9 maja 2009

HARMONOGRAM ŁAZIENKOWY - cz. 2

Harmonogram łazienkowy


Od ponad godziny Bartek usiłował dostać się do łazienki. Próby te jednak były bezskuteczne. Pomimo ciągłego sprawdzania i nasłuchiwania czy tajemniczy gość już wyszedł, zawsze ktoś go uprzedzał.

- Słuchaj czy ta łazienka jest kiedyś wolna?

- Sam się zastanawiam – odpowiedział Inka ustawiając na parapecie książki, które nie mieściły się na półkach – Bardziej jednak fascynuje mnie sam fakt, że w akademiku mieliśmy łazienkę na osiem osób i ciągle była wolna, a tu jest nas sześcioro i ciągle jest zajęta. Jeśli dodać do tego, że dawniej, w akademiku, właściwie bez przerwy ktoś u nas siedział, sprawa wydaje się jeszcze bardziej zagadkowa.

- No to jak to możliwe? Może dziewczyny?

- Nie. One też polują. Marta jest jak bomba z opóźnionym zapłonem. Biedny, kto trafi na moment wybuchu.

- Aż tak?

- Nawet nie pytaj. – Inka spojrzał na przyjaciela znacząco. – Jej „dni specjalne” to nic przy tym.

- Cholera! Dobrze, że mówisz. Będę się pilnował. Babcia? – wysunął kolejną propozycję Warm. Starał się nie dostrzegać i nie myśleć o sygnałach wysyłanych przez pęcherz.

- Ma swoją.

- No to nie wiem.

- Czyli wracamy do punktu wyjścia. – Tomek powrócił do przerwanego przed momentem ustawiania podręczników.

- Co mi po twoim punkcie wyjścia, jak ja się tu zaraz zeszczam.

- No wiesz... – Inka na chwilę przestał układać książki. – Jest wiele substytutów łazienki. Możemy na przykład kupić nocnik...ewentualnie szczaj przez okno... ewentualnie do butelki...

Bartek popukał się palcem w czoło, w odpowiedzi na co, Inka wzruszył tylko ramionami.

Do drzwi ktoś zapukał.

Marta otworzyła nie czekając na „proszę”. Bartek, który kątem oka zobaczył otwierające się od łazienki drzwi, wystrzelił w ich kierunku jak z procy, popychając przy tym dziewczynę. Upadła na stojący przy drzwiach tapczan.

- Nacisk pęcherza nie pozwolił mu na wykorzystanie nabytych w dzieciństwie dobrych manier –usprawiedliwił kolegę Inka. – A swoja drogą jestem pod wrażeniem, że pomimo tak rozpaczliwej sytuacji, w jakiej się znalazł, zdążył jeszcze jednym ruchem położyć cię do swojego łóżka.

- Ja właśnie w sprawie łazienki.

- Taaaaak? – Tomek ponownie przestał ustawiać książki. Usiadł na swoim tapczanie i uważnie spojrzał na przyjaciółkę. – Zamieniam się w słuch. Masz jakiś plan królowo?

- Nazwij mnie tak jeszcze raz, a oberwiesz. – Marta podniosła się z łóżka i usiadła na krześle. – Zrobiłam mały rekonesans i tu się okazuje, że babcia jak wściekła wynajmuje każdy centymetr tej budy. Z moich obliczeń wynika, że mieszka nas tu legalnie siedemnaście osób.

- Jak siedemnaście?

- Normalnie. Nas na piętrze sześcioro. Na parterze, w tych trzech pokoikach, co to niby miały być babci, kolejna piątka. To już jedenaście sztuk. W garażu trzy osoby i w piwnicy przerobionej na coś w kształcie pokoju, jeszcze trzy. Razem siedemnaście osób - wyliczyła Marta.- Podobno babcia wszystkim ten sam kit wciskała, że tylko te trzy pokoje, w których mieszkamy, wynajmuje. Oczywiście od wszystkich brała zaliczkę. Potem było tak: kto pierwszy ten lepszy. Ci którzy pojawili się najwcześniej – czyli my - rzeczywiście zajęli te pokoje. Każda następna osoba , że tak powiem, spadała w dół. Ten kto przyjechał ostatni, miał już do wyboru: garaż albo spanie pod chmurką. Mało tego. Podobno część osób, jak przyjechała, dowiedziała się, że nie ma już nawet miejsc w garażu. Czujesz klimat? Zapłacili zadatek, przyjeżdżają i chała. Babcia z przepraszająca minką oddała im pieniądze i miała w nosie co zrobią. I tyle. Rób sobie co chcesz człowieku - zakończyła relację Marta.

- I wszyscy do tej łazienki? – Tomek nie mógł uwierzyć w opowieść. Zaraz jednak przypomniał sobie swój pierwszy rok. Mieszkał wtedy na stancji, gdzie właścicielka była autorką równie odkrywczych pomysłów w dziedzinie zarabiania na studentach. Zwłaszcza, tych z pierwszego roku. Głupich, przerażonych i zbyt przejętych samymi studiami, by mogli zdobyć się na jakikolwiek protest. - Nic dziwnego, że ciągle jest zajęta. Toż to mini akademik!

- Mówicie o łazience? – zapytał wchodzący do pokoju Bartek – Marteczko przepraszam cię za tamto, ale jeszcze moment i byłoby nieszczęście.

- Spoko. Rozumiem. Nie ma sprawy. Byle by ci to w nawyk nie weszło – uśmiechnęła się leciutko.

- Słuchaj wiesz, że nas tu podobno siedemnaście sztuk mieszka? – podzielił się nowo usłyszanymi rewelacjami Inka.

- Siedemnaście legalnie – poprawiła go dziewczyna. – Naprawdę to nas tu mieszka dwadzieścia cztery sztuki. Tylko, że siedem waletuje. Ci co waletują, to są właśnie wyrolowane przez babcię osoby. Tamci z parteru i piwnicy ich przygarnęli.

- I niby wszyscy do jednej łazienki? – usiłował upewnić się Bartek.

- No – potaknęła Marta.- Rozmawiałam z jedną dziewczyną z parteru. Oni tam niby mają swoją, ale babcia zamknęła ją na klucz, więc nie ma dostępu. Jak poszli się kłócić, kazała im z tej korzystać, bo tamtą chwilowo remontuje.

Inka smętnie pokiwał głową.

Kiedy Korneliusz i Marta znaleźli wreszcie dom nr 25, był on w remoncie. Babcia zapewniała wówczas, że to już końcówka, i że z dniem pierwszego października wszystko będzie ukończone.

Kiedy przyjechali tu rano, umówionego pierwszego października, wszystko było jak dwa tygodnie wcześniej. Te same rusztowania wokół budynku, te same puszki z farbą – teraz już nie nadająca się do użytku, te same porozrzucane pędzle, kawałki foli, która teoretycznie miała chronić podłogę przed zabryzganiem, kable, zardzewiałe druty i gwoździe… wszystko dokładnie tak jak w dniu najmu. No, może nieco bardziej zakurzone i w niektórych przypadkach bardziej pordzewiałe. Gdyby nie to, można by stwierdzić ze czas zatrzymał się w miejscu.

Teraz mieszkali tu już dobre dwa tygodnie, a remont nadal był w tej samej fazie. Wokół domu nadal rozstawione były rusztowania, wewnątrz zaś, wszędzie walały się różnej maści akcesoria malarsko-murarskie.

Tak. Remont mógł trwać wiecznie. Babcia się nie śpieszyła. Miała czas.



REMONT TRWAŁ.



- Przecież to czysty obłęd. Płacę 170 i wymagam jakiegokolwiek standardu. – Oburzył się Bartek. – Jak dobrze pójdzie, to w tempie babci, ten remont skończy się może za dwa lata. Ja uczelnię wcześniej skończę, niż ona tą drugą łazienkę udostępni.

- Te siedem osób myślało jak ty. Babcia nie jest taką bezradną staruszką, jak na początku uważaliśmy. Doskonale zdaje sobie sprawę, że jest za późno byśmy znaleźli sobie coś innego. Październik jest pod tym względem najgorszy. Nawet jeśli coś jeszcze jest wolnego, to albo o lata świetlne od uczelni, albo cena wyśrubowana na maksa. – Marta oparła ręce o kolana i pochyliła się lekko do przodu.

- Czy w ten subtelny sposób chcesz nam powiedzieć, że jesteśmy tu uwiązani?

- Tak Tomeczku. Przynajmniej do stycznia, kiedy wykruszy się trochę osób z akademika. I lepiej wymyślcie coś z tą łazienką, bo inaczej nie wyobrażam sobie tu życia. Wystarczy mi, że muszę mieszkać z Basią – chodzącym inkubatorem.

- A co na to Korn i Tyberiusz? Może oni mają jakiś pomysł?

- Nie wiem. Nie widziałam ich jeszcze.



Wieczorem plan był opracowany. Uradzono, że Marta jako posłanniczka i jedyna z piątki przyjaciół, która nawiązała jakiekolwiek znajomości z tymi „z dołu”, miała ich wszystkich zebrać, punktualnie o dziewiątej, u siebie w pokoju. Na wszelkie protesty Basi, Tyberiusz miał tylko jeden sposób. „Zlać ją ciepłym moczem”- jak poetycko określił to w rozmowie z Inką.

Kiedy wszyscy zebrani usiedli na wszelkich dostępnych płaskich powierzchniach, a naburmuszona Basia trochę się uspokoiła, głos zabrał Tyberiusz.

- Słuchajcie, ponieważ jest nas tu od cholery i trochę, a łazienka jedna, trzeba opracować jakiś grafik korzystania z niej – zaczął. - Inaczej nie mamy szansy na przetrwanie.

- Tyberiusz do rzeczy– ponagliła Marta. Była zmęczona i chciała się już położyć.

- Ma ktoś jakiś pomysł? – Chłopak całkowicie zignorował jej wypowiedź. - Bo jeśli nie, to my mamy.

- No, jaki? – spytała dziewczyna w okularach. – I jacy my?

- My, to znaczy ludzie z piętra. Wyłączając oczywiście tamto coś pod ścianą – Tyberiusz z niesmakiem wskazał współlokatorkę Marty. - Jest nas dwadzieścia cztery sztuki. Tak jak godzin. Zrobimy losowanie. Każdy będzie miał swój przedział czasowy.

- Stary to czysty obłęd – wtrącił się siedzący na krześle niewysoki brunet.- Co ja mam na komendę sikać?

- Jak masz lepszy pomysł, to proszę bardzo. Słucham – zdenerwował się Tyberiusz.

- No nie mam, ale takie losowanie to czysty absurd. A jak mi wypadnie czas, gdy jestem na zajęciach, to co niby mam zrobić? Powiem sorowi „ przykro mi stary, ale teraz moja kolej do łazienki” ? To co proponujesz to czysta głupota.

- Doprawdy? – siedząca w kącie Marta postanowiła przyjść Tyberiuszowi z pomocą. – To może zejdziemy do babci razem i wytłumaczysz jej dlaczego tu śpisz, chociaż nie płacisz? Co? Z pewnością bardzo ją to zainteresuje.

- Po co zaraz te nerwy – usiłował załagodzić sytuację chłopak. Zanim tu przyszedł, zdążył już co nieco usłyszeć o tej ich „kotce”. Podobno siedziała kiedyś na wykładzie i w pewnym momencie podeszła do tablicy, poprawiła błędny zapis, po czym powiedziała, że szkoda jej cennego czasu, bo tu i tak niczego nowego się nie nauczy i wyszła. Tak po prostu. Wyszła z zajęć, od faceta, z którym później miała mieć egzamin!!!

- Po co? Po to, że mam dość polowania na łazienkę. Rozumiesz. – Marta wstała z krzesła i dalej mówiła już stojąc i patrząc na niego z góry - Płacę pełną stawkę i mam prawo wymagać. Masz coś jeszcze przeciwko pomysłowi Tyberiusza?

Chłopak przecząco pokiwał głową.

- Tak też myślałam. Tyberiusz omów zasady. - Marta ponownie usiadła i oparła się o ścianę.

- Kotka z naszej Marty, co?- zagadnął szeptem Tomek.

- Raczej królowa absolutna – mruknął Korneliusz. – Wyhodowaliśmy imperatora.

- Ok, więc tak. Zaraz komisyjnie zrobimy losy, żeby nie było, że jakiś szwindel. Potem każdy będzie ciągnął. Wylosowany przedział czasowy jest jego własnością. W tym czasie ma on absolutne prawo do łazienki. Co z nim zrobi jego sprawa. Jak komuś nie będzie pasowało to co wylosował, może się wymienić z drugą osobą, ale musi to zgłosić Marcie, bo ona zapisuje wyniki losowań na harmonogramie. Jak jest łazienka wolna, to można w niej sikać do woli – Tyberiusz spojrzał wymownie na protestującego wcześniej chłopaka – ale jeśli do łazienki chce się dostać osoba, która ma aktualnie do niej prawa, wtedy trzeba ją jak najszybciej opuścić. Wszystko jasne? – rozejrzał się po pokoju - No to kto do robienia losów?

- Ciekawe co zrobię jak będę miał sraczkę – wymamrotał siedzący przy szafie wysoki brunet.

- Jak to co? – uśmiechnął się Korneliusz – wsadzisz sobie korek i wyjdziesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz