- Bobi - zaczęłam któregoś sobotniego ranka w czasie śniadania. - Nie uważasz, że warto by już zrobić listę rzeczy do utrzymania Kijanki przy życiu? - aby wzmocnić to pytanie spojrzałam wymownie na wielki brzuch. Kijanka jakby wyczuła moje intencje i wytrawiła stopę, sugerując, że robi się jej tu ciasno.
- Spoko, mamy czas - Bobi zebrał talerze ze stołu.
- Nie jestem jakoś przekonana do tego czasu - powiedziałam usiłując możliwie jak najwygodniej usadowić się w fotelu.Do tej pory nie wiedziałam jakie to może być wyzwanie.
- Daj spokój Niuniuś, taka lista to przecież pryszcz. Poza tym to nie czasy PRL-u, żebyśmy musieli na wszystko polować. Teraz idziesz i wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Zdążymy kupić.
- No ja wiem, że na wyciągniecie ręki, ale nie do końca wiem czy na wyciągnięcie naszego budżetu.
- Niuniuś czy ty już masz ten syndrom wicia gniazda? - Bobi popatrzył na mnie przeciągle. Przeczytał wyrywkowo parę książek, i teraz się wymądrza.
- Ja mam raczej syndrom zdrowego rozsądku. Jak przyjdzie nam to wszystko kupić za jednym zamachem to pójdziemy na żebry. Poza tym, jak będziemy to odkładać, to w końcu ja będę rodzić, a ty latać po sklepach jak kot z pęcherzem. W dodatku bez listy.
Wizja samotnych zakupów chyba przemówiła do wyobraźni Bobiego, bo dwie godziny później zasugerował, żebyśmy jednak tą listę machnęli.
- Wiesz, będziemy mieć z głowy - tłumaczył.
Do sporządzenia listy przystąpiliśmy w sposób naukowy. Bobi wyszukał wszelkich informacji w necie, ja miałam przejrzeć literaturę fachową, w jaką przezornie zaopatrzyliśmy się już na wstępie kijankowej przygody. Znalezione propozycje list mieliśmy porównać i wybrać tylko to, co się powtarza, by nie popaść z w zakupoholizm i nie wydawać pieniędzy na zbędne rzeczy.
Po zdobyciu odpowiedniej wiedzy i skreśleniu z propozycji tego, co wg naszej skromnej, bo skromnej, ale zawsze wiedzy było zbędne przystąpiliśmy do sporządzania własnej listy.
- Kosz na brudne pieluchy - dyktowałam.
- I żeby miał szczelną pokrywkę - dał przezornie Bobi, który po ostatnich kuwetowych wyczynach Lucyfera był przeczulony.
- No to napisz: kosz na pieluch z przykrywką.
- Ze szczelną przykrywką.
- Dobra ze szczelną przykrywką. - Zgodziłam sie łaskawie, choć wydawało mi się, że to na tyle oczywiste, iż zapisywanie to już lekka przesada. - 2-3 paczki paklanek- dyktowała dalej.
- Co to są paklanki?
- Nie wiem, ale wychodzi na to, że są niezbędne. Wszyscy o nich piszą.
- Czekaj sprawdzę, żeby nie wyszło, że to inna nazwa szwedzkiej pompki do penisa.- Wrzuciliśmy w googla paklanki. Wyskoczyła jakaś strona z pszczółką. Poszukaliśmy nieszczęsnych paklanek. - Nie mogli napisać worki na zużyte pieluchy? - z pretensją w głosie Bobi zadał pytanie wszechświatowi i pszczółce ze strony.
- Może i mogli, ale wiesz... tak brzmi bardziej... no bo ja wiem... fachowo? - niepewnie spróbowałam.
- Dobra wpisze worki na pieluchy.
- Daj w nawiasie, że to te paklanki, bo może one pod inną nazwą nie funkcjonują i będzie siara w sklepie - Bobi trochę pomarudził pod nosem, ale w nawiasie dopisał "paklanki".
- Co dalej?
- 3-4 rampery.
- Co to są rampery?
- Nie wiem - przyznałam zgodnie z prawda. W odpowiedzi dostałam wymowne spojrzenie Bobiego pod tytułem "powinnaś to wiedzieć. Jesteś mamą". zupełnie jakby wraz z ciążą spływało na kobietę objawienie i wszechwiedza dotyczaca dziecka. - No co się tak patrzysz? Nie wiem. Skąd mam niby wiedzieć?
- Nie wiem skąd. Może z jakiejś tajemnej matczyno-macierzyńskiej wiedzy, jaka się aktywuje od zajścia w ciążę. matki takie rzeczy wiedza.
- No to cię informuje, że jakiej tajemnej wiedzy nie mam i nie wiem co to są rampery, ale możesz śmiało wykorzystać swoją tato-tacierzyńską wiedzę, która z pewnością została aktywowana wraz z zapłodnieniem właściwej kobiety i tą właściwą kobietę oświecić - odcięłam się mało ambitnie.
Okazało się, ze może u innych ojców tajemna wiedza się aktywuje, ale u Bobiego się nie aktywowała. Nie spłynęła na niego ojcowska wszechwiedza, pozwalająca objaśnić mało światłej małżonce czym są rampery.
Bobi z rezygnacja wygooglał rampery. Patrzyliśmy na coś na kształt cienkiego kombinezonu skrzyżowanego z kostiumem kąpielowym. Różowa żyrafa wyhaftowana z przodu ubranka patrzyła na nas z politowaniem.
- Wiesz Bobi - zaczęłam pod czujnym okiem żyrafy - tak sobie myślę, że ktoś powinien przejrzeć jeszcze tą naszą listę. Najlepiej ktoś bardziej światły niż my.
- Spoko, mamy czas - Bobi zebrał talerze ze stołu.
- Nie jestem jakoś przekonana do tego czasu - powiedziałam usiłując możliwie jak najwygodniej usadowić się w fotelu.Do tej pory nie wiedziałam jakie to może być wyzwanie.
- Daj spokój Niuniuś, taka lista to przecież pryszcz. Poza tym to nie czasy PRL-u, żebyśmy musieli na wszystko polować. Teraz idziesz i wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Zdążymy kupić.
- No ja wiem, że na wyciągniecie ręki, ale nie do końca wiem czy na wyciągnięcie naszego budżetu.
- Niuniuś czy ty już masz ten syndrom wicia gniazda? - Bobi popatrzył na mnie przeciągle. Przeczytał wyrywkowo parę książek, i teraz się wymądrza.
- Ja mam raczej syndrom zdrowego rozsądku. Jak przyjdzie nam to wszystko kupić za jednym zamachem to pójdziemy na żebry. Poza tym, jak będziemy to odkładać, to w końcu ja będę rodzić, a ty latać po sklepach jak kot z pęcherzem. W dodatku bez listy.
Wizja samotnych zakupów chyba przemówiła do wyobraźni Bobiego, bo dwie godziny później zasugerował, żebyśmy jednak tą listę machnęli.
- Wiesz, będziemy mieć z głowy - tłumaczył.
Do sporządzenia listy przystąpiliśmy w sposób naukowy. Bobi wyszukał wszelkich informacji w necie, ja miałam przejrzeć literaturę fachową, w jaką przezornie zaopatrzyliśmy się już na wstępie kijankowej przygody. Znalezione propozycje list mieliśmy porównać i wybrać tylko to, co się powtarza, by nie popaść z w zakupoholizm i nie wydawać pieniędzy na zbędne rzeczy.
Po zdobyciu odpowiedniej wiedzy i skreśleniu z propozycji tego, co wg naszej skromnej, bo skromnej, ale zawsze wiedzy było zbędne przystąpiliśmy do sporządzania własnej listy.
- Kosz na brudne pieluchy - dyktowałam.
- I żeby miał szczelną pokrywkę - dał przezornie Bobi, który po ostatnich kuwetowych wyczynach Lucyfera był przeczulony.
- No to napisz: kosz na pieluch z przykrywką.
- Ze szczelną przykrywką.
- Dobra ze szczelną przykrywką. - Zgodziłam sie łaskawie, choć wydawało mi się, że to na tyle oczywiste, iż zapisywanie to już lekka przesada. - 2-3 paczki paklanek- dyktowała dalej.
- Co to są paklanki?
- Nie wiem, ale wychodzi na to, że są niezbędne. Wszyscy o nich piszą.
- Czekaj sprawdzę, żeby nie wyszło, że to inna nazwa szwedzkiej pompki do penisa.- Wrzuciliśmy w googla paklanki. Wyskoczyła jakaś strona z pszczółką. Poszukaliśmy nieszczęsnych paklanek. - Nie mogli napisać worki na zużyte pieluchy? - z pretensją w głosie Bobi zadał pytanie wszechświatowi i pszczółce ze strony.
- Może i mogli, ale wiesz... tak brzmi bardziej... no bo ja wiem... fachowo? - niepewnie spróbowałam.
- Dobra wpisze worki na pieluchy.
- Daj w nawiasie, że to te paklanki, bo może one pod inną nazwą nie funkcjonują i będzie siara w sklepie - Bobi trochę pomarudził pod nosem, ale w nawiasie dopisał "paklanki".
- Co dalej?
- 3-4 rampery.
- Co to są rampery?
- Nie wiem - przyznałam zgodnie z prawda. W odpowiedzi dostałam wymowne spojrzenie Bobiego pod tytułem "powinnaś to wiedzieć. Jesteś mamą". zupełnie jakby wraz z ciążą spływało na kobietę objawienie i wszechwiedza dotyczaca dziecka. - No co się tak patrzysz? Nie wiem. Skąd mam niby wiedzieć?
- Nie wiem skąd. Może z jakiejś tajemnej matczyno-macierzyńskiej wiedzy, jaka się aktywuje od zajścia w ciążę. matki takie rzeczy wiedza.
- No to cię informuje, że jakiej tajemnej wiedzy nie mam i nie wiem co to są rampery, ale możesz śmiało wykorzystać swoją tato-tacierzyńską wiedzę, która z pewnością została aktywowana wraz z zapłodnieniem właściwej kobiety i tą właściwą kobietę oświecić - odcięłam się mało ambitnie.
Okazało się, ze może u innych ojców tajemna wiedza się aktywuje, ale u Bobiego się nie aktywowała. Nie spłynęła na niego ojcowska wszechwiedza, pozwalająca objaśnić mało światłej małżonce czym są rampery.
Bobi z rezygnacja wygooglał rampery. Patrzyliśmy na coś na kształt cienkiego kombinezonu skrzyżowanego z kostiumem kąpielowym. Różowa żyrafa wyhaftowana z przodu ubranka patrzyła na nas z politowaniem.
- Wiesz Bobi - zaczęłam pod czujnym okiem żyrafy - tak sobie myślę, że ktoś powinien przejrzeć jeszcze tą naszą listę. Najlepiej ktoś bardziej światły niż my.
Ja tam mam zamiar wykorzystać twoją wiedzę i twoje wykształcenie pedagogiczne, abyś wtłoczyła w Aśkę te informacje. Jak się pojawimy u was niebawem :D Przed wyjazdem zrobię jej kartkówkę i lepiej aby zaliczyła :)
OdpowiedzUsuńwiesz, pedagogiczne są [ myślę] bez zastrzeżeń, ale wiedza sięga dopiero nastolatków. z taką mała Kijanką jestem bezradna;)
OdpowiedzUsuńDam Aśce ściągi na wszelki wypadek przed ta klasówka ;P