JA PANI WSZYSTKO OPOWIEM
- Teraz powinniśmy spotkać Sarenkę i jesteśmy wszyscy ugotowani na matmie – powiedziała Kinga zajmując puste miejsce w wagonie.
- Bez obaw. Jest czwarta rano, a w dodatku sobota. Nie ma takiej możliwości – uspokajał ją Wojtek, holując w stronę siedzenia pijana Agatę.
- O! Cały wagon dla nas! – ucieszyła się Dominika, która po dwóch piwach miała cudowny humor.
- Właź dalej – lekko popchnął ją Hubert. – Robert pomóc ci?
- Nie trzeba. – Robert naprowadził nogę Natalii na stopień. – Lepiej pomóż Grześkowi łapać Lidkę, bo sam to jej chyba nie zaciągnie tutaj.
Hubert podtrzymując Dominikę, która nie wiedzieć czemu nie mogła utrzymać równowagi, podprowadził ją do siedzenia. – Siadaj i się nie ruszaj. Rozumiesz? – pokiwała głową, że tak. – Dobra. Miej na nią oko – poprosił Kingę – a ja pomogę Grześkowi z Lidką.
- A co się dzieje?
- Udaje motyla i biega po peronie.
- Jest jeszcze w stanie się ruszyć? – nie mógł uwierzyć Wojtek.
- Pomóżcie mi z tą cholerą! – poprosił Grzegorz, któremu jednak udało się pochwycić siedemdziesięciokilowego motylka i właśnie usiłował wepchnąć do środka wagonu.
Motylek – Lidka nie dawał jednak za wygraną i szamocząc się, ile tylko natura w skrzydełkach dała możliwości usiłował ponownie odzyskać wolność.
- Dobra dawaj – Wojtek pociągnął ja za ręce.
Po trzech minutach sytuacja została opanowana. Agata z Lidką, ułożone na siedzeniach spały snem sprawiedliwych, zaś siedzące obok siebie Dominika i Natalia chichotały z sobie jedynie znanych powodów.
Wojtek poszedł po kawę dla całej szóstki, reszta zaś, odpoczywała po całonocnej dyskotece.
Kinga położyła nogi na przeciwległym siedzeniu. Krzyś położył głowę na jej kolanach. Zaczęła go głaskać. Machinalnie, bez zastanowienia się co robi. Jednocześnie gapiła się bezmyślnie w okno.
W pewnym momencie zobaczyła Wojtka. Szedł jakoś tak niezwykle szybko, zwłaszcza jeśli wzięło się pod uwagę, że niósł kawę. Minę miał zaś, jakby przed chwilą zobaczył ducha.
- Coś jest nie tak – powiedziała Kinga – Wojtek idzie, jakby od tego zależały losy świata.
- Pokaż – Krzyś podniósł głowę i również wyjrzał przez okno.
- Czekajcie pomogę mu, bo z tymi kubkami to nie wejdzie – zaproponował Hubert. – Robert weź luknij tu na dziewczyny
- Dobra. Jasne – zapewnił Robert.
- Słuchajcie – zaczął Wojtek, gdy tylko znalazł się w wagonie. – Widziałem na dworcu Sarenkę. Zdaje się, że będzie jechała tym samym pociągiem co my.
- No pięknie! – Kinga była wściekła. – Jak nas zobaczy... zwłaszcza je – brodą wskazała przyjaciółki – to nie będziemy miały na matmie życia. Domina i tak ledwo przędzie. To będzie dla niej jak gwóźdź do trumny.
- Ale co ona tu robi? Przecież jest sobota! Czwarta rano! – denerwował się Grześ.
- Czwarta trzydzieści – poprawił go Robert, który spojrzał na zegarek.
- No to nawet. Środek nocy! Powinna spać, a nie pętać się po dworcach.
- Jedyna nadzieja w tym, że wsiądzie do innego wagonu – próbował pocieszyć resztę Wojtek.
- W takim razie na to bym nie liczył – oznajmił grobowym głosem Krzyś, który podczas całej tej dyskusji nadal wyglądał przez okno. – Idzie w kierunku naszego wagonu.
- Jasna cholera! – nie wytrzymała Kinga.
***
Pani Jolanta Kapuścianka, nauczycielka matematyki, przez uczniów przekornie zwana Sarenką, wtoczyła się na peron. Żadne inne określenie, nie oddawało by bowiem tego momentu, jak właśnie: wtoczyła się. Sarenka nie szła, nie podążała we wcześniej wytyczonym kierunku, nie zmierzała, ale właśnie ... toczyła się.
Sprawdziła czy stojący już pociąg to ten właściwy, po czym ruszyła w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca. Nie lubiła podróżować sama. Zwłaszcza wtedy, gdy na dworze panował jeszcze zmrok, a wagony w przeważnej mierze były puste. Zawsze w takich momentach starała się znaleźć kogoś do kogo mogłaby się przysiąść i skrócić sobie czas podróży miłą pogawędką.
Przez moment miała wrażenie, że widziała jednego ze swoich uczniów, chłopak jednakże tak szybko zniknął z jej pola widzenia, że nie zdążyła mu się przyjrzeć.
Szła teraz wzdłuż pociągu, zaglądając do środka kolejnych wagonów, by sprawdzić czy nie ma w nich przypadkiem jakiegoś innego podróżnika.
W końcu dostrzegła znajomą twarz.
***
- Dzień dobry – przywitała się Sarenka, gdy tylko weszła do wagonu. – Co za niesamowite spotkanie, prawda? – uśmiech jaki malował się na jej twarzy jasno i wyraźnie mówił wszystkim co będzie ich czekało na poniedziałkowej matematyce.
Kinga i chłopcy uśmiechając się sztucznie przytaknęli.
Nagle, leżąca do tej pory cicho i sprawiająca wrażenie, że śpi, Lidka poderwała się z miejsca. Usiłując zachować równowagę ukłoniła się grzecznie i wyrzuciła z siebie z prędkością karabinu maszynowego:
- Dzień dobry. Ja pani wszystko opowiem. Było tak. Kinga i Krzysiek stwierdzili, że nie będą pili, ale w końcu udało się ich namówić na jeden kieliszeczek. My z Dominiką wypróbowywałyśmy różne drinki, ale najlepszy był ten różowy...
Kinga i chłopcy w osłupieniu słuchali opowieści Lidki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz