8 maja 2009

MOŻE BYĆ WETERYNARZ? - cz. 35

MOŻE BYĆ WETERYNARZ?


- Nata, możesz coś dla mnie zrobić? – spytała bez wstępów Kinga, gdy tylko usłyszała w słuchawce głos przyjaciółki.

- Cześć. A co?

- Wymyśl coś, żebym musiała wyjść z domu na dłużej i zadzwoń za jakieś dwadzieścia minut.

- A nie możesz wyjść sama? Bez mojego telefonu?

- Jak bym mogła, to bym nie dzwoniła.

- Ale co?

- Co co?

- Co mam wymyślić?

- No nie wiem. Wymyśl coś i już. Masz całe dwadzieścia minut.

- A tak w ogóle to co się dzieje? – spytała Natalia, do której dopiero powoli docierało to, że nie bardzo wiedziała o co chodzi Kindze.

- Krzysiek zaraz przyjdzie. Dowiedział się, że moi starzy wyjechali i postanowił spędzić ze mną wieczór.

- To chyba fajnie, nie? Przecież jest twoim chłopakiem. Pewnie będzie bardzo romantycznie... – Natka poprawiła obsuwający się jej wałek na włosach, który w dodatku nieco się jej przekrzywił. – Jak moi starzy gdzieś wyjeżdżają i przychodzi Robert to zawsze jest romantycznie. Zapalamy świece, puszczamy nastrojową muzykę...też powinniście tak spróbować.

- Ok, ale innym razem – Kinga spojrzała na zegarek.

- A dlaczego nie teraz?

- Bo ja mam inne plany – cierpliwie tłumaczyła Kinga, ponownie spoglądając jednym okiem na zegarek.

- No to mu powiedz.

- Zwariowałaś? Co mu powiem? Że umówiłam się z Wenkiem?

- Z kim?

- Z Wenkiem. – Cisza w słuchawce mówiła sama za siebie. – Z Wenancjuszem – podpowiedziała Kinga

- To ten nowy? Ale go rodzice pokarali – stwierdziła Natalia. – Co on im zrobił?

- Komu?

- Rodzicom. Że go tak nazwali – dodała na wszelki wypadek Natalia.

- Nie wiem. Pewnie się im urodził. To jak zrobisz to?

- A kiedy się z nim umówiłaś?

- Wczoraj. Myślałam, że Krzysiek będzie u dziadków.

- No dobra... postaram się, ale...

- Dzięki. Odwdzięczę się – przerwała jej Kinga, bojąc się, by Natalia znów się zbytnio nie rozgadała.

- Pewnie, że się odwdzięczysz – przytaknęła Natalia, myśląc jednocześnie o nowej bluzce Kingi, którą chciała pożyczyć.

- Dobra. Kończę, bo słyszę, że przyjechał. Cześć i nie zapomnij – Kinga odłożyła słuchawkę.

Kiedy tylko w drzwiach pojawił się Krzysiek, Kinga nie traciła czasu. Nie mogła dopuścić by przejął inicjatywę. Co prawda rzadko mu się to zdarzało, ale wolała nie ryzykować.

Pocałowała go w policzek, wprowadziła do pokoju i stwierdziwszy, że z pewnością chętnie napije się herbaty, zniknęła za drzwiami kuchni, zanim zdążyłby zaprotestować.

Oszołomiony tym wszystkim Krzysztof potulnie usiadł na tapczanie i czekał.

Co prawda, nie tak zaplanował to popołudnie i wieczór, ale nie było sensu sprzeczać się z Kingą. Z doświadczenia wiedział, że takie postępowanie nic dobrego mu nie przyniesie.

Wolał inny, wypróbowany sposób. W myśl przysłowia „pokorne ciele dwie matki ssie”, Krzysztof, mniej więcej od pół roku stosował podobną zasadę wobec Kingi. Przytakiwał, nie zabraniał, ze wszystkim się zgadzał... na efekty nie musiał czekać długo. Kinga, przekonana o swojej władzy znacznie się uspokoiła i złagodniała.

Woda na herbatę gotowała się wyjątkowo długo. Wystarczająco, by Krzyś zaczął się niecierpliwić. Czekał i czekał, i czekał, a Kingi jak nie było, tak nie było.

W końcu nie wytrzymał i poszedł za nią do kuchni. Nie przychodził tu przecież by samemu siedzieć w pokoju. To mógł robić u siebie, kiedy tylko miał na to ochotę.

Chciał Kingi. Jej obecności, bliskości. Jej towarzystwa... Ile razy zdarzy się taki dzień, by byli sami w domu? Bez nikogo za ścianą, bez świadomości, że ktoś mógłby zaraz wejść... Miał ochotę na miły, romantyczny wieczór tylko we dwoje. Do tego jednak była potrzebna Kinga, która najzwyczajniej w świecie, chyba ukrywała się przed nim w kuchni. Uchylił drzwi i zajrzał do środka.

Zastał ją ustawiającą wszystko na tacy.

- Już myślałem, że się po tą herbatę do Chin wybrałaś – powiedział i przytulił się do jej pleców. – Nie było cię całe lata świetlne.

- Dziesięć minut żyć beze mnie nie możesz? – Kinga delikatnie odsunęła chłopaka, wzięła tacę i skierowała się w stronę pokoju. Przez jakiś czas musiała go jeszcze trzymać na dystans. Tylko dziesięć, góra piętnaście minut – powtarzała w myślach. - Potem zadzwoni Natala, udam, że mi przykro, pożegnam go i już. Jeszcze góra piętnaście minut.

- Nie mogę – Krzyś idąc za nią pocałował ją w szyję. To był najlepszy sposób, gdy była humorzasta. – Nie mogę żyć bez ciebie ani sekundy, a ty mi każesz czekać dziesięć minut?

- Jak się przez ciebie obleję wrzątkiem, to zostaniesz kastratem – powiedział śmiejąc się, by nie nabrał podejrzeń.

- A czy ta herbata jest nam naprawdę potrzebna? – Krzyś nie przestawał jej całować.

- Myślałam, że zmarzłeś – Kinga w myślach popędzała Natalię. No już! Nata dzwoń już!

Kiedy weszli do pokoju nieznacznie spojrzała na zegarek. Jeszcze z siedem minut. Co ja z nim zrobię? Całe siedem minut! – myślała pośpiesznie.

Zaczęła zestawiać wszystko z tacy na stół.

Punktualnie o pierwszej zadzwonił telefon. Kinga uśmiechnęła się przepraszająco, wygramoliła z jego objęć, rzuciła jakieś bez ładu i składu uzasadnienie i poszła odebrać.

Oczywiście Krzysztof podreptał za nią.

- Tak, słucham? – udała, że nie wie kto dzwoni.

- No, to ja – w słuchawce odezwała się zasapana Natalia. – Sorry za spóźnienie, ale oglądałam film i chciałam zobaczyć jak się kończy.

- A, cześć Nata – Kinga miała ochotę wykrzyczeć jej prosto do słuchawki, że nic ją jakiś głupi film nie obchodzi. Miała dzwonić za dwadzieścia minut!

- Może być weterynarz? Nic innego mi do głowy nie przychodzi. Za mało czasu dałaś, więc albo weterynarz albo nie wiem co.

- Ojej naprawdę – stojący obok Krzyś uniemożliwiał swobodną konwersację, a w dodatku zaczął właśnie dobierać się do jej szyi i ucha.

- No co, źle? – Natalia była urażona. To był bardzo dobry pomysł. – Puszek ma taki guz na szyi i musi iść do weterynarza. Wcale go nie boli, bo jakby bolał to by miauczał, ale i tak trzeba go zbadać.

- A ma? – autentycznie zainteresowała się Kinga.

- Ma, ale u weterynarza już był. Ma leki i taką maść, a za dwa miesiące pójdzie na operację. Lekarz mówi, że to prawie kosmetyczna sprawa i że nie powinniśmy się martwić. Poza tym nic innego nie przyszło mi do głowy.

- Nie, no jasne. W porządku... Będę.

- Czy ty mnie słuchasz? – Natalia miała wrażenie, że rozmawiają na dwa różne tematy.

- Nie martw się. Zaraz będę – głośno pocieszał ją Kinga, zgrzytając w duchu zębami. Czy ta idiotka nie może się domyśleć, że ona nie ma jak swobodnie rozmawiać?!

- Gdzie będziesz? – zainteresowała się Natalia. - Chyba nie u mnie?!

- Jasne. Nie ma sprawy. Za pięć – dziesięć minut jestem u ciebie. Cześć – odłożyła słuchawkę nie czekając na reakcję przyjaciółki.

Krzyś, który zrezygnował kilka sekund temu z uwiedzenia Kingi, stał teraz w drzwiach pomiędzy przedpokojem, a pokojem gościnnym z wyraźnie wypisanym na twarzy pytaniem. Opierał się o framugę i czekał na odpowiedź - kto dzwonił.

Kinga zrobiła przepraszającą minę. Dokładnie taką, jaką podpatrzyła u Scarlett O’Hary z „Przeminęło z wiatrem”. Naprawdę nie chciał go okłamywać, ale on był taki... taki... szukała w myślach właściwego określenia... mało wyrozumiały. Właśnie! To było idealne. I do tego taki ciapowaty! Zawsze się z nią zgadzał, nigdy nie miał swojego zdania...Poza tym wszystkim był stary. Nie wiekiem oczywiście, tylko znajomością. Kinga miała wrażenie, że zna go od zawsze. Że niczym nie będzie jej w stanie zaskoczyć...

Traktował ich związek jakby mieli już co najmniej po trzydzieści lat i ich życie chyliło się ku końcowi. Kinga tego nie chciała. Kochała Krzysia. Oczywiście. Ale na swój sposób. Nie zamierzała w wieku szesnastu lat zachowywać się jak sterana życiem kobieta. Chciała poznawać ludzi, umawiać się na niezobowiązujące randki... a tymczasem Krzyś ją ograniczał.

Wenancjusz był inny. Po pierwsze był nowy w szkole, a to, już samo w sobie, było pociągające. Do tego nikt nic o nim nie wiedział...

Kinga popatrzyła na Krzysia.

- To Nata – powiedziała. – Puszek zachorował. Chce, żebym z nią poszła do weterynarza. To znaczy nie z nią, tylko z Puszkiem... nie jeszcze inaczej chce, żebym poszła razem z nią i Puszkiem do weterynarza, bo sama nie chce – zmrużyła lekko oczy. – Rozumiesz coś z tego, bo trochę to zakręciłam?

- Rozumiem. Nie może iść sama? I co mu jest?

- Nie chce iść sama, bo wiesz jaka ona jest. Lekarz coś powie i Nata się rozbeczy. A co do Puszka, to ma taki guz na szyi – Kinga błogosławiła w tym momencie paplaninę Natalki.

- A nie może z nim iść jutro?

- Nie bądź zły – przytuliła się do niego. – Nie mogłam jej odmówić. To moja przyjaciółka – pocałowała go delikatnie. – No już. Uśmiechnij się. – Mocno do niego przytulona zadarła do góry głowę i spojrzała na jego twarz. - Spotkamy się jutro i spędzimy cały dzień razem. Chcesz? – oparła brodę o jego mostek.

- Mam lepszy pomysł. Krzyś objął ją mocniej i jeszcze bardziej do siebie przytulił. – Pójdę z wami. Potem odprowadzimy Natalię z Puszkiem do domu i wrócimy tu. Pocałował ją w czubek nosa.

- Fajnie – Kinga czuła, że robi się jej słabo. Cholera! Cholera! Cholera! Tego nie było w planie! Co ona ma teraz zrobić?! – To zakładaj buty, a ja zadzwonię, że już idziemy – powiedziała i sięgnęła po słuchawkę.

- Po co? Przecież mówiłaś, że zaraz będziesz.

- No tak... ale lepiej zadzwonię – Kinga podniosła słuchawkę. – Natalia była w strasznym stanie – dodała na swoje usprawiedliwienie i podniosła słuchawkę. – Mój telefon ją uspokoi.

- Wystukiwanie numeru potrwa dłużej niż droga do niej – Krzyś był już ubrany.

Kinga wystukiwała numer.

- No cześć. To jeszcze raz ja – powiedziała szybko. – Zaraz z Krzysiem będziemy.

- Gdzie?!!!

- Nie martw się. Zobaczysz, że z Puszkiem będzie dobrze. Zaraz będziemy u ciebie. Krzyś pomoże nam go nieść. No już... nie płacz.

- Ale ja nie płaczę! I nie waż się tu przychodzić. Mam dzisiaj dzień odnowy. Nie życzę sobie mieć u siebie jakiegokolwiek chłopaka! Nawet Krzysia! Słyszysz?!!!

- To żaden kłopot. Sam to zaproponował – ciągnęła desperacko Kinga.

- O nie!!! – do Natalii dotarło wreszcie co jej przyjaciółka usiłowała jej przekazać. – Nigdzie nie idę! Słyszysz?! Miałam tylko zadzwonić! Wybij to sobie z głowy! Nie idę!!!

- Nie histeryzuj. To na pewno nic groźnego.

- Posłuchaj. Na głowie mam wałki, a na twarzy maseczkę. Nigdzie nie idę. Wybij to sobie z głowy – jeszcze raz powtórzyła Natalia.

- Już idziemy. Cześć. – Kinga odłożyła słuchawkę, starając się nie usłyszeć dalszych protestów Natalii.

- Jest nam bardzo wdzięczna – powiedziała do Krzysia, który podawał jej kurtkę. – Sama nie wie już jak nam dziękować. I bardzo się cieszy, że z nami idziesz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz