8 maja 2009

RZUĆMY KLĄTWE NA TYTUSA - cz. 6

RZUĆMY KLĄTWĘ NA TYTUSA

BOGA NIE MA. NIE ISTNIEJE. Stwierdziła Natalia, kiedy Tytus wziął ją do odpowiedzi. Pomimo tego, że całą przerwę wznosiła modły do Najwyższego, odpytywanie z historii jej nie ominęło. Nie spłynęło na nią również żadne natchnienie, w związku z czym, z ust jej nie padła ani jedna poprawna odpowiedź na postawione pytania.

Nie ma się więc co dziwić, że w krótkim czasie, ponownie siedziała w ławce, mając w dzienniku dodatkową, odzwierciedlającą stan jej wiedzy, ocenę.

Po tym krótkim, aczkolwiek dość przykrym incydencie, lekcja potoczyła się dalej, swoim utartym schematem. Tytus mówił i mówił, i mówił, uczniowie zaś pisali, ziewali, słuchali, ziewali, i znów pisali. Sytuacja taka potrwałaby pewnie do dzwonka, gdyby nie Dominika.

Dominika bowiem, indywidualistka z krwi i kości, nie lubiła nudy i co chyba ważniejsze, nie lubiła Tytusa. Przede wszystkim jednak, nie lubiła historii w wydaniu Tytusa. Nic więc tedy dziwnego, że hasło „RZUĆMY KLĄTWĘ NA TYTUSA” padło z niczyich innych, jak właśnie jej ust.

Chwilę później, atmosfera ( przynajmniej w dwóch ostatnich ławkach) zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni.

Senność i otępienie zastąpiły gorączkowe przygotowania. Nikt już nie ziewał, nikt nie spoglądał ukradkiem na zegarek. Rzucenie bowiem klątwy, nie jest rzeczą prostą, którą wykonuje się, ot tak. Wybór zaś jej rodzaju, nastręczył przyjaciółkom nie lada problem.

- Niech go złapie grypa- zaproponowała Natalia, przez którą przemawiała gorycz z powodu otrzymanej jedynki.

- Głupia jesteś! Dla zwykłej grypy, to mi się nie opłaca klątwy rzucać!- Obruszyła się Dominika.- Lepsza będzie dżuma.

- Puknij się w rozum! Gdzie Ty w tym klimacie dżumę znajdziesz? Niech będzie ciężka, wirusowa grypa- upierała się Natalia.

- Sama się puknij! On Ci laczka, a Ty mu grypę, tak? Lepsza dżuma.

- A może zatrucie jadem kiełbasianym?- zaproponowała Kinga.

- Dobra, może być.- Obie przyjaciółki, po chwili zastanowienia, przytaknęły zgodnym chórem.

- Wiecie, że to czasem jest śmiertelne?- spytała Agata, która właśnie skończyła przepisywać pracę domową z fizyki, mogła więc włączyć się do dyskusji.

Wyznając zasady, że słowo i czyn powinny iść w parze, a czas to pieniądz, Dominika przystąpiła do działania.

Na wyrwanej z zeszytu kartce narysowała niewielka trumienkę. Chwilę później, z bocznej kieszonki plecaka, wyjęła małe nożyczki, którymi odcięła sobie kosmyk włosów. Zanim pozostałe dziewczyny zorientowały się w czym rzecz, poddane zostały tej samej operacji.

Odcięte włosy odłożyła na chwilę na ławkę. Starannie wycięła narysowaną wcześniej trumienkę, po czym wszystko razem ( włosy i wycinankę) ułożyła na prawej dłoni.

- Dobra. Teraz wszystkie połóżcie wskazujący palec lewej ręki na trumienkę i myślcie o zatruciu jadem kiełbasianym - udzieliła wskazówek Dominika. - Ja zaintonuję pieśń magiczną.

Profesor Kapkowski, zwany przez uczniów Tytusem (ze względu na uderzające podobieństwo do bohatera komiksu), od dłuższej już chwili obserwował poczynania swoich czterech uczennic. Im dłużej je obserwował, tym bardziej czuł się zaintrygowany.

Nie tyle zwróciły jego uwagę odwrócone tyłem do tablicy Kinga i Agata ( było to tak nagminne, że już dawno porzucił nadzieję na zmianę tej sytuacji), ile dziwna gorączkowość poczynań jego uczennic. Były wyraźnie ożywione. Zbyt ożywione, by wróżyło to coś dobrego.

Widok Dominiki, obcinającej włosy swoim koleżankom, nieco nim wstrząsnął. Nie zdążył jednak dojść do siebie, kiedy po klasie rozeszło się coś, co przy dużej dozie wyobraźni i tolerancji, mógł określić mianem stłumionej pieśni szamańskiej. Słowa jednakże, jakie dochodziły do jego uszu, absolutnie nie pasowały do tej teorii, żaden bowiem czarownik nie śpiewa pieśni, której słowa składają się na jedno, jedyne zdanie: zatrucie jadem kiełbasianym.

Po kilku sekundach Dominika umilkła. Sam profesor nie do końca był pewien czy spowodował to jego karcący wzrok, czy też uczennica sama zrezygnowała.

- I to wszystko?- Agata poczuła się rozczarowana.

- Jakie wszystko! Jakie wszystko! – zaperzyła się Dominika.- Teraz, te włosy trzeba wdmuchać w cztery kąty klasy. O tak - to mówiąc odwróciła się, wyciągnęła rękę jak do przesłania pocałunku i dmuchnęła w kierunku rogu. – Trzeba tylko uważać, żeby nie wdmuchać wszystkich w jeden.

- No dobra, z tym Ci się udało, ale co zrobisz z resztą?- spytała Kinga.

- Właśnie – przytaknęła Natalia. – Zostały jeszcze trzy. Jeden przy tablicy, jeden przy Tytusie i jeden przy drzwiach.

- Powiedzmy, że z tym przy drzwiach nie będzie kłopotu. - Kinga spojrzała na zegarek. - Za pięć minut dzwonek, dmuchniesz jak będziemy wychodzić, ale zostają dwa.

- Ja to załatwię - powiedziała Dominika i podniosła do góry rękę.

- Słucham Dominiko?

- Można zetrzeć tablicę? – spytała podnosząc się z krzesła.

- Nie, nie trzeba.

Dominika ponownie usiadła w ławce. Mruknęła „kurcze flak” i „ tak łatwo się nie poddamy”, po czym po pięciu sekundach ponownie podniosła rękę.

- Tak ?

- Może ja jednak zetrę tą tablicę ?

- Nie, nie trzeba.

- A jeżeli będzie potrzebna ? Lepiej jeśli ją zetrę- nie dawała za wygraną Dominika.

- Nie, nie trzeba. Nie będzie potrzebna. Zresztą zaraz będzie dzwonek.

- A może jednak ?- Dominika popatrzyła na profesora.

- Dobrze, zetrzyj.- Nauczyciela, coraz bardziej, intrygowały poczynania uczennicy.

Tymczasem zadowolona z siebie Dominika, po dojściu do tablicy, przesunęła po niej

niedbale gąbką, by nagle, odwracając się w stronę kąta, wdmuchać do niego część obciętych włosów. Wypełniwszy zadanie, z uśmiechem na ustach, powróciła na swoje miejsce.

- Drugi załatwiony – oznajmiła. – Teraz ten przy Tytusie. – To mówiąc, wzięła z ławki zeszyt i powędrowała w stronę biurka.

Zadając jakieś idiotyczne pytanie, stanęła prawie za nauczycielem i korzystając z tego, że przez moment jej nie widział, wykonała czynność jak poprzednio - wdmuchała część obciętych włosów do kąta.

Zanim profesor Kapkowski zorientował się co zaszło, jego uczennica podziękowała uprzejmie, zabrała zeszyt i powróciła na swoje miejsce.

W chwili, gdy siadała na krześle, zadzwonił dzwonek. Dominika zarzuciła plecak na ramię, wzięła książkę pod pachę i wychodząc wdmuchnęła resztkę włosów w ostatni kąt.

- No to koniec - powiedziała Agata. – Teraz już czekamy na wyniki.

- Jeszcze nie koniec – zaprzeczyła Domina. – Kochana moja! Jeszcze trzeba wepchnąć trumienkę pod drzwi pokoju nauczycielskiego, żeby klątwa wiedziała gdzie go szukać.



***



Sprawa nie okazała się jednak tak łatwa, na jaką z pozoru wyglądała.

- Cholera! Ruch jak na Marszałkowskiej w południe - powiedziała Kinga, kiedy drugi raz musiały wycofać się z upatrzonej pozycji.

Manewr ten, należało wykonać, albowiem wpychanie czegokolwiek w szparę pomiędzy drzwiami a podłogą pokoju nauczycielskiego, mogło wywołać zdumienie i niepotrzebne pytania, na które w żaden sensowny sposób nie dało by rady odpowiedzieć, a w ostateczności, jeśli nawet nie pytania, to plotki.

- Teraz albo nigdy! Nikogo nie ma!- cztery przyjaciółki podbiegły pod upatrzone drzwi, po czym Dominika uroczyście wepchnęła trumienkę na miejsce jej przeznaczone.

- Koniec – podsumowała Kinga. – Teraz niech tylko zeżre jakąś kiełbasę i po nim.

- A jeśli on jest jaroszem?- Natalia głośno wypowiedziała pytanie, które jej duszę, nurtowało już od pewnego czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz