20 listopada 2009

JAK RADZIC SOBIE Z WYKŁADOWCĄ - CZ. 1

Jak radzić sobie z wykładowcą?

Bycie studentem wiąże się nierozerwalnie, czy tego chcemy czy nie, z uczestnictwem w różnego typu zajęciach. I o ile niektóre z nich możemy opuścić [ patrz rozdział „Jak ułożyć siatkę godzin?”], o tyle zdarzają się również takie, na których nasza obecność jest nie tylko pożądana, ale wręcz konieczna.
Wykładowcy są różni. Trafić, więc możemy na:

WYKŁADOWCĘ PRZEINTELEKTUALIZOWANEGO

Jeśli po pięciu minutach od rozpoczęcia zajęć stwierdzimy, że jedyne co rozumiemy z całego wykładu to spójniki, absolutnie nie popadamy w popłoch, tylko dyskretnie rozglądamy się po sali.
Jeśli na twarzach pozostałych studentów zauważymy cień wątpliwości, a w oczach panikę, możemy być pewni, że to nie nasze niedoskonałości intelektualne właśnie się ujawniły, tylko najzwyczajniej w świecie, stoi przed nami wykładowca przeintelektualizowany.
Doświadczenia wielu pokoleń dowiodły, że jakakolwiek próba robienia sensownych notatek jest w tym przypadku nie możliwa, bowiem w momencie, gdy my zapisujemy jedno z nowo usłyszanych słów, by później w zaciszu biblioteki lub własnego pokoju sprawdzić co też u licha ono oznacza, wykładowca przeintelektualizowany wyartykułował już kolejne dziesięć, których nie zdążyliśmy spamiętać, a co dopiero zapisać. Mimo wszystko nie powinniśmy popadać w przygnębienie, bowiem nie tylko my, ale również wszyscy pozostali obecni na wykładzie, notatek mieć nie będą.
Jeśli wykładowca przeintelektualizowany prowadzi z nami zajęcia kończące się zwykłym zaliczeniem, mamy niezwykłe szczęście i w tym przypadku na zajęciach pojawiamy się raz na jakiś czas, tak, by mógł on zapamiętać naszą twarz i w przyszłości bez problemu podpisać się we wskazanej przez nas rubryce w indeksie. Jeśli natomiast przedmiot ten kończy się egzaminem sprawa staje się nieco trudniejsza, jednakże nie beznadziejna.
Możemy bowiem w ramach własnej inicjatywy sięgnąć po literaturę przedmiotu, która zazwyczaj pisana jest językiem dla studenta, pozwalającą nam choć pobieżnie zgłębić istotę problemu lub też odkupić ewentualne notatki od studentów z lat wyższych
( jeśli takowe w ogóle istnieją).
W przypadku, gdy literatura przedmiotu nie istnieje lub też jest nieosiągalna [patrz rozdział „ Jak korzystać z biblioteki uczelnianej?”] nie popadamy w panikę. W końcu nawet gdybyśmy się nauczyli to i tak z całą pewnością nie zrozumiemy stawianych nam pytań na egzaminie.


WYKŁADOWCĘ BIUROKRATĘ


Jeśli z chwilą wybicie na zegarze określonej w siatce zajęć godziny w drzwiach pojawia się wykładowca dalsze nasze obserwacje są niepotrzebne. Na pierwszy już bowiem rzut oka wiadomo, że do czynienia mamy z wykładowcą biurokratą. Jeśli pomimo wszystko pragniemy się upewnić czy rzeczywiście to, co podpowiada nam umysł jest prawdą przeprowadzamy szybkie otaksowanie wchodzącego. Marynarka, materiałowe spodnie, krawat i skórzana aktówka są niezbitym dowodem, że mamy rację – zajęcia prowadzić będzie wykładowca biurokrata.
Wieloletnie doświadczenia całych pokoleń jasno dowiodły że jest to najgorszy z możliwych typów.
Wykładowca biurokrata nie spóźnia się, chyba że nie od niego to zależy [patrz rozdział „gry i zabawy”], nie skraca zajęć, prowadzi listę obecności, przeprowadza egzaminy we wczesnych godzinach rannych, ma pamięć niczym słoń i na wszelkie inne możliwe sposoby utrudnia życie studentom.
Swoją pracę traktuje jak krucjatę, misję iście boską, a w związku z tym każdy uczęszczający na jego zajęcia student ma możliwość zostania męczennikiem.
Jeśli wykładowca biurokrata prowadzi z nami zajęcia kończące się zaliczeniem, jesteśmy na nich ze stu procentową frekwencją [patrz rozdział „jak ułożyć siatkę godzin”], siedząc możliwie najbliżej katedry i wpisując się na listę obecności dużymi, drukowanymi literami, tak, by broń boże nie można nas było pomylić z kimś innym. Przy takich zabiegach możemy żywić nadzieję, że uzyskamy upragniony wpis bez zbędnych, dodatkowych, traumatycznych doświadczeń.
Jeśli natomiast przedmiot ten kończy się zaliczeniem z oceną lub egzaminem [dla wykładowcy biurokraty nie istnieje pomiędzy nimi różnica] sprawa przedstawia się znacznie gorzej. Stuprocentowa frekwencja na zajęciach, siedzenie blisko katedry, a także nasze ogromniaste litery tworzące podpis na każdej z list obecności mogą w tym przypadku okazać się niewystarczające, bowiem wykładowca biurokrata będzie żądał od nas dodatkowo... wiedzy.
Należy tu zaznaczyć że jaka by ona nie była i tak okaże się za mała, o czym z całą pewnością zostaniemy przekonani przez wykładowcę biurokratę po tym jak rzuci on nam ze trzy pytania pomagająco – grzebiące, powszechnie znane jako betonowe koła ratunkowe.
Dotychczasowe badania studenckie niezbicie wykazały, że na wykładowcę biurokratę sposobu nie ma i po prostu trzeba go przeżyć [ w zależności od wieku wykładowcy biurokraty ostatnie stwierdzenie należy potraktować dosłownie lub metaforycznie]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz