13 sierpnia 2009

HISTORIA MASZYNKI DO SERA Z KAWĄ W TLE

CZWARTEK; 07:30

Po ułożeniu gazet, zrobieniu zamówienia na fajki, uzupełnieniu teczek, mam wreszcie chwilę na to by usiąść. Puszczam "strzałkę" Ewie, - sprzedaje w sklepie obok - że to czas na kawę. Czekam. Ewy ani widu ani słychu. Mojej kawy też.
Jak nie wypiję teraz to zaliczę zgon.
Jestem uzależniona. Pierwsza kawa do 7:45, druga w okolicach 12:00, później zależy od dnia. I oczywiście jeszcze jedna obowiązkowo około 17;00.
Nie ma rady. Zamykam okienko, wywieszam kartkę "zaraz wracam" i idę sprawdzić dlaczego nie mam jeszcze kawy.
W sklepie Ewa szaleje. Kolejka trzyosobowa, wszyscy kupują to samo - trzy bułki, trzy plasterki sera... Niby wszystko w porządku, coś jednak jest nie tak. Kiedy dochodzi do sera, Ewa robi teatralną minę, rozkłada ręce i mówi, że bardzo jej przykro, ale maszyna do krojenia sera się zepsuła.
Pokazuje przy tym na elementy składowe krajalnicy, leżące każdy osobno na blacie. Brzmi całkiem przekonywująco, ale jakoś za spokojna jak na zepsutą maszynę, więc kiedy wychodzi ostatni klient pytająco na nią patrzę. "Wkurzali mnie" - odpowiada, a ponieważ dalej patrzę pytająco dodatkowo wyjaśnia : " Ciągle tylko trzy plasterki i trzy plasterki. No to ją rozkręciłam i mam spokój. Kupują w kawałku. Z resztą, to nawet lepiej, bo więcej kupują, a ja ten ser muszę sprzedać, bo dłużnej jak dwa dni to już nie pociągnie". "Aha" - na tyle jestem w stanie się zdobyć bez kawy. Stawiam na ladzie kubek, obok kładę saszetkę "3 w 1" i wymownie patrzę. " Racja. Kawa. " Ewa stuka się w czoło. To przez tych klientów. Łażą i łażą. Całkiem zapomniałam, że to już czas.
Wychodzę. Oczywiście leje. Pod kioskiem kolejka.
Stali klienci nic nie mówią tylko grzecznie czekają, ale jakiś nowy z pyskiem wyskakuje, gdzie ja łażę. Moim obowiązkiem jest siedzieć na dupie i obsługiwać. Patrzę na niego i spokojnie stwierdzam, że czy tego chce czy nie kioskarza, tak jak innego człowieka ogranicza, na przykład, układ wydalniczy. I, że zdradzę mu tajemnicę, też czasem sikam. Gość milknie od razu, a metal od "Iguan" uśmiecha się pod nosem.
Otwieram kiosk i zaczynam obsługiwać. Kolejka topnieje, a ja czuję, że jeśli kawy zaraz nie będzie pozabijam wszystkich. Na szczęście zjawia się moja kawa.
Ewa stawia kubek i leci, bo właśnie przywieźli piwo. Za chwilę przybiega, rzucając pod nosem kurwami. "Pożycz mi 300, bo przywieźli alkohol". Pożyczam.
Leje coraz bardziej. Klienci niczym dinozaury... wyginęli. Przeczytałam już wszystko co się da. Został tylko "Fakt", "Super ekspress" i "świerszczyki - stukacze". Aż tak zdesperowana nie jestem. Przynajmniej na tą chwilę.
OKOŁO POŁUDNIA
Leje masakrycznie.
Przejrzałam "świerszczyki - stukacze". Przymierzam się do "Faktu". Na szczęście dla moich komórek mózgowych przyszła Ewa z kawą. Stawia kawę, obok kubka kładzie cukierki miętowe. "Jak wypijesz zjedz cukierki" - mówi i wraca do sklepu. Z początku nie wiem o co chodzi z tymi cukierkami. Pierwszy łyk kawy i już wiem. Dzwonię do Ewki. "Co tam dałaś?" " Nic" - śmieje się do słuchawki i rozłącza. Za chwile jest przy okienku. "Nie smakuje?" - pyta ze śmiechem. Czuje jak kolejne procenty uderzają mi do głowy. "Smakuje, smakuje" zapewniam gorąco. "Tylko chciałam wiedzieć co dodałaś". "Hurtownia przesłała szefowi w prezencie Advocata i Absoluta. Zostawiłam mu Absoluta, a Advokata wzięłam dla nas". Ewa ma procentowy humor i pachnie miętówkami. Jest mi coraz lepiej. Staram się jednak pić kawę małymi łykami z dłuższymi odstępami czasowymi łyka od łyka. Receptura 50:50 jest dość... ścinająca.
OKOŁO 13:00
Idę na siku i plotki. Humor mam doskonały. Lekki rausz pozwala na czytanie "Faktu" bez niebezpieczeństwa zmian [ nieodwracalnych] w mózgu. W sklepie maszyna do sera skręcona, za to rozkręcona jest ta od wędlin. Pytająco patrzę na Ewę. "Zepsuła się" - chichocze - " Jak zaczęli kupować wędlinę, a przestali ser, to się zepsuła".
No to było do przewidzenia. W końcu widziałam, że wędlina potrzebowała odświeżania - głównie "Ludwikiem" - już rano.

2 komentarze:

  1. Jakoś trzeba sobie radzić. I żeby kawę wypić i żeby się nie napracować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No człowiek kombinuje jak może...

    OdpowiedzUsuń