Łażę po markecie polując na promocje i rozważając swoją obecną sytuację. Mam 29 lat i całkiem niezłe osiągnięcia. Nadzieja edukacji 2007, koordynatorka pięciu projektów ogólnopolskich, autorka prawie dziesięciu artykułów [ co prawda do prasy lokalnej ale jednak], doskonała studentka, absolwentka dwóch kierunków. Świetny pedagog i dydaktyk nagrodzony wieloma nagrodami. Dlaczego do k… nędzy nie mogę znaleźć pracy w krakowskich szkołach?! No właśnie dlatego.
Proszek do kolorów, salami paprykowe, mozzarella… -drzemiąca z tyłu głowy lista zakupów przepchnęła się do przodu i zakłóca moje rozważania.
No dobra wracam do rozważań. Dlaczego nie mogę znaleźć pracy? Bo gdybym była na miejscu dyrektora to sama siebie bym nie zatrudniła. Dlaczego? Bo bała bym się, ze ja jako ja zajmę stanowisko mnie jako dyrektora. 29 lat i CV o jakim wielu nauczycieli ze znacznie większym stażem może jedynie pomarzyć. I właściwie na nic by się zdały wyjaśnienia mnie jako mnie, mnie jako dyrektorowi, że absolutnie nie zamienię stania pod tablicą na stołek dyrektora. Nie interesuje mnie to. A gdybym chciała zarabiać więcej to wybrałabym inny zawód. Ja cholera naprawdę lubię to co robię. Tylko co z tego. Nikt nie uwierzy. Sama sobie bym nie uwierzyła gdybym się nie znała.
Czy koty mają jeszcze piasek? Mają. Nie… chyba ostatnia resztkę wsypałam rano do kuwety… cholera nie pamiętam. Dobra, wezmę jeden worek na wszelki wypadek. Kocie rozmyślania na chwilę ponownie zakłócają rozważania o mojej sytuacji zawodowej.
No dobrze rozumiem dlaczego nie mam pracy, ale dlaczego nie zapraszają mnie nawet na rozmowy. Ja bym siebie zaprosiła. Tak z czystej ciekawości. Żeby zobaczyć jak wygląda taka Nadzieja edukacji. Zatrudnić bym się nie zatrudniła, ale zaprosić na rozmowę… czemu nie? no więc dlaczego? Jedyna logiczna odpowiedź to taka, że nie czytają podań. Zgłosić wakat muszą , ale już w chwili zgłoszenia miejsce i tak obstawione jest przez tzw. Znajomego królika. Taka konkluzja doprowadza do prawie, że egzystencjalnego pytania: na cholerę ja w ogóle z tymi CV biegam po Krakowie, skoro moje starania z góry skazane są na niepowodzenie. Szkoda papieru, tuszu w drukarce i moich nerwów.
Patrzę w koszyk. Połowa zapakowanych rzeczy jest mi zbędna. Następne dziesięć minut jeżdżę wózkiem po sklepie i rozwożę towar ponownie na półki. Obsługa pewnie uznała mnie za totalną wariatkę.
Proszek do kolorów, salami paprykowe, mozzarella… -drzemiąca z tyłu głowy lista zakupów przepchnęła się do przodu i zakłóca moje rozważania.
No dobra wracam do rozważań. Dlaczego nie mogę znaleźć pracy? Bo gdybym była na miejscu dyrektora to sama siebie bym nie zatrudniła. Dlaczego? Bo bała bym się, ze ja jako ja zajmę stanowisko mnie jako dyrektora. 29 lat i CV o jakim wielu nauczycieli ze znacznie większym stażem może jedynie pomarzyć. I właściwie na nic by się zdały wyjaśnienia mnie jako mnie, mnie jako dyrektorowi, że absolutnie nie zamienię stania pod tablicą na stołek dyrektora. Nie interesuje mnie to. A gdybym chciała zarabiać więcej to wybrałabym inny zawód. Ja cholera naprawdę lubię to co robię. Tylko co z tego. Nikt nie uwierzy. Sama sobie bym nie uwierzyła gdybym się nie znała.
Czy koty mają jeszcze piasek? Mają. Nie… chyba ostatnia resztkę wsypałam rano do kuwety… cholera nie pamiętam. Dobra, wezmę jeden worek na wszelki wypadek. Kocie rozmyślania na chwilę ponownie zakłócają rozważania o mojej sytuacji zawodowej.
No dobrze rozumiem dlaczego nie mam pracy, ale dlaczego nie zapraszają mnie nawet na rozmowy. Ja bym siebie zaprosiła. Tak z czystej ciekawości. Żeby zobaczyć jak wygląda taka Nadzieja edukacji. Zatrudnić bym się nie zatrudniła, ale zaprosić na rozmowę… czemu nie? no więc dlaczego? Jedyna logiczna odpowiedź to taka, że nie czytają podań. Zgłosić wakat muszą , ale już w chwili zgłoszenia miejsce i tak obstawione jest przez tzw. Znajomego królika. Taka konkluzja doprowadza do prawie, że egzystencjalnego pytania: na cholerę ja w ogóle z tymi CV biegam po Krakowie, skoro moje starania z góry skazane są na niepowodzenie. Szkoda papieru, tuszu w drukarce i moich nerwów.
Patrzę w koszyk. Połowa zapakowanych rzeczy jest mi zbędna. Następne dziesięć minut jeżdżę wózkiem po sklepie i rozwożę towar ponownie na półki. Obsługa pewnie uznała mnie za totalną wariatkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz