SOBOTA; 16:00
Moja dziesiąta godzina pracy.
Poziom agresji osiągnął punkt krytyczny.
Poziom temperatury w tej blaszanej budzie już dawno przekroczył dopuszczalne, nawet w piekle, normy.
Wiatrak mieli coś, co podobno jest powietrzem, bardziej jednak przypomina zupę.
Przed kioskiem pielgrzym do wystawy z fajkami. Czuję się jakbym pracowała w jakiejś pieprzonej świątyni. Stoją, gapią się i pewnie wznoszą błagalne modły do fajkowego boga o cud obniżek. Bezskutecznie.
Normalnie toleruję ich całkiem nieźle, no może poza jednooką, ale pod warunkiem, że są jakieś przerwy pomiędzy pielgrzymkami. Jak następują po sobie nie wytrzymuję.
Gość drepcze od szyby do szyby. Żeby tam chociaż kurwa ceny były, to bym zrozumiała - porównuje, ale nie ma, więc po chuj drepcze?
Zaczęłabym zliczać faktury, ale wiem, że jak tylko rozłożę papiery zacznie kupować, więc... czekam. A ten drepcze. Po minucie nie wytrzymałam. " I co, namyślił się już Pan?" - próbuję zmotywować go do działania. Pielgrzym speszył się maksymalnie. Wymamrotał coś pod nosem i znów drepcze- szyba prawa... szyba lewa...
Walę go. Wyjęłam faktury, zeszyty... [ Kolejny kurwa absurd[!] - XXI wiek a ja niczym średniowieczny skryba, bo wg szefa exel to wymysł szatana]. Zdążyłam wziąć długopis, pielgrzym już przy okienku. Wiedziałam! Po prostu kurwa wiedziałam! Nic tylko jebnąć go i patrzeć czy równo się krew leje. Składam wszystko i siląc się na uśmiech pytam: " I na co się pan zdecydował?" "Jakie ma pani najtańsze papierosy?" Jak słyszę taki teks to zastanawiam się po co drepczą i modlą się przed tą wystawką. " Męskie". "Z filtrem?" "Nie". "To znajdź pani takie z filtrem". Zaciskam zęby i szukam. Czerwona mgła przed oczyma sygnalizuje, że już niedużo zostało do tego, żebym wybuchła. "Iguany". "Ile?" "7,80". "Mentole?" "Nie, lajty". "To niech mi pani mentole znajdzie. Tak do 8 złotych". Nie wytrzymuję.
W ostatnim momencie nadaję głosowi łagodniejsze brzmienie i opuszczam "kurwę". "Panie co to [ kurwa] koncert życzeń. Trzeba było od razu sprecyzować co pan chcesz, a nie cykasz informacje jakby to jakaś tajemnica była!" Chyba nie do końca brzmiało jak myślałam, bo gość się speszył. Zbieram w sobie ostatki spokoju. "Mam mentolowe Route 66" - mówię już łagodniej - za 7,75". "Dobra" - wyraźnie się ucieszył. "Daj pani dwie paczki".
Za dwie minuty przyłazi następny. Dali mi akurat tyle czasu, żebym zdążyła rozłożyć papiery. Gość bez karku nie traci czasu na dreptanie, od razu do okienka " Jakie masz tanie papierosy?". "Mam same drogie - odpowiadam nie przestając przepisywać faktury. - a poza tym, nie pasłam z tobą chłoptasiu świń, żebyś mi na ty mówił". Gość wyzywa mnie od głupich kurew i odchodzi.
Zaczynam jedenastą godzinę pracy...
Moja dziesiąta godzina pracy.
Poziom agresji osiągnął punkt krytyczny.
Poziom temperatury w tej blaszanej budzie już dawno przekroczył dopuszczalne, nawet w piekle, normy.
Wiatrak mieli coś, co podobno jest powietrzem, bardziej jednak przypomina zupę.
Przed kioskiem pielgrzym do wystawy z fajkami. Czuję się jakbym pracowała w jakiejś pieprzonej świątyni. Stoją, gapią się i pewnie wznoszą błagalne modły do fajkowego boga o cud obniżek. Bezskutecznie.
Normalnie toleruję ich całkiem nieźle, no może poza jednooką, ale pod warunkiem, że są jakieś przerwy pomiędzy pielgrzymkami. Jak następują po sobie nie wytrzymuję.
Gość drepcze od szyby do szyby. Żeby tam chociaż kurwa ceny były, to bym zrozumiała - porównuje, ale nie ma, więc po chuj drepcze?
Zaczęłabym zliczać faktury, ale wiem, że jak tylko rozłożę papiery zacznie kupować, więc... czekam. A ten drepcze. Po minucie nie wytrzymałam. " I co, namyślił się już Pan?" - próbuję zmotywować go do działania. Pielgrzym speszył się maksymalnie. Wymamrotał coś pod nosem i znów drepcze- szyba prawa... szyba lewa...
Walę go. Wyjęłam faktury, zeszyty... [ Kolejny kurwa absurd[!] - XXI wiek a ja niczym średniowieczny skryba, bo wg szefa exel to wymysł szatana]. Zdążyłam wziąć długopis, pielgrzym już przy okienku. Wiedziałam! Po prostu kurwa wiedziałam! Nic tylko jebnąć go i patrzeć czy równo się krew leje. Składam wszystko i siląc się na uśmiech pytam: " I na co się pan zdecydował?" "Jakie ma pani najtańsze papierosy?" Jak słyszę taki teks to zastanawiam się po co drepczą i modlą się przed tą wystawką. " Męskie". "Z filtrem?" "Nie". "To znajdź pani takie z filtrem". Zaciskam zęby i szukam. Czerwona mgła przed oczyma sygnalizuje, że już niedużo zostało do tego, żebym wybuchła. "Iguany". "Ile?" "7,80". "Mentole?" "Nie, lajty". "To niech mi pani mentole znajdzie. Tak do 8 złotych". Nie wytrzymuję.
W ostatnim momencie nadaję głosowi łagodniejsze brzmienie i opuszczam "kurwę". "Panie co to [ kurwa] koncert życzeń. Trzeba było od razu sprecyzować co pan chcesz, a nie cykasz informacje jakby to jakaś tajemnica była!" Chyba nie do końca brzmiało jak myślałam, bo gość się speszył. Zbieram w sobie ostatki spokoju. "Mam mentolowe Route 66" - mówię już łagodniej - za 7,75". "Dobra" - wyraźnie się ucieszył. "Daj pani dwie paczki".
Za dwie minuty przyłazi następny. Dali mi akurat tyle czasu, żebym zdążyła rozłożyć papiery. Gość bez karku nie traci czasu na dreptanie, od razu do okienka " Jakie masz tanie papierosy?". "Mam same drogie - odpowiadam nie przestając przepisywać faktury. - a poza tym, nie pasłam z tobą chłoptasiu świń, żebyś mi na ty mówił". Gość wyzywa mnie od głupich kurew i odchodzi.
Zaczynam jedenastą godzinę pracy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz