8 maja 2009

BURZA W SZKLANCE WODY - cz. 52

BURZA W SZKLANCE WODY


- Mam dla ciebie niespodziankę – powiedział Hubert, kiedy wracali ze spaceru.

- Jaką? – Dominika przechyliła na bok głowę i uśmiechnęła się.

Zawsze tak robiła, gdy coś zaczynało ją interesować. Przypominała wtedy ciekawą świata srokę.

- Nie planuj nic na wieczór – Hubert był z siebie dumny. Zorganizował naprawdę romantyczną randkę.

- Dzisiejszy? – Dominika przestała się uśmiechać

- Dzisiejszy – potwierdził.

- Hmm – wyraz jej twarzy mówił sam za siebie.

Nie musiała nic dodawać nic mówić... mimo wszystko zapytał.

- Co?

- Mogłeś mówić wcześniej... nie wiedziałam... – Dominika zaczęła się usprawiedliwiać, a widząc co się święci dodała ugodowo. – Przełóżmy to na jutro, dobrze? – spojrzała na Huberta i czuła, że nie pomogło.

- Na jutro nie da rady. Kupiłem już bilety i zamówiłem stolik. Ty przełóż.

- Nie mogę.

- Dlaczego? – Hubert naburmuszył się jak dziecko, które nie dostało upragnionej zabawki.

- Idę na imprezę. Była planowana już dwa miesiące temu. Żebyś wspomniał chociaż tydzień wcześniej... – Dominika bezradnie rozłożyła ręce. – Ale tak?

- Tydzień temu nie wiedziałem jeszcze, że dostanę bilety – Hubert usiłował opanować wściekłość. – Ok. Sprzedam je Krzyśkowi i pójdę z tobą. W porządku?

- Nie.

- Dlaczego?!!!

- Bo nie. Nie pójdziesz. To babskie przyjęcie. Zero facetów, same baby. – Dominika czuła się okropnie. – Jedź z Krzysiem. To będzie taki... męski wieczór. Bilety się nie zmarnują... – dodała już ciszej.

- Na kolację i spacer po plaży też mam z nim iść?! – Hubert stracił nad sobą panowanie.

- Jaką kolację?

- No przecież ci mówię, że zarezerwowałem stolik! Na romantyczną kolację, którą dla nas zaplanowałem – prawie, że wykrzyczał.

- Naprawdę? Kochany jesteś.

- Czyli jednak ze mną idziesz?

- Nie. ...Hubert, daj spokój... – próbowała go udobruchać. – Sam jesteś sobie winien. Mogłeś mnie uprzedzić...

- Wtedy nie byłoby niespodzianki!!! Domina – dodał już spokojniej. – Co się z nami dzieje?

- Co masz na myśli?

- To. Już prawie się nie widujemy. Kiedy ostatnio gdzieś byliśmy tylko we dwoje? – popatrzył na stojąca przed nim dziewczynę. – No właśnie! Nie możesz sobie przypomnieć?... Ja też nie. Ciągle coś! Albo twoje przyjaciółki i ich problemy... albo gazeta szkolna... albo francuski... zupełnie nie masz dla mnie czasu.

- Nie jesteś fair. Ty też w niej pracujesz. Zresztą to nie tylko moja wina – zaczęła się bronić. – W soboty masz sesje RPG, trzy razy w tygodniu angielski... internet... olimpiady... to też zajmuje czas.

- To co robię ma mi umożliwić lepszy start na studiach.

- A ja to nie?

- No wiesz! Nie sądzę, żeby kwestia lakieru Natalii była decydująca na takiej na przykład medycynie.

- Aha! Więc to wszystko wina moich koleżanek?

- Nie to miałem na myśli.

- Doprawdy? Wydaje mi się, że jednak to – Dominice puściły wszystkie hamulce. – Ale wiesz co? Może sobie poszukasz innej dziewczyny. Najlepiej takiej, która będzie kamieniem siedziała w domu i czekała na ciebie. – Odwróciła się i zaczęła iść w stronę domu

- Dominika!

Zatrzymała się. Odwróciła i spojrzała mu prosto w oczy.

- Wiedziałeś jaka jestem. Nie trzeba było mnie prosić o chodzenie. Cześć – ponownie zaczęła iść w kierunku domu.

- Dominika uspokój się! – próbował ją dogonić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz