8 maja 2009

POCZĄTKUJĄCE GEODETKI - cz. 28

POCZĄTKUJĄCE GEODETKI



- Powiedz mi czy im się wszystkim nudzi? – zapytała Agata, wyciągając z plecaka przyniesione książki.

- Komu?

- Nauczycielom. Jurkowskiemu, Bakterii, Mokrej-Deszczowej...

- A skąd ci to do głowy przyszło? – spytała Kinga, wyciągając spod biurka duży karton, do którego przez ostatnie dwa miesiące wrzucała zdobyte kamienie.

- Bo ciągle coś wymyślają. Zielniki, stopy, ostrza z kości...

- Z kości były igły – poprawiła ją Kinga. - Wykazać się chcą, a jak najlepiej? Wiadomo! Naszym kosztem. A o kościach i igłach to mi nawet nie przypominaj – ostrzegła. – Z resztą co było, to było. Pokaż lepiej co zdobyłaś.

- Mało życiem nie przypłaciłam tej wyprawy – Agata wzdrygnęła się na samo wspomnienie dantejskich scen, jakie wczorajszego popołudnia rozegrały się w miejskiej bibliotece, kiedy trzy klasy drugie rzuciły się na osiem książek o rozpoznawaniu minerałów. – Mam tak: „ Przewodnik kieszonkowy. Minerały. Kryształy i kamienie szlachetne”...

- Myślisz, że wśród naszych podwórkowo-działkowych zbiorów będą jakieś malachity, diamenty czy agaty? – zapytała z przekąsem Kinga.

- Przyniosłam co zdobyłam. Jak myślisz, że zrobiłabyś to lepiej, trzeba było ruszyć tyłek – odpowiedziała urażona Agata.

- Sorki. Wiesz, że nie chciałam... – zaczęła Kinga i spojrzała przepraszająco na przyjaciółkę. – Co masz jeszcze?

- „ Wśród minerałów i skał” i „Rozpoznawanie minerałów”.

- Dawaj to rozpoznawanie. Co tam trzeba zrobić?

Agata otworzyła książkę.

- Najpierw badamy połysk.

- Dużo jest tych rzeczy do badania? – przerwała jej Kinga.

- Masa! – Agata przerzucała kolejne kartki.

- No to poczekaj. Trzeba to zrobić metodycznie, inaczej będziemy miały bajzel jak przy zielniku. – Kinga wstała z podłogi i podeszła do biurka.

Wyjęła z szuflady plik czystych kartek i zaczęła je rozkładać na podłodze.

- Na każdej ułożymy jeden kamień i będziemy zapisywać co ustaliłyśmy – tłumaczyła. – W ten sposób, później tylko porówna się nasze wyniki z tym co jest w książce i gotowe.

- Dobra myśl – Agata zaczęła układać na rozłożonych kartkach kamienie. Kiedy skończyła, obie przyjaciółki przystąpiły do pracy.

Podział obowiązków był sprawiedliwy i jednoznaczny. Agata czytała, a Kinga zapisywała spostrzeżenia ich obu.

- Połysk – rozpoczęła czytanie Agata. – To zjawisko odbijania się światła od powierzchni ścian. Może być metaliczny, półmetaliczny i niemetaliczny, czyli diamentowy, szklisty, tłusty, perłowy, jedwabisty, ziemisty i matowy.

- Jak połysk może być matowy? – zastanawiała się przez moment Kinga.

- Nie wiem.

- A jedwabisty, to taki jak jedwab?

- Nie wiem.

- A czym one różnią się od siebie?

- Nie mam pojęcia – Agata wzruszyła ramionami. – Tu albo podany jest jako przykład wzór chemiczny, albo tekst typu: połysk perłowy występuje na minerałach o budowie blaszkowatej.

- A jak wygląda budowa blaszkowata? – słabo spytała Kinga, po czym szybko dodała – tylko nie mów mi, że nie wiesz.

- Nie powiem. – zapewniła przyjaciółka - Nie mam pojęcia... – po chwili namysłu dodała jeszcze - bladego. – Popatrzyła na Kingę. - Może być?

- Słuchaj, może gdzieś dalej to wyjaśniają...

Agata kartkowała książkę, w końcu jednak stwierdziła:

- Nie ma. Widocznie to książka dla mądrych ludzi, którzy to już wiedzą.

- To nie mogłaś wziąć jakiejś dla debili, w której wszystko by wytłumaczyli?

- Nie wiesz skąd? Chyba musiałabym ją sobie wytrzepać!

- To co robimy z tym połyskiem?

- Chyba trzeba tak na Bolka oko.

- Jejciu!!! Zaczyna się jak z zielnikiem. Nie ma jakiegoś innego wyjścia?

- Ja nie widzę.

Po krótkiej konsultacji i dokładnemu przyjrzeniu się każdemu egzemplarzowi z osobna, obie przyjaciółki stwierdziły, że poza dwoma egzemplarzami, cały ich zbiór ma połysk matowy. Słowem – nie świeci się.

- Co teraz?

- Przeźroczystość – usiłując zachować powagę, powiedziała Agata.

- Chyba żartujesz?1

- Nie. Sama zobacz. Przeźroczystość. Jak wół.

- Wszystkie są nieprzeźroczyste – ucięła Kinga. Nic dziwnego, że studia trwają tyle lat - pomyślała. - Zanim się człowiek tych wszystkich głupot nauczy... przeźroczyste kamienie. Też coś!

- Dalej?

- Dawaj.

- Barwa i rysa.

- Barwa to wiem, a rysa?

- Rysa to barwa sproszkowanego minerału – przeczytała Agata.

- Z tym damy sobie spokój – zadecydowała Kinga. – Matka mogłaby nie wytrzymać ponownego użycia siekiery w domu. Do tej pory dochodzi do siebie po tym, jak rąbałyśmy ten nagrobek.

- Jeszcze? Przecież to już ponad dwa tygodnie – zmartwiła się Agata.

- No co zrobić – westchnęła jej przyjaciółka. – Traumę przeżyła to i kobietę trzyma. Co tam dalej?

- Mam dla ciebie złe wiadomości – zaczęła Agata.

- Co?

- Następne to łupliwość i przełam...

- No to widzę, że bez siekiery się nie obejdzie – westchnęła Kinga.

- Może przynieś ją jakoś nieznacznie...

- Mojej matce można wiele zarzucić, ale nie to, że jest ślepa i głucha. Myślisz, że nie usłyszy jak będziemy się tu bawić w kamieniołom?

- No to możemy w piwnicy.

- Tam jest niewygodnie. Jak byłam człowiekiem pierwotnym, to w piwnicy wytwarzałam ostrza. Kijowo się tam pracuje.

- No to nie ma wyjścia i trzeba tu – stwierdziła Agata. –A swoją drogą, nie rozumiem czemu ty ten katowski topór ciągle wynosisz? Chyba wystarczająco często go używamy, żebyś nie musiała mieć wątpliwości, że będzie przydatny.

- No niby tak, ale matka... – Kinga westchnęła i wskazała głową w kierunku kuchni..

Rzeczywiście, żadnej rzeczy jaka była w domu, nie używała tak często jak siekiery. W dodatku, w wielu przypadkach, była ona niezbędna do odrobienia pracy domowej. I pomyśleć, że ona – Kinga - myślała w swojej naiwności, że w szkole średniej będzie jej potrzebny komputer. Czysta głupota. Najważniejsze było jedno – dobrze naostrzona siekiera.

Agata pokiwała ze zrozumieniem głową.

- Wiesz co? – zaproponowała Kinga. – Najpierw powiedz jakie są wszystkie etapy rozpoznawania, a potem podzielimy na te, które można robić w domu i na te, które trzeba robić w piwnicy. Żebyśmy jak głupie nie latały.

- Ok. W takim razie słuchaj. Bada się tak: połysk, przeźroczystość, barwę i rysę, luminescencję, spójność...

- Co to jest ta luminescencja i jak oni rozumieją spójność?

- Czekaj sprawdzę – Agata odszukała odpowiedni fragment w książce. – Dobra, mam. Jeżeli chodzi o tą luminescencję, to pokrótce oznacza, że kamień się świeci, a spójność, to czy jak w niego walniesz to powróci do swojego kształtu, zmieni się czy też rozleci.

- To głupota. Nasze kamienie nie świecą.

- Tu pisze, że wszystkie w mniejszym lub większym stopniu świecą.

- W takim razie nasze świecą w minimalno-znikomym.

- Dobra. Czytać dalej?

- Czekaj jeszcze ta spójność. Co to było?

- No czy kamień powróci do swojego kształtu jak go walniesz...

- Aha. W takim razie to później. Chociaż już teraz jestem prawie pewna, że po ciosie siekierą żaden nie powróci do dawnego wyglądu.

- Nigdy nie mów nigdy – powiedziała Agata i zaczęła czytać dalej. – Następne w kolejności są: łupliwość i przełam, ale tu też potrzebna siekiera, potem twardość, gęstość i magnetyzm. Tyle, jeśli chodzi o badania wykonywane na pierwszy rzut oka. – Agata zamknęła książkę. – W pokoju możemy jeszcze sprawdzić twardość, jak przyniesiesz nóż, gęstość, ale tylko tak na oko, i magnetyzm, tylko trzeba skołować jakiś magnes.

- Do reszty potrzebna siekiera?

- No, chyba, że zrobimy jeszcze badania na podstawie właściwości chemicznych. Inaczej – siekiera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz