8 maja 2009

DZIKI, KASZTANY I KŁOPOTY - cz. 5

DZIKI KASZTANY I KŁOPOTY


Problem kasztanów pojawił się w ostatnim tygodniu września. Lekcja techniki dobiegała już końca i wszyscy z utęsknieniem i niecierpliwością spoglądali na zegarek, mając przy tym nadzieję, że siłą swojego umysłu przyśpieszą ruch wskazówki. Każdy chciał jak najszybciej opuścić mury swojej ukochanej szkoły.

Już, już miał zadzwonić dzwonek.

Już, już wszyscy szykowali się do biegu o wolność, gdy z zaplecza wyszedł profesor Jurkowski.

- O nie! Jęknęła Natalia – znowu coś wymyślił.

- Może nie? – szepnęła, z nadzieją w głosie, Dominika. – Może tylko tak wylazł, żeby nas wypuścić przed dzwonkiem?

- Aha! Garbate aniołki widziałaś? – Natalia pełna była złych przeczuć.- Ledwo oddałyśmy to żelastwo, a już będzie coś nowego. Widzisz jak mu się łysina świeci? Zawsze mu się świeci, jak coś głupiego ma zadać – mruknęła.



***



- On chyba ocipiał! Zwariował! I tyle! – stwierdziła Natalia. - Skąd ja mu kurcze kasztany wezmę?!!! Teraz! Kiedy sezon kasztanowy już dobiega końca. Październik zaraz. Ile ich tam miało być?

- Po 3,5 kg od osoby – odpowiedziała idąca obok Dominika.- Pomyśl sobie, że dzięki temu, jakiś biedny dzik będzie miał zimą co jeść.

- Wiesz gdzie ja mam głodujące dziki?! – Z błyskiem w oku spytała Natalia. – Wiesz?! Rozejrzyj się tylko! Kasztany były w pierwszym tygodniu szkoły. Teraz, to już jakieś niedobitki zostały. Mówiłam przecież wyraźnie – sezon kasztanowy już minął!!!

- No przecież wiem, że były na początku. A jak do tego pomyślę, że do zbierania rzucą się całe cztery klasy pierwsze... – Dominika potężnie westchnęła. – Słuchaj, a skąd ty wiesz, że sezon kasztanowy już minął? I w ogóle, to od kiedy istnieje sezon kasztanowy, co?

- Dolicz jeszcze przedszkolaki i podstawówkę – usłużnie z rozpędu podpowiedziała Natalia. – Zwłaszcza przedszkole. To nałogowcy! Oni jeszcze dobrze oczu nie otworzą rano, a już chcą iść zbierać. No jak to skąd? – popatrzyła na przyjaciółkę jak na wariatkę. – Skończyły się przeceny spódniczek i sukienek letnich, ale obniżka butów nadal obowiązuje. To chyba jasne, że skoro tak jest, to sezon kasztanowy się skończył.

- Aha. No jasne – powiedziała Dominika, która nie bardzo nawet wiedziała, o czym Natalia mówi. - To będzie istne piekło – dodała, gdy tylko przypomniała sobie o zadaniu.

- Raczej wojna. Pierwsza wojna kasztanowa. – Natalia zamyśliła się na moment. - Nawet nieźle brzmi. Jak sadzisz?

- Co? No... tak. Nieźle. Wiesz co? Idziemy od razu – stanowczo zadecydowała Domina. – Znam takie jedno miejsce, koło stadionu. Tam powinno coś jeszcze być.

- Teraz?

- No, a kiedy? Jak już wszyscy, wszystko wyzbierają?

- No... ale teraz? – Natalia popatrzyła na przyjaciółkę, na swoje ubranie, znów na przyjaciółkę... głęboko westchnęła. - Teraz! - i posłusznie podreptała za nią.

Idący kasztanową alejką przechodnie, nie mogli zrozumieć widoku, jaki ukazywał się ich oczom. Właściwie nie tyle nie mogli zrozumieć, albowiem widok był jednoznaczny – dwie dziewczyny zbierały kasztany, ile znaleźć przyczyn, które mogły by wywołać taki grymas na twarzy u jednej z nich.

Obie przyjaciółki rzeczywiście przedstawiały sobą nietypowy widok. Może nie do końca obie, Dominika nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale jej przyjaciółka... Nikt do tej pory, nie zbierał kasztanów w tej okolicy w takim stroju i z taką miną, jaka malowała się na twarzy Natalki

W długich kozaczkach, na wysokim obcasie, w eleganckim niebieskim kostiumiku, z rozpiętym płaszczem i przewieszoną przez ramię torebką, Natalia, w towarzystwie Dominiki – dziecka kwiatu, zbierała kasztany z miną męczennicy.

- Ile już mamy? – spytała odgarniając czubkiem buta zbutwiałe liście.

- Mało. – Dominika ważyła w ręku reklamówkę. – Było by szybciej, gdybyś opracowała inną metodę zbierania. Jakąś bardziej efektywną na przykład – wysapała.

- A co masz do tej? – Natalia schyliła się i wziąwszy w dwa palce odnaleziony kasztan, zaczęła nieść go w kierunku ustawionej reklamówki.

- No... raczej jest mało wydajna.

- Mnie tam pasuje. Ile już mamy?

- O jednego więcej, niż przed chwilą – mruknęła Dominika.



***



Pierwszą rzeczą, jaką po przyjściu ze szkoły zrobiła Kinga, było zatelefonowanie do Mirka.

Starszy od niej o trzy lata, już od roku, bezskutecznie próbował się z nią umówić. Nie przeszkadzało mu nawet to, że była jeszcze wtedy w podstawówce. Teraz, nadchodziła jego wielka chwila, choć sam zainteresowany nie miał jeszcze o tym pojęcia.

Kinga usiadła na stojącej w przedpokoju skrzyni i wystukała numer, który dawno temu chłopak prawie siłą wcisnął jej w rękę.

- Dzień dobry. Mówi Kinga. Czy mogę rozmawiać z Mirkiem?

Głos po drugiej stronie słuchawki odpowiedział „chwileczkę” i za moment rozległo się radosne „ cześć”.

Mirek nie wierzył w swoje szczęście. Kinga! Ta boska Kinga, dzwoniła do niego osobiście! Z własnej, nieprzymuszonej woli! I to po tym, jak przez rok go spławiała.

- Nadal chcesz się ze mną umówić? – spytała bez wstępu, bo mama dawała już na migi znaki, że zupa na stole.

- Pewnie. Nie jesteś już z Krzyśkiem?

- Mniejsza z tym, z kim jestem. Słuchaj. Jeżeli do piątku przyniesiesz mi 4 kg kasztanów, to w sobotę możemy iść razem do kina. Ale tylko, jeśli przyniesiesz kasztany – zastrzegła szybko.

- Kasztany?

- No kasztany. Takie małe, brązowe kulki, w kolczastych zielonych skorupkach. Mogą być też żołędzie. Ale do piątku. Inaczej z naszej umowy nici. Cześć – odłożyła słuchawkę, zanim oszołomiony chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć.

Poszła do kuchni, usiadła przy stole i zaczęła jeść krupnik. Przez chwile myślała o... niczym.

Tak nazywała stan, gdy pozwalała myślom błąkać się i swobodnie przeskakiwać z tematu na temat, bez zastanawiania się dlaczego tak się dzieje. Gdyby ktoś potem spytał ją co było tematem tych rozmyślań, nie umiała by odpowiedzieć.

Potem, przyszło jej do głowy, że życie jest pełne niespodzianek. Właśnie sprzedała się za cztery kilogramy kasztanów.

Po krótkiej analizie wydarzeń, doszła do wniosku, że za mało zażądała. Mogła wziąć przynajmniej pięć kilo. Była tego warta. Ale trudno, za głupotę się płaci. Teraz już nic na to nie poradzi. Gdyby ponownie zadzwoniła, chłopak mógłby się rozmyślić, a to nie byłoby dobre. Poza tym, musiała wziąć pod uwagę, że sezon kasztanowy się skończył. Od kilku dni, w sklepach, nie pojawiały się już przecież przeceny letnich sukienek.

Krupnik powoli znikał z talerza, tymczasem w głowie Kingi, coraz wyraźniejszych kształtów nabierała przemowa, jaką zamierzała wygłosić Krzysiowi, w momencie gdy ten, złoży sprzeciw w związku z jej sobotnią randką.

Zacznie tak: ale kochanie ja tylko chciałam mieć więcej czasu dla Ciebie, więc...



***



Pani Wrońska, nie mogła zrozumieć co się dzieje z jej córką. Lubiąca do tej pory dzieci Agata, nagle całkowicie się odmieniła. Za każdym razem, gdy tylko mijały grupkę maluchów, która z uśmiechem na ustach i przy akompaniamencie żywo prowadzonych dyskusji, przeplatanych okrzykami i wyzwiskami, zbierała kasztany, Agata zaczynała tracić nad sobą panowanie. Szła ponura, mrucząc pod nosem określenia typu: cholerne bachory, hieny żerujące na cudzej krzywdzie lub też nieco bardziej wyszukane – kasztanopijcy.

Apogeum tego wszystkiego wybuchło w piątek, kiedy to państwo Wrońscy poszli z wizytą do znajomych. Początkowo Agata zachowywała się normalnie. Bawiła się z ośmioletnim synkiem państwa domu klockami i kolejką, i nic nie wskazywało na to, co miało się zdarzyć za moment.

Wszystko uległo zmianie, kiedy brzdąc wyciągnął z szafy, sporych rozmiarów pudło, pełne kasztanów. Wtedy nie wytrzymała. Złe w nią wstąpiło.

Myśl, że taki mały smarkacz, posiada tak cenny skarb i najprawdopodobniej, za parę dni, jego rodzice wyrzucą te kasztany na śmietnik, podczas gdy ona, będzie już miała w dzienniku jedynkę z Wu Te, była okropna. A jeśli pomyśleć do tego, że naprawdę się starała, próbowała... że usiłowała je zebrać, ale nie wyszło... To wszystko było okropne! Okropne, wstrętne i niesprawiedliwe!

Chwyciła pudło i z okrzykiem Geronimo, uciekła do domu. Zarówno pani Mariola jak i jej mąż, nie mogli wytłumaczyć postępowania córki osłupiałym przyjaciołom.

Po tej jednakże wizycie, znajomość ta nieco się ochłodziła. Agata zaś, mogła zacieśnić związki z rodziną, wykorzystując ku temu, nałożony przez jej ojca, dwutygodniowy szlaban „na wszystko”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz