3 marca 2010

WIOSENNE ROZWAŻANIA O KURIERACH

Zamówiliśmy z Emanem ostatnio nowe drzewko dla kotów.
Zbieraliśmy się do tego już jakiś czas, ostatecznie zmusiła nas waga Zbója i jego przemożna potrzeba spania na drzewku. Ponieważ to, którym dysponowaliśmy zaczynało stanowić zagrożenie nie tylko dla wskakującego nań Zbója, ale i dla innych domowników, podjęliśmy decyzję o zakupie nowego.
Pamiętając ceny sprzed kilku lat, przeliczyliśmy dostępne środki i zaczęliśmy poszukiwania.
Drzewko udało się znaleźć dość szybko, cena była wyjątkowo atrakcyjna, do tego transport zamiast Pocztą Polską, do której jesteśmy nieco uprzedzeni - kurierem. Słowem ... idealnie.
Zamówiliśmy drzewko.
Kontakt z producentem okazał się rewelacyjny, i już na drugi dzień po zakupie drzewko zostało wysłane.
Kurierowi dotarcie do nas z Jeleniej Góry zajęło prawie trzy dni robocze [ po drodze była sobota i niedziela, więc ich nie liczę], to jednak nie było inspiracją do napisania postu. W końcu kurier też człowiek, a droga do Krakowa daleka... W dodatku mowa tu o "polskich drogach", więc niech mu będzie. Jednak bodźcem do tego wpisu nie był czas, po jakim drzewko dostarczono. O nie.
Do tego, by wiosenne rozważania rozpocząć od tematu Kurierów natchnęła mnie rozmowa, jaką udało mi się z moim własnym kurierem przeprowadzić. A było tak...

Kiedy w poniedziałek kurier nie dotarł [ minęły już 4 dni od wysłania paczki] zaczęłam się martwić. Znając złośliwość losu wiedziałam, że wyjdę do sklepu po mleko i wtedy właśnie Pan Kurier radośnie zapuka do moich drzwi. Z drugiej zaś strony, nie mogłam zostać pustelnicą czekającą na tegoż właśnie kuriera dniem i nocą.
We wtorek w tempie ekspresowym zrobiłam jedynie najpotrzebniejsze zakupy i wróciłam do domu, mając cichą nadzieję, że z Kurierem się nie minęłam.
Nie minęłam. Zadzwonił około 13:00. O dziwo, bo z moich ostatnich obserwacji wynika, że coraz rzadziej dzwonią, wychodząc z założenia, że skoro ktoś coś zamówił, to pewnie siedzi w domu i czeka.
Wróćmy jednak do Kuriera. Zbolałym głosem zapytał czy będę przez następne 20 min. w domu , bo on mi wiezie paczkę. Powiedziałam, że będę, i że bardzo się cieszę, że wreszcie do mnie dotrze [ dla tych co mnie znają drobna uwaga - nie było w moim głosie ani krztyny złośliwości]. Kurier przyjął to ze stoickim spokojem, prawdopodobnie wyznając wyżej wspomnianą przeze mnie zasadę, że skoro zamówiłam to mam czekać i kontynuował rozmowę. Dalsza jej część przebiegała tak:
- A na którym piętrze Pani mieszka?
- Na czwartym.
- Ku... - usłyszałam w oddali. - Dobra, to niech ktoś zejdzie i odbierze tą paczkę, bo ona 30 kg waży, a ja zmęczony jestem.
- Ale w domu jestem tylko ja- powiedziałam z autentycznym poczuciem winy. Co prawda był Leman, ale nie wiedziałam czy zgodzi się nosić moje paczki.
- Ku... - ponownie w oddali.- Dobra. Niech Pani zejdzie i mi pani pomoże, bo ona w dwóch kartonach jest. Takich taśmą sklejonych i nieporęczna.
Popatrzyłam na mój brzuch jak piłkę, który w tym momencie artystycznie wygięty był przez nogę Kijanki i będąc jeszcze pod wrażeniem wcześniejszego przebiegu tej rozmowy usprawiedliwiałam się dalej.- Bardzo mi przykro, ale nie będę mogła Panu pomóc. Jestem w zaawansowanej ciąży i noszenie ciężkich paczek raczej nie jest dobrym pomysłem - czułam się autentycznie winna, choć nie mam pojęcia dlaczego. Czy dlatego, ze jestem w ciąży, czy dlatego, ze kurier będzie niósł ciężką paczkę sam, czy też dlatego ze zamówiłam taką ciężką i nieporęczną paczkę.
-[ westchnienie]. A ma Pani samochód na parkingu? Niech Pani weźmie kluczyki, to ja Pani ją włożę do samochodu.
- Nie nie mam, ale jeśli to pomoże , może Pan te dwie paczki rozdzielić. - autentycznie czułam potrzebę jakiegoś wynagrodzenia za tyle problemów jakie sprawiłam ja, moja ciąża i nieszczęsna paczka.
- Dobra, pogadamy jak przyjadę.

Dopiero po rozłączeniu naszło mnie kilka refleksji. Oto one:
* Zgodnie z prawem w Polsce paczki do 31.5 kg są wnoszone przez kuriera [ powyżej trzeba samemu się zatroszczyć], więc dlaczego mam ją nosić sama?
* Gdybym nawet miała samochód na parkingu i jakimś cudem paczka by się zmieściła, to potem przeniosłabym ją na górę siłą umysłu jak jedi chyba, bo w ciąży byłabym nadal. Czy też raczej powinnam poczekać, aż urodzę, dojdę do siebie i wtedy ją sobie wnieść?
* Jeśli firma nie ma możliwości dostarczenia takiej paczki nie powinna przyjmować jej przy nadaniu. Inaczej jest to wprowadzanie w błąd klienta.
* To, ze Pan jest zmęczony dostarczaniem paczek nie jest moją winą - taki sposób zarabiania na życie sobie wybrał.

Ostatecznie Leman pomógł wnieść paczkę, ale Pan Kurier i tak był obrażony. I to by było na tyle.

2 komentarze:

  1. Cóż co do kurierów mam nie najlepsze wspomnienia, użyłem ich 3 razy, i 2 razy miałem chęć zajebać:
    1) przywieźli pikusia ze Szczecina, w efekcie napierdalania nim o wszystko w środku wszystkie bebechy latały (obłamane podstawki itd)
    2) przywieźli coś tam nie pamiętam co, napisałem że odbiór po 17, ale to nic o 10 gościu dzwoni i pyta czy jestem w domu (psie pole), mówię że jestem w robocie w centrum (koło 10-15 km od psiego pola), na to on czy mogę podjechać bo za kilkanaście minut on będzie. Cóż nie mogłem.
    3) przywieźli nową obudowę do pikusia i było ok.

    Więc kurierzy tak naprawdę od poczty polskiej niewiele się różnią w mym mniemaniu. Chociaż nie przypomniałem sobie 4 raz, gdy kurier przyjechał odebrać odemnie paczkę i zawieźć na polibudę do Szczecina, nie wiem czy panie były zadowolone :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja do tej pory miałam z kurierami same pozytywne doświadczenia. Dostosowywali się do godzin, wnosili towar, transportowani z ostrożnością i pewnie dlatego byłam taka zaskoczona tym bucem.
    druga sprawa, ze do tej pory trafiałam na "dorosłych " kurierów a tym razem to był jakiś "szczypior". Może w tym tkwi problem?

    OdpowiedzUsuń