6 maja 2009

SPOTKANIE - cz. 1

SPOTKANIE

Agata stała przed głównym wejściem do szkoły i czekała na Wojtka. Pierwszy dzień liceum wolała spędzić z kimś znajomym, pod którego opieką byłaby bezpieczna.

On nadawał się do tego idealnie. Uczył się tu już od dwóch lat, znał ludzi i nauczycieli, przy nim nie mogła popełnić żadnej gafy, która już na samym początku przyniosła by więcej szkody niż to warte. Nie mówiąc już o tym, że był jej chłopakiem, a to dawało gwarancję, by nikomu nie wpadło do głowy szkolić jej jako kota. Bo tego właśnie bała się najbardziej. Szkolenia.

Agata skrzywiła się na samą myśl o tym.

Co prawda głośno mówiono, że fala w szkołach nie istnieje i że jeśli był taki problem, to z całą pewnością został rozwiązany, ale...

Tak mówiono.

Ona jednak, zbyt dobrze pamiętała wszystkie wojtkowe opowieści, by nabrać się, na ten promienny uśmiech, malujący się na nalanej twarzy dyrektora, podczas spotkania z rodzicami, jeszcze podczas wakacji, kiedy gorąco zapewniał o nie istnieniu w jego szkole takiego problemu jak fala, Pamiętała jak tamten mówił o bezpieczeństwie i kulturze osobistej uczniów i jak dziwnie nie pasowało to do tego, o czym mówił jej Wojtek. Nie wiedzieć czemu wierzyła raczej Wojtkowi.

Być może fala w szkołach nie istniała, ale nadal robiło się marginesy w zeszytach starszych uczniów, mierzyło korytarze dziesięciocentymetrową linijką i strzelało do kaczek siedząc na kibelku ze spuszczonymi spodniami. Nawet pojawiająca się na horyzoncie reforma nic nie zmieniła. Fala jak istniała tak istniała. Wierzyła, że tak jest, bo o tym mówił Wojtek, a on nie miał powodów by kłamać. Bo i po co?

Wg mediów fala nie istniała, bo przecież nikt już cię nie bił i nikt nie robił ci tzw. „spłuczki”, wsadzając głowę do klozetu i spuszczając wodę, jednakże... fala istniała. Tylko, że nie oficjalnie – pomyślała jeszcze Agata i poprawiła kołnierzyk, który zawinął się jej z jednej strony.

Kiedy powiedziała mamie, ta spojrzała na nią jak na kosmitkę. Przecież pan dyrektor mówił, że fala w szkole nie istnieje. Prawda? – powiedziała wtedy. Agata skwitowała to wzruszeniem ramion. Nie było sensu tłumaczyć mamie czego się obawiała. Narobiłaby tylko niepotrzebnego szumu. Poszła do dyry i skończyłoby się całkowitym obciachem.

Powiedziała Wojtkowi. I to wystarczyło.

Wolała się zabezpieczyć, na swój własny sposób – obecnością u jego boku. Tak... na wszelki wypadek, gdyby jednak się okazało, że fala istnieje i jest znacznie gorsza od tej, jaka była, nim media rozdmuchały tą sprawę.

Spojrzała na zegarek. Pół godziny do rozpoczęcia! Po co ona tak wcześnie przyszła? Rozejrzała się wokoło. Nigdzie żywego ducha. Wojtek nie przyjdzie wcześniej, niż za kwadrans... co to był za głupi pomysł, żeby tak durnowato się umówić. Przed szkołą! Też coś!!!

Jeszcze sobie ktoś pomyśli, że ona taka gorliwa i nie może doczekać się szkoły. Agata nerwowo rozejrzała się wokół. Nadal nikogo nie było. Postanowiła przejść się kawałek. Niedaleko, żeby nie przeoczyć Wojtka, ale też w dostatecznej odległości od wejścia, żeby broń Boże, nikt jej o nic nie posądził. Zwłaszcza o to, że nie może doczekać się nowego roku szkolnego.

Zaczęła iść główną alejką niewielkiego parku, który przylegał do terenów szkoły. Boże, co ona by dała, żeby wróciły czasy podstawówki. Brakowało jej Dominiki, Kingi i Natalii. Razem tworzyły zgraną paczkę, a teraz? Dominika w elitarnym liceum, trzydzieści kilometrów stąd... Kinga złożyła papiery do hotelarza i pewnie się tam dostała, bo przecież zawsze dostawała to czego chciała... a Natalię... Natalię rodzice postanowili wysłać do zakonnic, bo ubzdurali sobie, że tylko w katolickich szkołach jest teraz jako taki poziom nauczania.

Została sama.

Co prawda był Wojtek, ale to nie to samo.

***

Wysokie na dziesięć centymetrów obcasy zapadły się w żwirowej alejce.

- A żeby to jasna cholera trafiła! – wyrwało się z precyzyjnie obrysowanych różowawą konturówką i wypełnionych o ton ciemniejszą pomadką ust.

Właścicielką tychże umalowanych ust, jak również zapadających się obcasów, była Natalia. Wyjątkowo wyszła z domu nieco wcześniej [ nowe buty potwornie obcierały], aby powolutku, nie spiesząc się, dojść do szkoły, na uroczystą inaugurację.

To miał być jej dzień! Miała skończone piętnaście lat. Za sobą podstawówkę, a przed nią rysującą się cudowną przyszłość, przeplataną podbojami, dyskotekami i romansami, niczym w ukochanym „Beverly Hills 90210”.

Była licealistką!!! Była prawie dorosła!!!

Spojrzała na tonące w żwirze obcasy.

Wyszła wcześniej, ale i tak nic to nie dało, bowiem chcąc jeszcze bardziej ułatwić sobie życie, postanowiła pójść na skróty – przez park. Może, gdyby wcześniej szła tędy kiedykolwiek, nie popełniła by tego błędu? Niestety, nie wzięła pod uwagę jednego. Alejki wysypane był żwirkiem, który w tej właśnie chwili, niszczył, przy każdym kolejnym jej kroku nowe buty.

Wpatrzona w ziemię, całą swoją uwagę koncentrowała na tym, by jak najdelikatniej przebyć wyznaczoną trasę. Dopiero po paru sekundach, dotarło do niej, że ktoś ją woła. Podniosła głowę i w tym momencie stanęła oko w oko z uradowaną i zasapaną Agatą.

- Co ty tu robisz?!!! – ściskała ją przyjaciółka. -Myślałam, że już jesteś u tych zakonnic! Na mszy albo co.

- Miesięczny strajk i... postawiłam na swoim – Natalia uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać, jak to początkowo płaczem, awanturami, później zaś głodówką, wymusiła na rodzicach zmianą decyzji. – Mówię ci, co przeżyłam, to moje. Do ostatniej chwili nie wiedziałam co będzie. Dobrze, że mi babcia krakersy przemycała, bo bym chyba naprawdę z głodu padła. Ty sobie nawet nie wyobrażasz jak tam jest. Normalnie więzienie. Gdyby starsi nie zmienili decyzji, chyba bym umarła tam już pierwszego tygodnia.

- Kogo tak obgadujecie? – zapytała, podchodząc do nich, Dominika.

Obie przyjaciółki odwróciły się w jej stronę.

- Dominika?! To ty?!!! Serio? Domina? Naprawdę?!!!

- Czemu nie jesteś w mózgowni?! – chciała wiedzieć Agata.

- Nie przyjęli mnie. Stwierdzili, że skoro w moim rodzinnym mieście jest takie samo liceum, z klasą do jakiej składałam papiery, to równie dobrze mogę chodzić tam – wyjaśniła dziewczyna, ubrana w spodnie dzwony, kwiecistą bluzkę i włóczkową czapeczkę. – Ale nie, to nie – poprawiła na głowie czapeczkę. - Szkoda tylko, że dalej tkwię w domu. Już myślałam, że się uwolnię spod skrzydełek mamusi, a tu się okazuje, że przez najbliższe cztery lata nie ma na to szans. A ty Nata, czemu nie u sióstr? – spytała przyjaciółkę, która stojąc na jednej nodze i trzymając w ręku pantofel, oglądała straty jakie poczynił na nim żwirek.

- Przekonałam starych, że to kiepski pomysł – wyjaśniła Natalia, zakładając z powrotem but i ściągając drugi. – Babcia mi pomogła i jakoś się udało. Cholera, buty mam do szewca! A dopiero co je kupiłam!

- Daj spokój z butami – próbowała ją pocieszyć Dominika.

- No to jesteśmy prawie w komplecie – stwierdziła Agata.

- Jesteśmy w komplecie – poprawiła ją Dominika, wskazując jednocześnie brodą, na stojącą przed wejściem do szkoły dziewczynę.

***

Stała na szczycie schodów.

Ubrana w niebieskie jeansy, tak wąskie, że pierwsza myśl, jaka pojawiała się na ich widok, to: „jakim cudem zostały założone”, czarny golf i skórzaną marynarkę. Z długimi, prostymi, brązowymi włosami, oczami jak u sarenki Bambi i miną znudzonej modelki, budziła powszechne zainteresowanie u wszystkich mijających ją chłopaków.

Na Kindze nie robiło to najmniejszego wrażenia. Doskonale zdawała sobie sprawę jak wygląda. Postanowiła, że przetrwa jakoś ten dzień. W końcu w każdej szkole, nawet w takim kurniku jak ten, można sobie ułożyć całkiem przyjemne życie. Pod warunkiem oczywiście, że jest się wystarczająco wrednym, by nikomu nie przychodziło nawet na myśl, że jest inaczej i dostatecznie ładnym, by chłopcy leżeli u twych stóp. Kinga była przekonana, że oba te warunki spełnia w stu procentach.

Kolejny mijający ją chłopak rzucił jakąś aluzję, ale Kinga zmroziła go jedynie wzrokiem. Nie zależało jej na kolejnych adoratorach. Miała Krzysia. Przynajmniej na razie jej wystarczał, nawet jeśli czasami wydawało się, że jest inaczej.

Ogromne zainteresowanie jakie budziła, nie powodowało jednak zadowolenia na twarzy jej towarzysza, ubranego podobnie jak ona, w jeansy, golf i marynarkę. Krzyś czuł się zagrożony. W podstawówce był najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, ale tu... tu miał konkurencję. Po raz pierwszy poczuł, że może ją stracić. Tym bardziej, że od jakiegoś czasu Kinga była humorzasta i nic jej nie pasowało.

Stojąc tak obok siebie, sprawiali wrażenie wyciętych z jakiegoś katalogu.

Jednakowo ubrani, jednakowe wykonujący gesty...

- Kinga!!! – wykrzyknęły razem Natalia i Agata.

- Z nieodłącznym Krzysiem u boku – mruknęła Dominika.

Dziewczyna, słysząc swoje imię, obróciła się w stronę skąd dochodziło wołanie.

Widok, jaki ukazał się jej oczom, wywołał pierwszy, jeszcze dość nieśmiały, uśmiech na jej twarzy.

- Cześć – przywitała się z podchodzącymi do niej przyjaciółkami, po czym odwróciła się w stronę chłopaka i powiedziała – no, na co czekasz? Idź i zajmij nam miejsca. Chyba nie myślisz, że będziemy stać na tej całej głupocie. To pewnie potrwa z godzinę, jak nie dłużej. I weź ze sobą Wojtka, żeby się tu nie pałętał i nie przeszkadzał.

- Od razu słychać, że wróciłaś – uśmiechnęła się Dominika.

- Czemu nie w hotelarzu? – zapytała Agata.

- Daj spokój! Odwalili taką manianę, że słów brak. – Kinga odgarnęła opadające jej na twarz włosy. - Miejsca były rozdzielone jeszcze przed egzaminami. Nie miałam najmniejszych szans. Matka z walizką pieniędzy nie pojechała, więc gdzie mi tam do elity. Normalnie takie numery widziałam, że nawet byście nie uwierzyły. Jeden gościu nie zdał polaka, a i tak był na liście przyjętych. Z gery, jak dowalili pytania, to nie wiedziałam nawet jak się nazywam. Zupełnie inne niż na zagadnieniach jakie podali. Część osób, to się nawet nie starała ukryć, że jeszcze przed egzaminami wiedziała, że jest przyjęta... Domina, a ty czemu nie w mózgowni? Nata, miałaś być u sióstr. Co jest grane?

- Nie przyjęli mnie – krótko poinformowała Dominika, uznając za właściwe ograniczyć się do tak lakonicznej odpowiedzi.

- A ja przekonałam staruszków – wyjaśniła Natalia. – Zobacz, jak sobie buty załatwiłam przez ten żwir – zmieniła nagle temat i podniosła nogę tak, by Kinga mogła ocenić straty. - Koniec dwudziestego wieku, a oni żwirem ścieżki wysypują. Jakby nie było betonu! Albo asfaltu!

- Tak jest romantyczniej... – zaczęła Domina.

- Eeeeeee tam... No to co ? Znowu razem?

- Zaraz, zaraz, a w jakich jesteście klasach? Bo ja w „b”.

- Ja też.

- Tak samo.

- Ja również.

- Czyli, znowu razem. Co za spotkanie! – Kinga pokręciła głową z niedowierzaniem i uśmiechnęła się promiennie. – Liceum, trzymaj się. Nadchodzimy. Wielka czwórka skompletowana.

Cztery przyjaciółki raźno przekroczyły próg nowej szkoły.

Zaczynały nowe życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz