyka… muzyka… zrezygnowana nastawiam się, że za moment usłyszę głos z taśmy, który zaleci mi rozłączenie się. I tu niespodzianka! Zgłasza się recepcjonistka. W pierwszym momencie jestem tak zszokowana, że nie mogę wydobyć z siebie głosu. Szybko jednak dochodzę do równowagi by przeprowadzić niezwykle owocną rozmowę.
Przedstawiam się, podaję numer karty i zaznaczam do jakiego lekarza chciałabym się zarejestrować. Czy to pani pierwsza wizyta w naszym centrum? Tak – odpowiadam zgodnie z prawda. Proszę chwile poczekać. Czekam. Czy to będzie pani pierwsza wizyta u doktor [ tu pada nazwisko]? Tym pytaniem mnie zastrzeliła. Nie wiem jak mogłabym być u tego lekarza skoro to moja pierwsza wizyta, ale … nie daję tego po sobie poznać i zgodnie z prawdą potwierdzam, że pierwsza. Proszę chwile poczekać. Czekam. Po dwóch sekundach zostaję poinformowana o tym jak będzie przebiegała cała wizyta, łącznie z uzasadnieniem dlaczego tyle czasu. Grzecznie wysłuchuję [ a minuty w godzinach szczytu lecą]. Czy zgadza się pani na to? Tak. Proszę chwile poczekać. Czekam. Kolejne kilka sekund… niestety wszystkie terminy u pani doktor[ tu pada nazwisko] są już zajęte. Nie daję za wygraną.
To naprawdę świetna lekarka. Doskonałe opinie na forach, nie mówiąc już o tym, że jakoś tak duchowo się już nastawiłam, że będę do niej chodzić, na czasie jakoś mi tak nie zależy, bo to raczej kontrolno-rozpoznacza wizyta, zatem proszę o sprawdzenie późniejszych terminów.
Tym razem ja zaskoczyłam panią recepcjonistkę. Po kilkusekundowym milczeniu słyszę w słuchawce: mogę sprawdzić do końca rozpisanych grafików. Oczywiście się zgadzam. A ponieważ się zgodziłam…. Proszę chwile poczekać. Czekam. Kilkanaście sekund później… niestety pani doktor ma zajęte wszystkie terminy do końca grafika. A do kiedy rozpisane są grafiki? – pytam już lekko zrezygnowana. Proszę chwile poczekać. Czekam. Dwie – trzy sekundy i słyszę w słuchawce: do końca października. Zrezygnowana dziękuję i naciskam: rozłącz się.
Wracam do komputera. Jeszcze raz analizuję opinię o pozostałych z listy. Nie napawają optymizmem. Nie żeby były tylko złe. Dobre też są. Tylko jakoś nie przemawia do mnie lekarz, który nie zauważył u pacjentki pięciocentymetrowego guza. Ostatecznie wybieram mniejsze zło – lekarza, który jakoś nie powala mnie na kolana, ale przynajmniej nie ma negatywnych opinii.
Biorę telefon i ponownie wybieram numer. W głębi duszy mam nadzieję, ze uda mi się dodzwonić do końca tygodnia. Kilka sekund oczekiwania i … odzywa się głos nagrany na taśmę/płytę: Welcome [ tu pada nazwa placówki]. Cierpliwie wysłuchuję całego nagranego komunikatu. Grzecznie naciskam w odpowiednim czasie poszczególne numery… w końcu dochodzę do: Proszę cierpliwie oczekiwać na zgłoszenie się konsultanta. Czekam. W tle muzyka… muzyka… muzyka… i tu kolejny szok! Zgłasza się recepcjonistka. Tak od razu! Za pierwszym podejściem! W pierwszym momencie jestem tak zszokowana, że nie mogę wydobyć z siebie głosu. Szybko jednak dochodzę do równowagi, by przeprowadzić kolejną niezwykle owocną rozmowę. Przedstawiam się, podaję numer karty i zaznaczam do jakiego lekarza chciałabym się zarejestrować. Czy to pani pierwsza wizyta w naszym centrum? Tak – odpowiadam zgodnie z prawda. Proszę chwile poczekać. Czekam. Czy to będzie pani pierwsza wizyta u doktora [ tu pada nazwisko]?...
Ostatecznie umówienie wizyty u lekarza, do którego nie chciałam iść zajęło mi jedyne dwa dni. Teraz czekam na wizytę i zastanawiam się jak będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz