8 maja 2009

MOTYLE W ŻOŁĄDKU - cz. 61

MOTYLE W ŻOŁĄDKU


- W porządku. Tu zastosujesz ten wzór, to się skróci i będziesz miała wynik cząstkowy... Dominika czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Krzysiek zaczynał się denerwować.

- Słucham cię, słucham. Będziemy mieć wynik cząstkowy – powiedziała pocierając oczy i powstrzymując ziewanie. – A przynajmniej staram się słuchać, tylko że to jest takie nudne!

- W porządku. Zrobimy piętnaście minut przerwy, ale potem wracamy do matmy. Chyba, że postanowiłaś jeszcze raz być w trzeciej klasie – zastrzegł.

- Dzięki – Dominika przesiadła się z twardego krzesła, na którym siedziała przy biurku, na miękki tapczan. – Napiłabym się kawy.

- Dobry pomysł. Ja też.

Zapanowała cisza. Dominika patrzyła na Krzysia. Nie reagował i dalej przekładał kompakty. W końcu nie wytrzymała.

- No to może pójdziesz ją zrobić?

- Dominika? – chłopak przyjrzał się jej uważnie. – Ile czasu mnie znasz?

- Czekaj niech policzę... trzy... i pół... i rok... prawie pięć lat. A co?

- A jak często bywasz w tym domu?

- Trzy razy w tygodniu na korkach i od czasu do czasu na jakiejś imprezie, ale o co ci chodzi? – chciała wiedzieć Dominika.

- I co, do tej pory nie wiesz gdzie jest kuchnia?

- Wiem.

- To idź i sobie zrób tej kawy. Tutaj służby nie ma.

- Wszystkich gości tak przyjmujesz, czy tylko mnie?

- Ty nie jesteś gość. Bywasz tu częściej niż moja babka.

- Miły jesteś – Dominika udała, że się obraziła.

- Wiem – Krzysztof powrócił do przeglądania płyt.

- Dobre chociaż tyle – mruknęła, podniosła się z tapczanu i ruszyła do kuchni.

- Przy okazji zrób też dla mnie! – krzyknął za nią Krzyś i zaczął przekładać kompakty, by stały tematycznie.

- Kindze też takie polecenia wydajesz? – spytała stając w drzwiach.

- Daj spokój, nie jestem kamikadze. W tym związku to Kinga wydaje rozkazy i polecenia. Ja jestem tylko nędznym niewolnikiem.

- Aha – Dominika wyszła.

Po kilku minutach postawiła na biurku dwa parujące kubki i usiadła obok Krzysia przy biurku.

- Ok. Powtórz co zrobiliśmy do tej pory.

- Więc tak... tu zastosowaliśmy wzór... czekaj...mam go gdzieś zapisanego – zaczęła przerzucać stos niewielkich karteczek.

- Dominika wzory musisz umieć na pamięć. Inaczej nic z tego nie będzie.

- Wiem - poczuła w żołądku motyle.

Tak było od jakiegoś miesiąca. Początkowo prawie się nie ruszały, za to teraz, kiedy głowa Krzysztofa była tak blisko... trzepotały skrzydłami jak oszalałe, łaskocząc ją w żołądku. Spróbowała zwalczyć to uczucie. Zamknęła oczy. Motyle nie dawały za wygraną. Teraz jeszcze dokładniej wyczuwała jego zapach.

W popłochu otworzyła oczy. Co się z nią dzieje?!

- Dominika skup się! Jaki tu wzór zastosowałaś? – brązowe oczy Krzysia patrzyły na nią uważnie.

Jakie on ma długie rzęsy – pomyślała. Z tym swoim tajemniczym uśmiechem wygląda jak skrzyżowanie młodego Brada Pitta z Johnnym Deppem.

Motyle dalej ocierały się skrzydłami o ścianki jej żołądka. w dodatku zrobiło się jej gorąco. I brwi. Jakie on ma idealne brwi. Zupełnie jakby je depilował.

Podniosła się z krzesła.

- Wiesz co? Skończmy dzisiaj na tym. Dobrze? Strasznie rozbolała mnie głowa – skłamała.

- Rzeczywiście nie wyglądasz najlepiej – zgasił lampkę. – Czekaj, odwiozę cię – zaproponował.

- Nie, nie trzeba. Przejdę się. To mi dobrze zrobi. Przegoni motyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz