AKCJA MATERAC
- Wiesz co robi jeż w fabryce prezerwatyw? – zapytał Agatę, przytulający się do niej Wojtek.
- Nie...
- Kinder niespodzianki.
- Powiedz jeszcze parę takich głupich dowcipów, a ręczę ci, że tego nie zrobimy.
- Dobrze! Już nic nie powiem.
- To kiedy?
- Noo... wiesz... nie ma to jak spontaniczność...
- Wojtek!
- Już dobrze, dobrze... – wyjął z kieszeni plecaka organizer i zaczął ostentacyjnie przerzucać kartki. – Może w sylwestra? Mam wolny wieczór.
- Nie nabijaj się ze mnie!
- No chciałaś konkrety. To je masz. – Zaczął mówić całkiem poważnie. - Moi starzy idą do znajomych, mamy całą chatę dla siebie. Powiesz swoim, że idziesz do którejś z dziewczyn i po kłopocie.
- Dobra. To w sylwestra. Nie zapomnij o zabezpieczeniu.
- Tak cię słucham... słucham... i czekam – nie wytrzymał w końcu Wojtek.
- Na co?
- Aż wyjmiesz opracowany szczegółowo plan postępowania i podasz mi czas poszczególnych działań – zaczął się śmiać.
- O co ci chodzi? Przecież chcesz, żebyśmy to zrobili.!
- O trochę spontaniczności i zaufania. Słuchając cię mam wrażenie, że planujesz rozpętanie III wojny światowej, a nie mile spędzony wieczór, który ma być ukoronowaniem naszej miłości. Poza tym myślałem, że też tego chcesz – popatrzył jej uważnie w oczy. – Jeśli nie, to powiedz. Poczekamy.
- Po prostu nie chce pchać za dziewięć miesięcy wózka.
Wojtek ponownie roześmiał się i przytulił ją do siebie jeszcze mocniej.
- Nie martw się i troszeczkę mi zaufaj. Dobrze? Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze i nie trzeba było opracowywać każdej sekundy.
- Ale...
- Żadnych ale. Zdaj się na mnie – zaczął delikatnie ją całować.
- A jeżeli... – Agata, która na moment się wyswobodziła nie dokończyła zdania. Wojtek skutecznie zamknął jej usta.
***
- Kinga? - zaczęła Agata, kiedy obie schodziły do szatni, po skończonych lekcjach.
- Co?
- Robisz imprezę na sylwestra?
- No robię... cholera ktoś mnie w kostkę kopnął! – odwróciła się, żeby zlokalizować napastnika. – To chyba ten mały rudzielec – wskazała stojącego obok chłopaka, absolutnie nie przejmując się tym, że mógł ją słyszeć, po czym wróciła do poprzedniego tematu. – Przecież nie będę cię zapraszała osobno. Wiadomo, że ty i Wojtek jesteście na niej. Jak zresztą na każdej mojej imprezie.
- Ja nie o tym.
- Nie? Myślałam, że rozmawiałyśmy o imprezie... – Kinga zajęta do tej pory wypatrywaniem strategicznych miejsc, które umożliwiły by, w jak najkrótszym czasie, dostanie się do boksu, po raz pierwszy spojrzała na przyjaciółkę. – Ty? Co ty kręcisz?
- Nie kręcę – Agata na moment przestała widzieć przyjaciółkę. Dubel jakiego dostała z tyłu, umożliwił jej dotarcie do wieszaka z kurtką.
- Kręcisz– powiedziała Kinga, która również dotarła do boksu.- Ale mniejsza z tym – założyła kożuszek. – Wyjdź stąd, to wszystko powiesz.
Rozpoczęły próbę dotarcia do wyjścia.
Umieszczone, w dwóch piwnicznych korytarzach, boksy na kurtki, były wąskie i ciemne. Wydostanie się z nich, a także przebrnięcie przez zatłoczone korytarze, graniczyło z cudem.
We wczesnych godzinach popołudniowych, kiedy większość młodzieży kończyła zajęcia, były one niczym nowojorskie chodniki. Albo szedłeś w tym samym kierunku co inni albo cię tratowano.
Używając łokci i szpilkowych obcasów, Kinga szybko wydostała się na zewnątrz. Agata wykorzystała tworzące się przejście i idąc, zaraz za przyjaciółką, również odzyskała wolność.
- Chodzi o to, żebyś w razie czego mówiła, że idę do ciebie na imprezę – powróciła do wyjaśnień Agata.
- Rozumiem, że nie będzie cię na imprze. Mogę wiedzieć gdzie w takim razie będziesz?
- No nie będzie...
- To gdzie będziesz? – nie ustępowała Kinga. - Nie chciałabym później wyjść na kretynkę, jak cię ktoś zobaczy.
- Będę u Wojtka. Jego starzy wychodzą i mamy wolny cały dom, więc...
- Aaaa, takie buty... – uśmiechnęła się Kinga. – W porzo. Jak zadzwoni twoja mama, powiem, że idziesz do mnie.
- Dzięki. – Agata uścisnęła przyjaciółkę.
- Dobra, nie ma sprawy. Tylko się zabezpieczcie, bo nie chciałabym w tak młodym wieku zostać ciocią.
- Spokojna twoja rozczochrana – uśmiechnęła się Agata. – Akcja „materac” jest opracowana w najdrobniejszych szczegółach.
- No, ja mam taką nadzieję – mruknęła Kinga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz