RYJEM DO PRZODU BABCIU
Pani Wrońska wyjęła z szuflady 50 złotych.
Miała porozmawiać z córką i potrzebowała mocnych argumentów. Sprawa nie była łatwa. Już miała iść do jej pokoju, po namyśle jednak, cofnęła się do kuchni, i z górnej półki spiżarki zdjęła dużą tabliczkę czekolady z orzechami. Ostateczny argument, który Agacie – mega łasuchowi - byłoby niezwykle trudno obalić.
Kobieca intuicja podpowiadała jej, że same pieniądze mogą okazać się zbyt mało atrakcyjne. Zwłaszcza w tej sprawie. Agata zbyt dobrze pamiętała ostatnie święta.
Tak uzbrojona ruszyła na pertraktacje.
- Z czego się uczysz? – spytała, gdy weszła już do pokoju, bo przecież od czegoś trzeba było zacząć.
- Z historii. Tytusowi odbiło i zadał na jutro siedem tematów. – Agata odłożyła zeszyt na bok i spojrzała na matkę. – Czego chcesz?
- Niczego – szybko zaprzeczyła pani Mariola.
- Nie kręć. Przecież widzę – Agata uważnie się jej przyjrzała.
- Naprawdę nic nie chce – zapewniła gorąco.
Przyjrzała się córce.
Los wyjątkowo jej nie sprzyjał. Agata była zdenerwowana, w dodatku siedem tematów z historii... w myślach zaczęła się zastanawiać czy jej koronny argument w postaci czekolady nie jest zbyt mały i czy nie powinien oprócz orzechów posiadać jeszcze rodzynki. Potem, doszła do wniosku, że argument czekoladowy może i jest wystarczający, ale finansowy z całą pewnością nie. Temat babci był najdrażliwszy, a przez to, najdroższy.
Westchnęła cicho.
Nie miała wyjścia, musiała spróbować. Fundusz argumentacyjny był na wyczerpaniu., zwłaszcza, po rozmowie z synem i próbie uzyskania informacji o dziewczynie, z którą aktualnie się spotykał. Kuba, po zeszłorocznym Bożym Narodzeniu oznajmił, że w życiu do domu swojej dziewczyny nie przywiezie. Kiedy mama wyłuszczyła swoje racje i, co chyba najważniejsze, zastosowała niebieskawą, papierową argumentację... dodał łaskawie, że wszystko jeszcze się może zmienić, dopiero jednak po śmierci babci. Za jej życia, rodzice nie mieli szans na poznanie Marty.
Pomyślała o pięćdziesięciu złotych jakie miała w kieszeni. Czy wystarczą?
Muszą!
Nie mogła sobie pozwolić na większe wydatki.
- Mamo!
- Co? – pani Wrońska wyrwana z ponurych rozmyślań, usiłowała zyskać na czasie.
- Mów o co chodzi, bo ja się muszę na historię uczyć.
- No już dobrze, powiem – zrezygnowała z owijania w bawełnę i postanowiła wszystko powiedzieć otwarcie. - Babcia przychodzi na kolacje – mama Agaty wyjęła z kieszeni luźnego swetra czekoladę i podsunęła ją córce.
Agata nawet nie spojrzała w jej kierunku. Po prostu wstała z tapczanu, wzięła wiszący na oparciu krzesła plecak i zaczęła się pakować. Bielizna na zmianę, dwa dodatkowe zeszyty...
- Co robisz?
- Przecież widzisz. Pakuję się. Nocuję dziś u Kingi.
- Agata – błagalnie zaczęła pani Mariola i do czekolady dołożyła jeszcze niebieskawy pięćdziesięciozłotowy banknot. – No?...
- Nawet nie myśl, że mnie przekupisz. Nie tym razem. Nie mam zamiaru, znosić babcinych tekstów pod adresem tak moim, jak i Wojtka... – zaczęła.
- No przecież nie samą czekoladą próbuję – pani Mariola pokazała banknot. - No, Agatka...
- Jesteś okropna – Agata wzięła pieniądze i czekoladę. – To absolutnie nie jest podejście pedagogiczne – to raz, a dwa – to nie uczciwe, że wykorzystujesz moją ciężką sytuację finansową w tak bezwstydny sposób.
- No wiem, ale to szczytny cel... – pani Mariola już dawno doszła do wniosku, że przekupstwo jest znacznie prostszym sposobem na osiągnięcie właściwej reakcji dziecka, niż jakieś tam psychologiczne dyrdymały. Tym bardziej, jeśli zwróciło się uwagę na ilość oszczędzonego czasu i nerwów.
- Babcia nie jest szczytnym celem – wtrąciła Agata. – Co najwyżej może być elementem zacieśniania więzi rodzinnej. Ale mimo wszystko, to nie usprawiedliwia przekupstwa.
- Być może, ale to jedyny skuteczny sposób jaki znam – próbowała się usprawiedliwiać jej mama.
- No dobra, już dobra. Zostanę – dziewczyna odwiesiła plecak na miejsce. – Ale jeśli znów zacznie się czepiać Wojtka... – ostrzegła.
- Dzięki – mama pocałowała ją w policzek. – Ona naprawdę cię kocha i ... i z całą pewnością lubi Wojtka. Tylko tak dziwacznie to okazuje. Uwierz mi.
- Taaaaak, jasne. Okazuje to, ilekroć się widzimy – mruknęła Agata i powróciła do nauki.
***
Siedziała na podłodze, usiłując wykuć na pamięć przebieg wojen polsko – szwedzkich w XVII wieku. Szło jej jak z kamienia. Jak zapamiętała jedno, to zapominała drugie. Mylili się jej ci wszyscy dowódcy, miejsca bitew z miejscami rozejmów... niby czytała, niby próbowała się skupić, ale wzrok co chwilę biegł ku stojącemu na półce zegarowi.
W końcu, około godziny osiemnastej, zadzwonił dzwonek u drzwi. Babcia – pomyślała, podnosząc się niechętnie.
Wyjdę, przywitam się i wracam do pokoju. Za marne pięć dych nie zamierzam dłużej się męczyć – postanowiła, odruchowo otrzepując spodnie.
Wyszła do przedpokoju. Babcia zakładała właśnie kapcie.
- O Agatka! Dziecko, jak ty wyrosłaś! – ucałowała wnuczkę w czoło i zadała sakramentalne pytanie, którego Agata nie cierpiała. – Jak tam w szkole?
Przez moment zwalczała w sobie chęć odpowiedzenia dość niecenzuralnie, jednakże najbardziej adekwatnie do tego, co się tam akurat działo. Zamiast tego, westchnęła jedynie głęboko i z dyżurnym uśmiechem na ustach odpowiedziała:
- Zwyczajnie. Ryjem do przodu babciu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz