BYLE BYŁO CIEPŁO
Dominika otworzyła szafkę i wyjęła z niej golf, dwa zakopiańskie swetry... przez moment zastanawiała się jeszcze nad wełnianą kamizelką, doszła jednak do wniosku, że nie powinna przesadzać. W końcu szła na randkę i przynajmniej częściowo powinna przypominać obiekt seksualny, godny wszystkich kolorowych czasopism, zalegających w pokoju Natalii. Zrezygnowawszy ostatecznie z kamizelki, porzuciła przetrząsanie szafki i rozpoczęła poszukiwania w szufladzie.
Przyglądająca się jej już od dłuższego czasu Sylwia w końcu nie wytrzymała. Miała co prawda dopiero 11 lat i jako młodsza siostra nie wiele do powiedzenia, zdobyła się jednak na odwagę:
- Czego szukasz? – spytała, modląc się w duchu, by nie była to nowa, biała bluzka z chińskimi nadrukami, która zupełnie przypadkiem znajdowała się teraz w sylwiniej szafce.
- Tych grubych, brązowych, bawełnianych rajstop i wełnianych skarpet, które kiedyś babcia zrobiła – wysapała. – Wydaje mi się, że gdzieś je tu widziałam.
- Tych żarówiasto niebieskich? – upewniła się Sylwia.
- Aha.
- Chyba są w pawlaczu, ale rajstop nie widziałam – poinformowała swoją starszą siostrę, a ponieważ jej poczynania, coraz bardziej ją zajmowały dodała – myślałam, że wychodzisz z Hubertem. Na randkę. – Słowo to miało dla niej magiczny smak owocu zakazanego, dlatego też wymawiała je w szczególnie uroczysty sposób.
- No wychodzę – Dominika z hukiem zamknęła szufladę. – Dlatego właśnie szukam tych skarpet i rajstop... Która godzina?
Sylwia odwróciła głowę i spojrzała na wiszący, na ścianie za jej plecami, zegarek.
- Dwadzieścia po szóstej.
- Cholera znowu się spóźnię! Trudno, muszą mi wystarczyć skarpety – powiedziała bardziej do siebie, niż do siedzącej na krześle siostry.
Usiadła na łóżku i zaczęła się ubierać.
Założyła golf i dwa swetry, cienkie rajstopy - tylko takie znalazła [ grube bawełniane pewnie leżą gdzieś w kącie i się z niej śmieją], spodnie i trzy pary skarpet. Wstała, przez chwilę jeszcze zastanawiała się czy nie dorzucić czwartej, pomyślała jednak, że było by to przesadą, poszła więc do łazienki, żeby uporządkować włosy.
Parę sekund po tym, jak Dominika wyszła ze swego pokoju, w drzwiach pojawiła się pani Plucińska, która widząc swoją pierworodną w tak nietypowym stroju, postanowiła dowiedzieć się, cóż jest tego powodem. Najlepszą metodą było wzięcie na spytki młodszej córki, którą nie bez przyczyny, Dominika nazywała małym konfidentem.
Nim jednak zdążyła zadać pierwsze pytanie, jej młodsza latorośl wyjaśniła całą sytuację.
- Mamo, Dominika sfiksowała.
- Jak sfiksowała?
- Normalnie. Szajba jej odbiła. Za długo była sama. Mnie pewnie też to czeka, bo jak mi już pozwolicie chodzić na randki, to będę taka stara jak ona i będzie już za późno.
- Sylwia mów jaśniej! Dlaczego Dominika sfiksowała?
- No mówię, że jej odbiło. Widziałaś kiedyś, żeby ktoś normalny ubierał się tak na randki?
- To ona ma randkę?
- No. Sama mówiła, że wychodzi z Hubertem i że się pewnie spóźni, bo skarpet i rajstop znaleźć nie mogła
- Jakich skarpet?
- Tych żarówiastych, co je babcia zrobiła.
- Tych niebieskich? – upewniała się pani Basia.
- No.
- Nie mówi się no – odruchowo poprawiła córkę. – Ale, to ona chyba później idzie na tą randkę. Jak się przebierze... – zaczęła niepewnie.
- Teraz idzie. Dlatego tak się szykuje. Jak mi nie wierzysz, to sama się jej spytaj. Pewnie jest jeszcze w łazience.
Pełna niepokoju, mama Dominiki wyszła i skierowała się w stronę łazienki. Nieśmiało zapukała, a kiedy usłyszała „proszę”, otworzyła drzwi i weszła. Dominika odwróciła głowę w jej stronę i spojrzała wyczekująco.
- Wychodzisz?
- Z Hubertem – odpowiedziała i powróciła do nakładania na twarz grubej warstwy kremu Nivea.
- Na randkę? – indagowała dalej jej mama.
- Tak na randkę. – Dominika odwróciła twarz od lustra i zaczęła się uważnie przyglądać matce. – Mogę wiedzieć o co Ci chodzi?? Myślałam, że go lubisz i że nie masz nic przeciwko temu.
- Nie, nie. Nie mam. – szybko zapewniła. - Tylko twój strój... chcesz z nim zerwać?
- Mamo! No coś ty! To najfajniejszy chłopak w szkole. W dodatku najprzystojniejszy. Wszystkie dziewczyny się w nim kochają. Z takim chłopakiem się nie zrywa. Co najwyżej on cię rzuca.
- No co mamo?! Długo byłaś sama. Ja z ojcem... mamy pewne zasady... – przyjrzała się ubraniu córki - ale może one nie do końca są najlepsze... – pani Barbara usiłowała wyrazić swoje obawy jak najdelikatniej. – Może ty nie wiesz... wydawało mi się, że takie rzeczy są znane wszystkim... bo wiesz wyglądasz...
- Wyglądam tak – przerwała jej Dominika, która wreszcie zrozumiała o co chodzi matce – bo na dworze jest ponad dziesięć stopni mrozu.
Wyraz twarzy pani Basi mówił sam za siebie. Nie miała pojęcia o czym mówi córka i jaki ma to związek z jej randką. Dominika westchnęła. Nie było wyjścia. Musiała objaśnić bardziej przystępnie. Usiadła na wannie i zaczęła tłumaczyć:
- Ani ja, ani Hubert nie mamy pieniędzy. Zresztą, nawet gdybym miała, to ta jego głupia męska duma nie pozwoli, żebym płaciła za niego. Pomijam już to, że nie możemy iść do lokalu, nawet gdyby on miał pieniądze, bo by nas zobaczyli. U niego rodzeństwo, u mnie sama wiesz – mały konfident czuwa...no to co mamy robić? Postanowiliśmy łazić na spacery. Wczoraj, to nawet starałam się wyglądać jakoś seksownie, ale za miastem tak wieje i do tego ten mróz, że mam gdzieś jak wyglądam. Byle było ciepło. Jak mnie kocha, to nie będzie zwracał uwagi, a jak nie, to widocznie nie jest mnie warty.
- Za miastem?
- No, a gdzie mamy iść, żeby nas nie widzieli?
- Kto?
- Wszyscy! Ode mnie z klasy... od niego...
- A co oni mają do tego? To znaczy twoja klasa?
- Jak to co! On jest z jajogłowych „dyskietek” , a ja z biolchema. To niby jak to sobie wyobrażasz? Przecież nasze klasy się nienawidzą. Mamo! Jak by się ktoś dowiedział, od niego albo ode mnie, to byśmy już życia nie mieli.
- Przecież Krzyś Kingi też jest w klasie informatycznej – przytomnie zauważyła jej mama.
- Ale oni byli razem już wcześniej. Przed wojną. Poza tym, znasz kogoś, kto wszedłby w drogę Kindze? Ona jest jak niewypał. Nie wiadomo kiedy wybuchnie, więc ludzie wolą schodzić jej z drogi. Ja to co innego.
Pani Plucińska musiała przyznać Dominice rację. Nie znała nikogo, kto potrafiłby się sprzeciwić przyjaciółce jej córki. Nawet rodzice Kingi sprawiali wrażenie, jakby woleli żyć z nią w zgodzie, nawet jeśli pociągało to za sobą wiele ustępstw.
- To wy tacy współcześni Romeo i Julia – podsumowała i wyszła z łazienki.
- Aha – dobiegło ją, gdy zamykała za sobą drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz