7 maja 2009

TRUDNE POCZĄTKI

Wybudować dom, w Polsce, to nie takie znowu hop siup jakby się wydawało. Niby mamy już lepiej, "zgniły kapitalizm" od wielu lat, więc w czym problem? WŁAŚCIWIE TO WE WSZYSTKIM, żeby ująć to jakoś w skrócie. Ale od początku.

KASA

Decyzję o budowie domu podjęliśmy z Emanem już jakiś czas temu. Na podjęciu decyzji się skończyło. No może w ramach usprawiedliwienia - mieliśmy na głowie ślub. Dość ważny, bo nasz. Poza tym liczyliśmy, że przy takiej ilości gości [ wyszło nam ponad 100 osób] uzbieramy na projekt i może choć na opłaty wszelakie. To, że na działkę i budowę będziemy musieli wziąć kredyt nie podlegało dyskusji. Okazało się jednak, że koperty nie przyniosły takiej kwoty na jaką liczyliśmy [ a wydawało nam się, że liczymy dość asekuracyjnie - 300 zł od pary]. Zatem ten plan upadł wraz z momentem otwarcia ostatniej koperty.
Na szczęście bardzo dobrze zarabialiśmy. No może Eman bardzo, a ja tylko dobrze, ale i tak dawało nam to zdolność kredytową na około 500 tys.
Mały, biały domek z ogródkiem nabierał coraz realniejszych kształtów.
A guzik. Po przeprowadzce mogłam jedynie pomarzyć o pracy w zawodzie. Ślub zapewnił nam jedno - znacznie mniejsze zdolności kredytowe. No cóż, miłość jest bezcenna. Na jakiś czas myśl o domku została zepchnięta na plan dalszy. Jednak wcześniej czy później musieliśmy do tematu powrócić.
Burza mózgów dała następujące rezultaty: ponieważ Eman dalej zarabiał bardzo dobrze, a ja już ani bardzo ani źle, tylko z doskoku jak była umowa, myśl o małym, białym domku zamieniła sie w myśl o mieszkaniu. Mówi się trudno. Możemy przecież żyć w bloku. Na mieszkanie powinno nas być stać.

PA PA DOMKU. WITAJ PRZYTULNE MIESZKANKO.

Nie powiem, żeby myśl o domku, a właściwie jej porzucenie przyszło mi łatwo. No ale cóż. W końcu to moja skromna osoba zaważyła na tym, że nie było nas już stać. Zatem mieszkanko. No może raczej mieszkanie, nie mieszkanko. W końcu miało być docelowym [ z resztą czy w obliczu perspektywy, że bierze się kredyt na 30 lat można myśleć inaczej?]
Po burzliwych dyskusjach ustaliliśmy, że 75 m2. Ta przestrzeń wydawała nam się wystarczająca, by w przyszłości żadne z nas nie miało chęci wymordować pozostałych członków rodziny, w celu uzyskania większej przestrzeni życiowej. [ Pamiętajmy jak zakończyło się poszukiwanie większej przestrzeni życiowej przez Niemców]
Zaczęły się poszukiwania.
Oczywiście mieszkanie w Krakowie w jakimś rozsądnym miejscu było marzeniem. Ceny jak z kosmosu - na obrzeżach jeszcze do przyjęcia, bo w złotówkach, ale gdzieś bliżej centrum... tylko euro. Nawet nie przeliczałam na złotówki, bo mogłoby mnie to zabić.

WYŻSZA MATEMATYKA CZYLI NA CO NAS STAĆ


Im Eman więcej liczył tym bardziej siwiał.
Dobiło go, gdy okazało się, że mieszkanie na obrzeżach Krakowa [ 75 m2] kosztuje tyle co domek pod Krakowem [ 120 m2]. Nie było jednak co rozpaczać, ani na jedno ani na drugie nie było nas stać.
Po którymś kolejnym wieczorku dyskusyjnym pod hasłem "skąd kasa?" padła propozycja kredytu z dopłatą państwa. Sprawdziliśmy w necie warunki [ wtedy nie było to jeszcze tak nagłośnione] i okazało się, że my jako my spełniamy wszystkie. Niestety Kraków jako miejsce lokalizacji naszego mieszkanka już nie. Za proponowaną cenę metra kwadratowego mogliśmy sobie sprawić garaż. I tyle.

OPOWIEŚCI PRZYJACIÓŁ CZYLI POLSKA RZECZYWISTOŚĆ


Przez cały ten czas nasi bliżsi i dalsi znajomi czuli się zobowiązani do opowieści w oparciu o własne doświadczenia, [ oczywiście negatywne], podsyłania nam kolejnych artykułów o tym, jak któryś z kolei developer zostawił na lodzie ludzi itd. Oto niektóre [ w znacznym skrócie]:
  • WŁAŚCICIELE... KREDYTU
Jeden z naszych znajomych podjął decyzję o kupieniu mieszkania. Poczytał opinie, posłuchał znajomych, przeanalizował oferty... w końcu wraz z żoną wybrali i mieszkanie i developera... Cztery lata temu. Po załatwieniu kredytu oraz wszelkich formalności zacisnęli pasa [ trzeba było zacząć spłacać kredyt, a przy okazji wynajmować jakieś mieszkanie] i czekali. Kiedy po roku nadal byli właścicielami powietrza na wysokości przyszłego czwartego piętra, nasz znajomy zaczął drążyć problem. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że budynek jest jedynie na papierze, bowiem developer nie uzyskał wszystkich pozwoleń. Od tego momentu wraz z żoną zaczął drogę przez piekło, próbując odzyskać 95% wkładu jaki musiał uiścić jeszcze przed otrzymaniem kluczy. To było cztery lata temu. W międzyczasie developer ogłosił bankructwo, dom nie powstał, Krzysiek wraz z żona spłacają kredyt i mieszkają na stancji, a możliwość odzyskania pieniędzy jest jak ich mieszkanie... jedynie na papierze.
  • BUDOWA TO NIC.
Zwykł mawiać inny nasz znajomy, kiedy przy okazji jakiejś nasiadówki rozpoczynaliśmy dyskusję na temat budownictwa i wyzwań lokalowych. " Zbudowanie domu nie jest proste, ale i tak największe wydatki są przy jego wykończeniu" słyszeliśmy przy każdej okazji. No może kupienie działki i wybudowanie domu do stanu surowego zamkniętego to nic... gdy i działkę i dom w takim właśnie stanie dostaje się w prezencie. Wtedy i owszem można uznać, że prawdziwym wyzwaniem jest dopiero jego wykończenie. Jednak, gdy nie otrzyma się takiego prezentu... to jednak jest duże coś.
  • CHIMERYCZNY DEVELOPER
I jeszcze jedna opowieść. Moja przyjaciółka postanowiła kupić mieszkanie.
Znalazła mieszkanie od developera [ historia poszukiwania przypomina współczesną wersję Odysei], które istniało nie tylko na papierze ale i w rzeczywistości, przygotowała wszelkie papiery do kredytu, znalazła kupca na własną kawalerkę i wydawać by się mogło, że należy do tej nielicznej grupy szczęśliwców, która wymarzone M nabędzie bez problemów. Ha! nic bardziej mylnego.
Początki okazały się bardzo dobre. Dogadała się z developerem, podpisała umowę przedwstępną, otrzymała klucze i zaczęła wykańczać mieszkanie, jednocześnie z nabywcą własnej kawalerki uzgodniła, że po sfinalizowaniu transakcji będzie mogła mieszkać jeszcze miesiąc [ tak by zdążyć wykończyć nowe mieszkanie]. Kiedy zbliżał się koniec miesiąca, a moja przyjaciółka już na dobre przygotowana była do przeprowadzki developer stał się chimeryczny. Zażądał najpierw wpłacenia pieniędzy, a dopiero później podpisania umowy. To oczywiście nie wchodziło w grę [ procedury bankowe]. Facet jednak się uparł i nie było mocnych. Gdy został postraszony konsekwencjami w związku z podpisaniem już umowy przedwstępnej nie przejął się zbytnio.
przez następne dwa tygodnie moja przyjaciółka - już oficjalnie bezdomna [ mieszkała kątem u przyszłej teściowej] skakała koło developera jak koło śmierdzącego jajka. Ostatecznie facet się zgodziła, a ona stała się posiadaczką wymarzonego mieszkania, nerwicy i choroby wrzodowej.

To oczywiście jedynie kropla w morzu opowieści jakich w ciągu całego tego okresu wysłuchaliśmy z Emanem. Jak po czymś takim zdecydować się na kredyt i usługi developera?

ŚWIATEŁKO W TUNELU



Na nasze szczęście ktoś tam w rządzie przemyślał sprawę i koszty jednego metra tak domku jak i mieszkania przy kredycie z dopłata zaczęły bardziej odpowiadać rzeczywistości. Dlatego też... budujemy swój mały, biały domek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz