STOKROTKA CZY RUMIANEK ?
Od dwóch dni, salon w domu państwa Maniuszko w niczym nie przypominał dawnego, lśniącego czystością salonu. Na fotelach, stole, sofie i podłodze porozkładane były najprzeróżniejsze rośliny, które całkowicie zmieniły jego wygląd.
Twórcą tak oryginalnego wystroju była Kinga – córka państwa domu, która podobnie jak jej przyjaciółki, dopiero w ostatnim tygodniu wakacji, przypomniała sobie o zielniku.
Materiały do niego miały być zbierane przez całe wakacje, czyli dwa miesiące, jaki jednak szesnastolatek, a tym bardziej szesnastolatka, przy zdrowych zmysłach i bujnym życiu towarzyskim, poświęci wakacje na zbieranie roślinek?
- A to? – Agata pokazała kolejną.
- Czekaj poszukam – Kinga przerzucała kolejne kartki klucza do roślin. – O mam! To chyba to. Zobacz...
- No całkiem podobne, tylko że to nasze ma białe kwiatki, a to tu... – Agata wskazała fotografię. – Takie jakieś żółtawe chyba.
- Może to tylko tak na zdjęciu wygląda? Wiesz... gra światła czy coś w tym rodzaju...co tam piszą o tych kwiatach?
- Prawie nic – Agata, która nieco wcześniej zabrała z rąk Kingi książkę, teraz szybko przebiegała wzrokiem odpowiednią notatkę. – Tylko, że ma ich ogromną liczbę, i że są drobne.
- A kolor? – Kinga z powątpiewaniem oglądała ich, lekko już zmarniały, egzemplarz.
- O kolorze nic nie ma.
- No to musi być to! – zabrała koleżance przewodnik. – Pisz: Parzydło leśne, występuje głównie w Karpatach... cholera!
- Co?
- Według tej książki, to u nas raczej nie powinno występować.
- No to mamy szczęście. Znalazłyśmy unikat – powiedziała Agata, która miała już serdecznie dość całego tego zamieszania związanego z zielnikiem. Przez to wszystko traciły ostatnie dni wakacji!
- Agata!!!
- No co? Nie słyszałaś o migracjach?
- Roślin?! Że niby wzięła korzenie pod pachy i stwierdziła, że na resztę życia przenosi się na Pomorze, tak?
- No nie zupełnie. Ona raczej nie ma pach. Ale mniej więcej to miałam na myśli. W telewizji ciągle trąbią o tym, że zmieniają się klimat i ekosystem. To niby Parzydło leśne nie ma prawa rosnąć sobie na Pomorzu? A co one winne dziurze ozonowe?
- No niby nic... – Kinga powoli zaczęła się łamać. Pokrętna argumentacja Agaty stopniowo zaczynała przemawiać do jej zmęczonego umysłu.
- Więc właśnie – Agata przykleiła kartkę z informacją o roślince do niej samej, odłożyła na wolne miejsce na podłodze i wzięła kolejną. – Dobra, sprawdzaj tą.
- Nie mam pojęcia co to jest – Kinga nie kryła zniechęcenia. – Sama zobacz. Pięć różnych roślin i wyglądają tak samo!
- Pokaż.
- Masz – podała jej książkę. – Widzisz? Żeby się podobnie nazywały... ale nie! Bo po co!
- Ja głosuję na Biedrzeniec mniejszy.
- Myślisz? Swoją drogą zastanawiam się czy ci biologowie naprawdę tak dobrze znają te rośliny i potrafią je rozróżnić. Ja myślisz?
- Może kilku z nich tak, ale mnie się wydaje, że większość ściemnia. Mają tytuł biologa i co? Kto im podskoczy? Nikt. Mogą sobie mówić, co im się żywnie podoba, a reszta wierzy i łyka to jak młody rekin. To co Biedrzeniec mniejszy? – Agata powróciła do głównego tematu.
- Myślisz? – Kinga zabrała przewodnik. – Mnie się raczej wydaje, że to Marchew zwyczajna.
- Bo ja wiem... – Agata jeszcze raz przyjrzała się poszczególnym zdjęciom. – Marchew...?
- Dobra, odłóż to na razie na tą kupkę „ być może rozpoznamy” i dawaj coś prostszego.
Roślinka wylądowała na stercie innych, które leżały pod stołem.
- Masz. Szukaj przy żółtych kwiatkach. To jest chyba ten... no... jaskier, czy coś koło tego.
- Czekaj, czekaj... – Kinga w pośpiechu kartkowała przewodnik. – Mam. Ty, ale jaki ten jaskier?
- Jak to jaki? Jaskrowaty! Nie mów, że są jakieś odmiany! – Agata zrobiła minkę skrzywdzonego dziecka.
W całym tym szukaniu najgorsze były właśnie odmiany. Trzy, czasem cztery rośliny, które różniły się, znanym tylko biologom roślinnikom – jak nazywała ich Agata – szczegółami, nosiły tą samą nazwę i tak na dobra sprawę, jedyne co je różnicowało, to przymiotnik jaki dodawano.
- Są – ponuro oznajmiła Kinga. – Ostry, rozłogowy i kosmaty.
- A czym się różnią?
- Hm mmm... jak dla mnie to niczym, ale sama zobacz.
- Rozbrajają mnie takie zdjęcia. Strzeli gościu fotkę z lotu ptaka, zielona łąka, gdzieniegdzie żółte kropeczki czyli kwiatki i bądź tu mądry. Niby jak ja mam porównać ten tu z moim okazem?
- A gdyby tak na niego z góry popatrzeć?
- Po co?
- Miałybyśmy tą samą perspektywę.
Agata położyła roślinę na podłodze, a sama wstała i popatrzyła na nią z góry.
- Do dupy. Ona leży więc widok jest średni. Musiała by stać. Sama zobacz.
- No fakt. – Kinga stała obok Agaty i spoglądała raz na fotografię z książki, a raz na leżącą na podłodze roślinkę. – Słuchaj, a jakby tak jedna z nas trzymała, a druga patrzyła?
- Mogłoby być, tylko że trzeba by stać na taborecie, bo tak to nie mamy tego „lotu ptaka”
- Dobra, to ja potrzymam, a ty popatrzysz – Kinga poszła po stojący w kuchni taboret.
- No i jak? Lepiej? – zapytała przyjaciółkę, kiedy leżąc na podłodze usiłowała trzymać domniemany jaskier tak, by wyglądał jak rosnący sobie dziko na łące.
- Klimatu nie ma – Agata usiłowała zachować równowagę na taborecie. – Za bardzo rzucasz się w oczy. Poza tym, nawet na taborecie jest za mała odległość.
- No ja cię bardzo przepraszam, ale nie skurczę się dla twojej zakichanej przyjemności.
Agata zeszła z taboretu.
- Dajmy sobie z nim spokój – zaproponowała.
- Nie możemy. Zobacz jaką już mamy kupkę z tych „ cholera wie co to jest”. Jak tak dalej pójdzie, nie będziemy miały tych wymaganych pięćdziesięciu. Właź na szafę, a ja ci zaraz zrobię klimat.
- Jak zlecę na mordę, to mi będziesz do końca życia odszkodowanie płaciła – powiedziała Agata, posłusznie włażąc, na wskazaną przez Kingę szafę.
- Dobrze, że mama nie kupiła takiej do sufitu nie? – Kinga popatrzyła w górę.
- Niższą też mogła kupić – Agata położyła się na brzuchu, tak że całe jej ciało spoczywało na górze segmentu i jedynie głowa zwisała poza jego krawędź. – Ale tu kurzu...
- I co teraz lepiej? – Kinga leżała na podłodze, przykryta zielonym kocem. W ręku trzymała kwiatek.
- No. Teraz lepiej – Agata z trudem odszukała leżący, gdzieś obok niej klucz do roślin i zaczęła porównywać widok z pokoju, i widok na zdjęciu. – Mnie się teraz wydaje, że to ten kosmaty.
- Dobra! – Kinga wstała z podłogi. – To złaź i rozpoznajemy dalej.
- Takich gości jak ten – powiedziała Agata, stojąc już pewnie na ziemi – powinno się jakoś karać. Skoro to przewodnik, to każda roślinka powinna być obcykana w koło, a nie tak jak tu.
- Nie narzekaj. Dominika ma taki z rysunkami. Wczoraj mi pokazała. Tam dopiero jest jazda. Jak odwalili rysunek, to nawet stokrotki nie rozpoznałam.
- Żartujesz?!
- No coś ty! Serio. Myślałam, że to rumianek.
- I co Dominika robi?
- Nic. Rozpoznaje na oko, a te zupełnie niewiadome odkłada na bok. Obiecałam, że na sobotę pożyczę jej naszą.
- Zaczynam dochodzić do wniosku, że zebranie tych pięćdziesięciu sztuk to był pryszcz w porównaniu z ich rozpoznaniem.
- Noooo. Fakt. Co następne?
- Masz od razu dwie. – Agata podała przyjaciółce kolejne rośliny. – musimy zwiększyć tempo, bo nas noc zastanie.
- Dobra, różowe kwiatki ... różowe kwiatki... – Kinga mamrotała pod nosem, po czym już głośno oznajmiła – to jest tak: ten to rdest ptasi, a ten to rdest plamisty.
- Coś szybko ci ta identyfikacja poszła – podejrzliwie zauważyła Agata.
- Bo to na zdjęciu, wygląda jak na żywo. Sama zobacz – podsunęła pod nos przyjaciółki książkę.
- Aha. Dobrze, że chociaż jedno.
- Co dalej?
- Zaraz. Chwilowo natrafiłam na znane. – Agata odkładała kolejne, rozpoznane i podpisane przez nią rośliny. - O, masz.
- To wiem bez sprawdzania. Krwawnik pospolity.
- Skąd wiesz?
- Jak byłam mała zbierałam dla babci kaczek. Nie mogłam zrozumieć dlaczego krwawnik, skoro ma białe kwiaty. Powinien mieć czerwone nie?
- No niby tak, ale to tylko potwierdza moją teorię o tym, że biolodzy roślinni normalni nie są.
- Dawaj następny.
- A proszę cię bardzo.
Kinga kilkakrotnie przejrzała przewodnik, w końcu jednak musiała głośno przyznać:
- Tego nie ma.
- Jak nie ma?!!!
- Nie krzycz na mnie! Normalnie. Nie ma. Przejrzałam wszystko po kolei. Nie ma. Za to, okazało się, że to co wzięłyśmy za oset, to nie jest oset i że pokrzyw jest od jasnej cholery.
- Jak to nie jest oset, to co to niby jest?!
- To jest Ostrożeń lancetowaty, a jakby miał tu większą główkę, to byłby... – sprawdziła w przewodniku – Szczecią sukienniczą. O!
- A co z pokrzywą? Też nie jest pokrzywą?
- Musisz dodać, że pospolita. Tak na wszelki wypadek. Aha, to tam – wskazała jedną z roślin leżących na fotelu – to nie jest Mydelnica tylko jakiś Bniec biały, Mydelnica naprawdę nazywa się Mydlnica lekarska i wygląda tak. – Kinga postukała palcem w obrazek.
- Masz jeszcze jakieś rewelacje? – spytała ironicznie Agata.
- Tamto, to nie jest Bratek polny. Tu w ogóle nie ma bratków. To jest Fiołek polny.
- Jaki fiołek?!!! Ocipiałaś?!!! Za dużo wiedzy na raz? Fiołki są zupełnie inne i nie wmówisz mi tego. To jest taka miniaturka dużego, ogrodowego bratka. Takiego, co rośnie na działkach. Taki mini bratek.
- Sama jesteś mini bratek! – nie wytrzymała Kinga. –Zobacz! Pisze jak wół! Fiołek polny – rzuciła książką w przyjaciółkę.
- To znaczy – Agata przyglądała się fotografii – że od najmłodszych lat żyję w zakłamaniu. Zawsze mi mówili, że to bratek.
- Nie tylko tobie – z goryczą stwierdziła Kinga. – I wierzyć tu rodzicom! Zostało coś jeszcze?
- Trawy – Agata podała jedną, wyciągniętą na chybił trafił z całego pęku.
- To jest... – Kinga zaczęła przyglądać się poszczególnym zdjęciom i porównywać z tym, co trzymała w ręku – Miotła zbożowa, albo Śmiałek darniowy... albo Manna mielec...
- Nie umiesz się zdecydować?
- Jak myślisz, że to takie proste, to proszę bardzo. Książka i rozpoznawaj! – podała przyjaciółce klucz.
- Ok. – Agata zaczęła kartkować przewodnik od końca. – to jest Manna mielec... albo Śmiałek darniowy... albo Miotła zbożowa...
- No widzisz?! Dawaj jakąś inną. – Zabrała przyjaciółce klucz do roślin.
- To na nic. One wszystkie wyglądają tak samo. – Agata rozłożyła trawy przed Kingą. - Sama zobacz. Musimy poczekać, aż ktoś inny je rozpozna. Wtedy się po prostu spisze.
Kinga z hukiem zamknęła książkę i spojrzała na tył okładki.
- Ty, słuchaj co oni tu za bzdury napisali. – Zaczęła czytać – ...nowy znakomity przewodnik do rozpoznawania roślin i zwierząt na wycieczce...bla, bla, bla,...o tu jest najlepsze ...pozwalający porównać napotkaną roślinę z barwną oddającą rzeczywistość fotografią.
- Co ty powiesz? – spytała Agata. – Oddającą rzeczywistość?
- No! Tak tu jest napisane – Kinga popukała palcem w tekst.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz