16 lutego 2010

POLEMIKA O TOSTEROWYCH DUPACH - przeciętna Dupa i depilacja

Od czasu do czasu zdarza mi się przeprowadzać z Tosterem rozmowy, które łatwo określić by można jako balansujące na granicy absurdu. Punktem wyjściowy jest dla nich albo przysłany o świcie SMS [ o treści typu: wziuuuu Toster przejechał tramwajem...] albo przedłużający się brak wpisu na jego blogu.
Oczywiście wpis wpisowi nierówny. Są doskonałe wpisy - pokazujące tosterowy sposób bycia, myślenia i funkcjonowania, jak na przykład ten i takie lubię, i są posty beznadziejne, w stylu napiszę coś byleby było - jak na przykład ten, których nie uznaję za posty.
Kiedy zatem zbyt długo nie mam co czytać na tosterowym blogu zaczynam marudzić. Początkowo na GG, jeśli to nie pomaga, zostawiam marudny komentarz, a jeśli i to nie odnosi skutku, dokładam marudzącego smsa.
Ostatecznie Toster ma mnie dość i obiecuje napisać coś tosterowego. Raz mu się uda, raz nie. Ważne, że próbuje.
Jednym z takich postów - efektów marudzenia - jest wpis o dupach. Tutaj możecie go przeczytać.
Przeczytałam i doszłam do wniosku, że choć wymagał dużo pracy [ całe to przeszukiwanie netu by zabłysnąć odnośnikami] jest płytki i powierzchowny. Absolutnie nie wykorzystując możliwości jakie niesie ze sobą zarówno nieobliczalny umysł Tostera jak i samo zagadnienie. Obiecałam popolemizować o tej dupie i tosterowym jej ujęciu.

Bez względu na to jak zostanę określona : laska, dupa, cielęcinka... ważne jest nie to co zostało powiedziane, ale JAK zostało powiedziane. Nawet ta nieszczęsna dupa, choć uznawana za określenie wulgarne może być do przyjęcia. Jeśli jednak widzę, że gość stoi już po kolana we własnej ślinie, a w wyobraźni rozebrał mnie z 15 min. wcześniej, to jakoś nie umiem tego odebrać jako komplement. Tym bardziej, gdy "komplement" artykułowany jest spod przysłowiowej budki z piwem. Nie oszukujmy się, liczenie na to, że w ciągu pierwszych 2 min. facet dostrzeże we mnie 170 IQ jest mało prawdopodobne. Gdybym na to liczyła byłabym nie tylko samotną, ale i sfrustrowaną dziewicą. Zatem... nie słowo, a sposób jego wypowiadania.
Odwróćmy jednak sytuację. Jeśli będę szła ulicą i na chodniku minie mnie facet o boskim tyłku, a ja skomentuję to tekstem: "Boże jakie mięcho", to będzie w wniebowzięty? Nie sądzę.
Jeśli będę chciała pójść z facetem do łóżka, bo Matka Natura wyposażyła go niczym konia, to będzie mu miło i nie mam tu na myśli jedynie czasu bzykania?
Jeśli zdecyduję się na bycie z facetem tylko dlatego, że ma tyłek jak brzoskwinia czy penisa, na którym spokojnie wytatuować można "konstantynopolitańczyk", a on będzie tego świadom zareaguje jak kobieta na "dupę".
Nie ma się co oszukiwać. Nikt, bez względu na płeć, kto ma IQ wyższe od stołu nie chce być całe życie postrzegany przez pryzmat swojej cielesności.
I choć tak jest, to właśnie jej poświęcamy najwięcej uwagi.
Przeciętną kobietę nie ciągnie do zabiegów woskiem czy laserem, bo jest masochistkę i ból sprawia jej przyjemność. Torturuje się z bardzo pragmatycznych powodów. Nie oszukujmy się, odpowiednikiem "laski" jest "mineta" i jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, że facet z pieśnią na ustach i maczetą w dłoni przemierza dziki busz, by partnerce było dobrze. Zakładam tu oczywiście, że jakimś cudem udało się jej dojść w związku, aż do sypialni, pomimo nóżek jak sarenka. Zatem wyjeżdżanie z tekstem, że kobiety kochają ból nie do końca jest słuszne. Po prostu wyjścia nie mają. Wosk - jest zwyczajnie najpraktyczniejszy. 5 min. bólu gwarantuje spokój na co najmniej trzy tygodnie i szanse na niezły orgazm. Pomijam tu oczywiście kwestie społecznego ostracyzmu, jaki spotka "niewykarczowaną" kobietę chociażby na plaży. Wszechwładne media wykreowały w naszych umysłach taki, a nie inny wizerunek kobiety i nic na to nie poradzimy, że na widok jakiegokolwiek owłosienia nieakceptowanego przez ogół społeczeństwa reagujemy w najlepszym przypadku tak, jak Samanta na widok Mirandy [ pełnometrażowy "Sex w wielkim mieście"]
Skoro zaś, już przy depilacja jesteśmy, warto by słów kilka o stylu brazylijskim. faceci cały czas powtarzają że są wzrokowcami i chyba coś w tym jest. Jak nie widzą to nie trafią, a przynajmniej nieco pobłądzą nim dojdą do celu.
Co prawda każdy facet twierdzi, że doskonale wie gdzie jest łechtaczka ale ... tylko w teorii. W praktyce bez całkowicie wykarczowanego terenu często i z mapą nie trafi, chyba, że ma GPS w postaci instruującej partnerki, choć z żalem przyznaję, że i w takim przypadku zdarzają się na tyle oporni uczniowie, by wielodniowa nauka poszła na marne. Cóż i tak bywa... nie ma się zatem co dziwić, ze kobiety, o przepraszam, niezłe dupy skazane są na brazylijkę by zwiększyć swoje szanse lub po prostu na to - by zakończyć męczarnie i wrócić do słynnego króliczka
Swoją drogą Panowie... ten odcinek jest z dedykacją dla wszystkich chełpiących się;)

C.D.N. [ czyli kura, stringi i cellulit]

2 komentarze:

  1. Polemika bez zdjęć lub linków do materiałów feministek popierających przytaczane tezy się nie liczy :) Za 2 dni pojawi się moja kontr polemika do polemiki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak myślałam. no cóż nie mam czasu wyszukiwać filmików i zdjęć:P.
    pół kobiety pół akwaria tak mają.
    na polemikę czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń