BURZA W SZKLANCE WODY
- Mam dla ciebie niespodziankę – powiedział Hubert, kiedy wracali ze spaceru.
- Jaką? – Dominika przechyliła na bok głowę i uśmiechnęła się.
Zawsze tak robiła, gdy coś zaczynało ją interesować. Przypominała wtedy ciekawą świata srokę.
- Nie planuj nic na wieczór – Hubert był z siebie dumny. Zorganizował naprawdę romantyczną randkę.
- Dzisiejszy? – Dominika przestała się uśmiechać
- Dzisiejszy – potwierdził.
- Hmm – wyraz jej twarzy mówił sam za siebie.
Nie musiała nic dodawać nic mówić... mimo wszystko zapytał.
- Co?
- Mogłeś mówić wcześniej... nie wiedziałam... – Dominika zaczęła się usprawiedliwiać, a widząc co się święci dodała ugodowo. – Przełóżmy to na jutro, dobrze? – spojrzała na Huberta i czuła, że nie pomogło.
- Na jutro nie da rady. Kupiłem już bilety i zamówiłem stolik. Ty przełóż.
- Nie mogę.
- Dlaczego? – Hubert naburmuszył się jak dziecko, które nie dostało upragnionej zabawki.
- Idę na imprezę. Była planowana już dwa miesiące temu. Żebyś wspomniał chociaż tydzień wcześniej... – Dominika bezradnie rozłożyła ręce. – Ale tak?
- Tydzień temu nie wiedziałem jeszcze, że dostanę bilety – Hubert usiłował opanować wściekłość. – Ok. Sprzedam je Krzyśkowi i pójdę z tobą. W porządku?
- Nie.
- Dlaczego?!!!
- Bo nie. Nie pójdziesz. To babskie przyjęcie. Zero facetów, same baby. – Dominika czuła się okropnie. – Jedź z Krzysiem. To będzie taki... męski wieczór. Bilety się nie zmarnują... – dodała już ciszej.
- Na kolację i spacer po plaży też mam z nim iść?! – Hubert stracił nad sobą panowanie.
- Jaką kolację?
- No przecież ci mówię, że zarezerwowałem stolik! Na romantyczną kolację, którą dla nas zaplanowałem – prawie, że wykrzyczał.
- Naprawdę? Kochany jesteś.
- Czyli jednak ze mną idziesz?
- Nie. ...Hubert, daj spokój... – próbowała go udobruchać. – Sam jesteś sobie winien. Mogłeś mnie uprzedzić...
- Wtedy nie byłoby niespodzianki!!! Domina – dodał już spokojniej. – Co się z nami dzieje?
- Co masz na myśli?
- To. Już prawie się nie widujemy. Kiedy ostatnio gdzieś byliśmy tylko we dwoje? – popatrzył na stojąca przed nim dziewczynę. – No właśnie! Nie możesz sobie przypomnieć?... Ja też nie. Ciągle coś! Albo twoje przyjaciółki i ich problemy... albo gazeta szkolna... albo francuski... zupełnie nie masz dla mnie czasu.
- Nie jesteś fair. Ty też w niej pracujesz. Zresztą to nie tylko moja wina – zaczęła się bronić. – W soboty masz sesje RPG, trzy razy w tygodniu angielski... internet... olimpiady... to też zajmuje czas.
- To co robię ma mi umożliwić lepszy start na studiach.
- A ja to nie?
- No wiesz! Nie sądzę, żeby kwestia lakieru Natalii była decydująca na takiej na przykład medycynie.
- Aha! Więc to wszystko wina moich koleżanek?
- Nie to miałem na myśli.
- Doprawdy? Wydaje mi się, że jednak to – Dominice puściły wszystkie hamulce. – Ale wiesz co? Może sobie poszukasz innej dziewczyny. Najlepiej takiej, która będzie kamieniem siedziała w domu i czekała na ciebie. – Odwróciła się i zaczęła iść w stronę domu
- Dominika!
Zatrzymała się. Odwróciła i spojrzała mu prosto w oczy.
- Wiedziałeś jaka jestem. Nie trzeba było mnie prosić o chodzenie. Cześć – ponownie zaczęła iść w kierunku domu.
- Dominika uspokój się! – próbował ją dogonić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz