20 lutego 2011

POLEMIZUJĄC Z TOSTEREM O LITERATURZE cz. I- NAUCZYCIELE JĘZYKA POLSKIEGO I LEKTURY

 Toster, jak to Toster. Zamiast zgłębić jakieś zagadnienie i stworzyć z tego sensowny i wnikliwy wpis, polizał temat z kilku stron i na tym się skończyło. Polemizując zatem z tym co naskrobał na swoim blogu...

NAUCZYCIELE JĘZYKA POLSKIEGO
 
Zacznijmy od polonistów. Sama jestem i pewnie po tym co napiszę zostanę przez pozostałych wyklęta. Prawda jest taka, że większość nauczycieli języka polskiego sama nie do końca orientuje się w lekturach. Część przeczytali dawno, dawno temu [ a tak się nie da, bo pamięć jest zwodnicza], a część znają jedynie z filmów lub bryków. Smutne to, lecz prawdziwe.
Oczywiście zdarzają się chlubne wyjątki, jak napisała w komentarzu u Tostera Chwilka, ale można te wyjątki na palcach jednej ręki zliczyć. I żeby nie być gołosłownym kilka przykładów. Powinnam w ramach kary podać imiona i nazwiska, ale bujałabym się potem tylko ze sprawami o oszczerstwa, bo po czasie ciężko coś udowodnić. Ci którzy zetknęli się z przywołanymi przeze mnie w przykładach "polonistami" i tak będą wiedzieli o kogo chodzi.
Jeden ze znanych mi polonistów w ramach pomocy w przygotowaniu do matury ustnej podyktował swojej uczennicy takie oto lektury, dotyczące rzeczywistości w niemieckich obozach koncentracyjnych: opowiadanie "Pożegnanie z Marią" [ i żeby nie było - cały cykl opowiadań Borowskiego, rzeczywiście opowiada o obozie w Oświęcimiu, ale to jedno opowiadanie akurat nie], "Inny świat" G. Herlinga - Grudzińskiego [ mówiący o sowieckich łagrach] oraz "Medaliony" Z. Nałkowskiej [ ponownie całość to chybiony pomysł, ale w tym jednym przypadku, choć część jest na temat].
Jedno trafienie na trzy, jak na kogoś kto nauczał polskiego, wynik moim zdaniem dość słaby.
Inna polonistka - czerpiąca swoją wiedzę z bryków [ starannie obłożonych, by uczniowie nie wiedzieli z jakiego źródła korzysta] podyktowała, że to Achilles zginął w pojedynku z Hektorem. Jako, że dwie lekcje później coś się jej nie zgadzało, bo Achilles, który miał dopiero umrzeć już nie żył, niezrażona niczym ożywiła bohatera [ w końcu to nie problem], by po chwili ponownie go uśmiercić, tym razem we właściwym już czasie i miejscu, że o sposobie nie wspomnę.
Jeszcze inna, która nie lubiła Sienkiewicza, i "Potopu" zwyczajnie nie czytała, rozdała referaty i na tym się omawianie lektury skończyło.
Mogłabym tak wymieniać jeszcze bardzo długo, tylko po co?
Niestety z moich obserwacji wynika, że z roku na rok przybywa nam pseudo nauczycieli, a w  związku z tym i pseudo polonistów.
Na studiach w mojej grupie ćwiczeniowej byłam jedyną, która mogła polemizować z prowadzącym - z bardzo prostego powodu - znałam teksty, nie streszczenia, nie adaptacje filmowe, ale teksty właściwe. W drugiej grupie były może jeszcze ze dwie trzy osoby, którym zdarzało się znać lekturę. Na porządku dziennym jest obecnie, a było i za moich czasów, że studenci polonistyki albo korzystają z bryków, albo z notatek [ jeśli ich zdaniem są dobre] ze szkoły średniej, z rzadka jedynie czytając tekst właściwy. Co bardziej ambitni sięgają ponadto po Cogito.Smutne to, lecz prawdziwe. Co gorsza, z tych studentów będą później nauczyciele. Jak będą uczyć, chyba nie trzeba odpowiadać. Skąd takie czarnowidztwo?
Miałam swego czasu praktykanta. Jako, że z przyjemnością wspominam w jaki sposób ja zostałam potraktowana w czasie praktyk [ pani Beata Krzemień- rewelacyjna, pomocna, z uśmiechem na ustach wspominam te trzy tygodnie]starałam się postępować podobnie. Student do poprowadzenia lekcji wybrał sobie tematy, w których czuł się podobno najlepiej. To, że całą lekcję prowadził czytając z kartki jeszcze może bym przełknęła, to że w czasie prowadzenia zajęć jadł i pił... też, ale to, że popełniał błędy merytoryczne i wyszedł w połowie lekcji, bo się "zestresował" jak mu uczniowie te błędy wytknęli, a następnie odmówił powrotu na zajęcia... tego było już za dużo. Biorąc pod uwagę, że z zaplanowanych 30 godzin poprowadził jedną, i to nie całą, odmówiłam wystawienia oceny pozytywnej, a tym samym zaliczenia praktyk. Nic się jednak nie stało - ktoś inny mu je za mnie zaliczył. Chłopaczyna ukończył polonistykę i pewnie gdzieś teraz udaje że naucza, bo nauczać z cała pewnością nie umie.
Oczywiście wszystkie przytoczone przeze mnie przykłady to efekt naszego durnego systemu edukacyjnego, który pozwala by takie literaturoznawcze dno kończyło uczelnie i pracowało w zawodzie, ale to już zupełnie inna bajka, nadająca się na zupełnie inny wpis.
Wracając zatem do tematu.

LEKTURY

To nie dobór lektur jest zły, ale sposób w jaki są omawiane. I tu tkwi problem. Jeśli bowiem nauczyciel lektury nie zna, albo może i zna, ale czytał wieki temu, to w żaden sposób ciekawie jej nie zaprezentuje, a oto właśnie chodzi. Zupełnie inaczej bowiem podejdzie do lektury uczeń jeśli usłyszy, że to książka sensacyjna, z wątkiem kryminalnym i trójkątem miłosnym, a inaczej, gdy o tej samej pozycji powiem- epopeja narodowa, arcydzieło naszego wieszcza, pisana trzynastozgłoskowcem.
Nie mówię, że te informacje nie są potrzebne. Są, ale nie powinny stać na pierwszym miejscu. Można omówić lekturę i "omówić lekturę".
Na każdym etapie edukacyjnym są takie pozycje książkowe, które się powtarzają. Gdyby na każdym z tych poziomów omawiać jedynie te zagadnienia, do jakich uczeń - czytelnik dorósł emocjonalnie, wszystko byłoby w porządku. Tymczasem w każdej kolejnej szkole [ podstawówka, gimnazjum, szkoła średnia] wałkuje się to samo. A to czy uczeń dorósł do takiego czy innego zagadnienia, to już nieważne. Jeśli ciągle słyszysz ten sam tekst, te same pytania przestaje cię to interesować. Ta prosta prawda dotyczy i lektur.
Reforma szkolnictwa jaka została przeprowadzona w ramach tzw. pięciu reform Buzka, w swoich założeniach miała zapobiegać właśnie temu, o czym Toster pisze u siebie - zniechęcaniu uczniów do czytania. Zgodnie z założeniami nauczyciel miał mieć prawo do napisania własnego programu nauczania, z takim doborem lektur jaki uznawał za właściwy [ byleby program uwzględniał nauczenie określonych zagadnień]. No i super. Tyle, że jednocześnie funkcjonuje coś takiego jak podstawa programowa, w której wymienione są lektury jakie na poszczególnych poziomach edukacyjnych należy omówić.
Mogłabym na przykład omówić zagadnienie naturalizmu na przykładzie "Nany" czy "Germinal" Zoli- zdecydowanie mając większe szanse na zaciekawieni nastolatka, zamiast męczyć się z sienkiewiczowskimi nowelami, ale nie mam szans bo i na Zolę i na Sienkiewicza czasu jest za mało, a samego Zoli nie mogę, bo podstawa. Zważywszy na to ile tekstów obowiązuje - szansa na wprowadzenie dodatkowych w programie autorskim jest bliska zeru [ ze względu na niedostateczną ilość jednostek lekcyjnych w ciągu roku szkolnego].
Ponieważ niechęć uczniów do czytania lektur usprawiedliwiana była bardzo często przeładowaniem programu [ mówiąc prościej zbyt dużo lektur w stosunku do ilości godzin lekcyjnych, a co za tym idzie za mało czasu na przeczytanie książki] wprowadzono zasadę omawiania jedynie "istotnych" fragmentów. Tyle tylko, że te "istotne fragmenty" nierozerwalnie wiążą się ze znajomością całego utworu. I tu nauczyciel staje przed dylematem albo każe czytać całość, dzięki czemu uczeń wskazane w podstawie fragmenty zrozumie, ale tym samym narazi się na zarzut, że wymaga za dużo, albo każe przeczytać tylko fragmenty, samemu dopowiadając resztę.
Tyle tylko, że raz wprowadzona zasada "opowiedz mi mamo..." może poskutkować tym, że uczniowie przestaną czytać, zakładając że zdesperowany belfer wcześniej czy później treść tekstu opowie jak poprzednio.
Choć podstawa programowa, w przypadku wierszy zaznacza jedynie, że należy omówić teksty takiego to, a takiego poety, sam zaś wybór  konkretnych utworów pozostawiając w gestii nauczyciela , to i tu wolność wyboru istnieje jedynie na papierze. Każdy zdroworozsądkowy nauczyciel nie będzie porywał się na jakiś mało znany wiersz, tylko dlatego, by nie być po maturze oskarżonym o złe nauczanie.
Dlaczego? Otóż dlatego, że choć nowa matura to egzamin, który przeprowadzany jest już po ukończeniu szkoły, to za wyniki jakie uczeń na niej uzyska nadal odpowiedzialny jest jedynie nauczyciel. Jeśli wyniki będą złe będzie musiał nie tylko się wytłumaczyć, ale i pisać program naprawczy [ jakoś nikt nie zakłada, że nauczyciel zrobił wszystko dobrze, a to uczeń dał ciała, bo zwyczajnie się nie przygotował].
Mając zatem w perspektywie pogadankę z różnymi mniej lub bardziej ważnymi wysłannikami kuratorium, oraz pisanie programu naprawczego, omówię to, co jest najbardziej prawdopodobne na maturze, mając głęboko gdzieś, że utwór jest oklepany i opisany w każdym dostępnym bryku. Proste?
c.d.n.

8 komentarzy:

  1. Na początku wiedza była pzekazywana ustnie, później wymyślona pismo, następnie rejestrowanie dźwieku i nagrywanie filmy. Więc czemu na zajęciach omawia się tylko książki? To jest tak jakby szkolnictwo pod tym względem się zatrzymało w rozwoju.
    Osobiście uważam przerabianie książek na języku polskim za dobrym pomysłem, ale tylko po to aby pokazać historie oraz jak kształtował się język polski. Natomiast w ogóle nie rozumiem pomysłu analizowania książek, zastanawiania się dlaczego jest tak a nie inaczej czy szukania jakiegoś ukrytego sensu o którym pewnie sam autor nie miał pojęcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Inna polonistka - czerpiąca swoją wiedzę z bryków [ starannie obłożonych, by uczniowie nie wiedzieli z jakiego źródła korzysta] podyktowała, że to Achilles zginął w pojedynku z Hektorem. Jako, że dwie lekcje później coś się jej nie zgadzało, bo Achilles, który miał dopiero umrzeć już nie żył, niezrażona niczym ożywiła bohatera [ w końcu to nie problem], by po chwili ponownie go uśmiercić, tym razem we właściwym już czasie i miejscu, że o sposobie nie wspomnę."

    hahaha wiem o kim mowisz, jakze bylam zniesmaczona, kiedy zauwazylam, ze owa pani ze ciag notatki do zeszytu dyktuje. Potem wystarczylo miec ten sam bryk co ona, nauczyc sie na pamiec jakiegos opisu i ocena bdb gotowa. Ech, ale ja niepokorna bylam i glupia czytalam lektury. Nie powiem, kilka ominelam- Lalke, bo mnie postac Izy Leckiej do szlu doprowadzala i Chlopow, bo opisy potwornie mnie nudzily i zwyczajnie na nich zasypialam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dorzuce Ci poloniste ktory sie ze mna zazarcie kłócił ze "W malinowym chruśniaku" to NIE Lesmian. choc nie wiem czy to nie ten osobnik jest omowiony jako nr 1 ;)

    PS. ja sie przyznam ze pominelam "Pana Tadeusza" :) ale powoli do niego dorastam, juz lezy przy łóżku, moze niedlugo zaczne czytac...

    OdpowiedzUsuń
  4. no własnie, do roznych ksiazek doroasta sie i to tylko wtedy gdy warunki sa sprzyjajace. o tym procesie dojrzewania uczniow zapomina sie chyba troche w ksztalceniu nauczycieli. bo ile jest godzin z psychologii dziecka, nastolatka, pedagogiki w tym dydaktyki, problemow mlodziezy, socjologii edukacji na specjalnosci nauczycielskiej?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta sama polonistka klocila sie ze mna, ze nie ma ekranizjacji "Procesu" Kafki, a ja noc wczesniej zaczelam go ogladac... ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Potwierdzam wersję wydarzeń. Pan "praktykant" tak się speszył, że wyszedł z klasy!!! Nie wiedzielimy co się stało! Ktoś się tylko zapytał czy mamy notować to co on czyta z kartki... a może tak go zaskoczyło pytanie jaki jest właściwie tamat lekcji??? No nie pamiętam, to się potoczyło tak szybko... zanim się zorientowaliśmy już go nie było...

    I taki ktoś został nauczycielem? brak słów

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, dzięki za radę. Pozmieniałam ;-) Co do Twojego tematu, miałam szczęście spotkać na swojej drodze nauczycieli z powołania. Przynajmniej w większości, pozostali byli dobrymi rzemieślnikami :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Blind: w teorii na języku polskim powinno się omawiać nie tylko książki, ale i artykuły prasowe, przedstawienia teatralne/operowe/baletowe, filmy. Tyle tylko, ze nie ma na to wszystko czasu. co jakiś czas kolejny minister zmniejsza ilość godzin języka polskiego na rzecz w-fu czy religii. Czy wiesz, ze obecnie w tygodniu są 2-3 godziny religii i 4-5 języka polskiego? druga sprawa to, to, że większość sal lekcyjnych, ba większość szkół nie ma odpowiedniego zaplecza, by można było wykorzystywać nowinki techniczne. Ja mam np. zajebisty program do omawiania mitologii grecko-rzymskiej z animacjami komputerowymi, który na sam koniec każe uczniowi rozwiązać test wiedzy. I co z tego, skoro nie miałam szans na salę gdzie są komputery by program wykorzystać? co do zarzutu o analizę lektury - jeśli nauczyciel jest biegły w tym co robi i posiada wystarczająca wiedzę, to tak właśnie będzie omawiana lekcja - będzie ukazywać historię i zmiany języka, ale do tego potrzeba porządnie wykwalifikowanej kadry.
    Anna: Do "Chłopów" trzeba dorosnąć. ja przeczytałam ich dopiero na studiach [ w szkole średniej robiłam kilka razy podchody], ale jak już nadejdzie właściwy czas... zachwycisz się nimi, zachłyśniesz. Nawet opisami. I przestaniesz się dziwić dlaczego Nobla dostał Reymont. Ba, będziesz wkurzona że tylko 4 tomy i że kończy się w takim momencie. Iza łęcka ... No cóż, spróbuj potraktować ją jak anime - lepiej się wtedy całość czyta. a co do polonistki... wiedziałam ze się domyślisz.
    Kaś: ten sam Kas, ten sam. zastanawiałam się czy nie dać przykładu właśnie dotyczącego Leśmiana, ale doszłam do wniosku, ze ten jest lepszy. Nasz wspólny polonista to generalnie MÓZG humanistyczny, na szczęście już w zawodzie go nie ma, bo kto wie ile jeszcze szkód by narobił.
    Chwilko: mnie ciężko mówić o ilości godzin bo kończyłam eksperymentalny podwójny kierunek historię z filologią polską i u mnie generalnie było za mało godzin do wszystkiego, ale tak sobie myślę, ze to nie tylko od godzin ale i od wykładowcy zależy. miałam 5 h psychologii w tygodniu przez pół roku, ale doskonałego wykładowcę [ już nie żyje], więc w tej dziedzinie czuję się pewnie, ale miałam tez 3-4 h pedagogiki z dupą wołową a nie wykładowca i pewnie gdyby przedmiot dotyczył życia rodzinnego tegoż wykładowcy wiedziałabym wszystko, aż e dotyczył pedagogiki skazana byłam na samo dokształcanie. Z dydaktyką podobnie. Z filologi miałam dydaktyka rewelacyjnego, z historii... ech, szkoda było tych godzin. co do dorastania do książek - może kiedyś trafi się minister z prawdziwego zdarzenia i uporządkuje podstawę tak jak powinno to być.

    OdpowiedzUsuń