TRZYMAJ SIĘ DRABINY!
- Grzesiek, ja ci mówię, że to nie wyjdzie – powiedziała Kinga podczas próby generalnej do szkolnego przedstawienia.
- Wyjdzie. Co ma nie wyjść – zapewniał ja Grześ patrząc na wykonaną przez Dominikę i Agatę scenografię.
- Mówię ci, że nie wyjdzie. Zlecę na mordę z tej drabiny i taki będzie tego finał – przekonywała go Kinga.
Grześ jednak wiedział swoje.
Widząc, że nic nie wskóra, Kinga jedynie westchnęła, zebrała w ręku ile się tylko dało spódnicy, podniosła ją do góry i zaczęła się wspinać po szczeblach.
Kręciło jej się w głowie.
Stojąc prawie na szczycie starej i chybotliwej drabiny, którą szczelnie przed oczami widza ukrywała wycięta z kartonów dekoracja, Kinga wygłaszała najsłynniejszy bodajże monolog.
Ubrana w długą suknie, która ważyła chyba z tonę, z peruka na głowie, która nie dość, że potwornie grzała, to jeszcze drapała w czoło, Kinga zastanawiała się kiedy spadnie.
Usiłując zachować równowagę, bardziej czuła się jak małpa w cyrku, niż zakochana, młoda kobieta.
- No co jest Kinga? Śpisz? – denerwował się Grześ.
- Nie. Modlę o to, żebym jak już zlecę zdążyła ci obić twarzuchnę – wysyczała zdenerwowana. – Jak chcesz zobaczyć jak tu fajnie, to zapraszam. – Powiedziała poprawiając spódnicę.
- No to zaczynaj!
- Romeo, Romeo... – drabina nieznacznie się zachwiała. – Czemuś ty jesteś Romeo... – Mówiła Kinga czując, że noga zsuwa się jej ze szczebla.
- Słuchaj Grzesiek – powiedział niespokojnie Romeo – Wenancjusz – ona powoli spada. Może zamiast tej drabiny ustawimy ławkę i krzesło, co?
- Nie spada. Wydaje ci się – powiedział Grześ, który również to zauważył.
W przeciwieństwie jednak do Wenancjusza, zastanawiał się jedynie czy Kinga zdąży wypowiedzieć swoją kwestię w całości zanim spadnie czy też nie.
Nie zdążyła.
Zsuwająca się powoli noga, wreszcie zsunęła się do końca. Kinga co prawda próbowała się jeszcze ratować, postawić ją na szczeblu, ale zaplątała się w spódnicę. W akcie rozpaczy spróbowała się czegoś złapać. Odruchowo chwyciła to, co miała przed sobą – papierową balustradę i ... runęła w dół.
Zanim dotknęła parkietu usłyszała jeszcze słowa Grzesia: TRZYMAJ SIĘ DRABINY!
Leżała na podłodze.
Bolała ją noga i nadgarstek. Czuła jak zaczyna jej szumieć w uszach, niechybny znak, że za moment zemdleje. Nad nią pochylał się Grześ i coś mówił. Nie słyszała go.
Wokół zapanowała ciemność.
- Mówiłem, żebyś trzymała się drabiny! – wrzeszczał Grzegorz. – Całą scenografię rozpieprzyłaś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz