8 maja 2009

A KUKU - cz. 64

A KUKU!


Było przepiękne czerwcowe popołudnie. Krzysztof nacisnął guzik domofonu.

Po chwili usłyszał znajomy głos Kingi.

- Tak, słucham?

- Cześć Kinia. Tu Krzysiek. Już jestem. Zejdziesz na dół?

- Dobra już schodzę – Kinga odwiesiła słuchawkę na widełki.

„Już schodzę” w wydaniu Kingi oznaczało, że trzeba będzie na nią czekać. Krzysztof potężnie westchnął i usiadł na ganku przed klatką.

Wystawił twarz do słońca. Jeszcze tylko trzy tygodnie i będą wakacje. Najbardziej udane jakie kiedykolwiek miał w życiu. Był tego pewny w stu procentach.

Mijały minuty.

Zaczynało mu się nudzić.

Postanowił zrobić Kindze niespodziankę. Ona zawsze mu zarzuca, że jest taki przewidywalny.

Wszedł do klatki i schował się za rogiem ściany, tuż przy drzwiach do piwnicy. Zrobi jej prawdziwa niespodziankę i już nie będzie mogła marudzić, że jest taki przewidywalny – pomyślał ponownie.

Kolejne sekundy oczekiwania przerodziły się w wieczność.

W końcu, usłyszał charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi. Dochodził z pierwszego piętra. Kinga – pomyślał Krzyś i przygotował się do wyskoku.

Ktoś zaczął schodzić po schodach. Stukot obcasów był coraz bliżej... teraz był już zupełnie pewny, że to ona.

Jeszcze chwilkę... wytrzymać jeszcze moment... teraz!

Wyskoczył zza rogu, krzyknął „a kuku” i objął... zdziwioną mamę Kingi. Kiedy tylko zorientował się co zrobił odskoczył jak oparzony.

- Ojej!!! Ja panią strasznie przepraszam! Myślałem, że to Kinga... ja nie chciałem... w życiu bym się nie ośmielił... tylko Kinga... ona mówiła, że już schodzi... myślałem, że to ona... pani tak samo stuka...chciałem być spontaniczny... ja naprawdę bardzo, bardzo panią przepraszam,...- Krzysztof czuł stróżki potu spływające mu po plecach. Najchętniej zapadłby się pod ziemię, albo uciekł i nigdy już tu nie wrócił.

Mama Kingi śmiała się coraz głośniej i głośniej. Łzy spływały jej po policzkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz